Barcelona o krok od finału Ligi Mistrzów

Barcelona o krok od finału Ligi Mistrzów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Trzy czerwone kartki, w tym dla trenera Królewskich Jose Mourinho, pięć żółtych, przepychanki na boisku i poza nim, a także sporo złośliwych fauli, mało pięknej gry - tak wyglądał mecz Realu Madryt z FC Barcelona w półfinale Ligi Mistrzów. Nie było to wielkie widowisko, ale na wysokości zadania stanął Lionel Messi, który strzelił dwie bramki i zapewnił zwycięstwo Dumie Katalonii. W pierwszym półfinałowym meczu Ligi Mistrzów Real Madryt przegrał u siebie z Barceloną 0:2.

To było trzecie spotkanie wielkich hiszpańskich klubów w  ostatnich dniach, ale zdecydowanie mniej emocjonujące niż poprzednie. W lidze, również na stadionie Santiago Bernabeu, padł remis 1:1, zaś tydzień temu w finale Pucharu Króla triumfował Real, który po dogrywce pokonał Barcelonę 1:0. 

Tym razem o zwycięstwie Barcelony przesądził Messi. W 76. minucie wykorzystał znakomite podanie wprowadzonego chwilę wcześniej na  boisko Ibrahima Afellaya, zaś w 87. przebiegł z piłką ponad 30 metrów, i  mimo asysty czterech przeciwników, znów pokonał Ikera Casillasa. To 10. i 11. gol Messiego w obecnych rozgrywkach Champions League - we wszystkich rozgrywkach w tym sezonie Messi zdobył już 52 bramki dla Barcelony.

Największy gwiazdor Realu - Cristiano Ronaldo - znalazł się tym razem w cieniu Messiego. W pierwszej części fatalnie wykonywał rzuty wolne (dwa razy w mur), a także miał pretensje do  partnerów z zespołu za brak wsparcia w akcjach ofensywnych.

Przez 90 minut zawodnicy obu drużyn nie szczędzili sobie złośliwości. Bardzo gorąco zrobiło się w przerwie, tuż przed wejściem do tunelu prowadzącego do  szatni. Doszło do przepychanek, a najbardziej agresywny rezerwowy bramkarz Barcy Jose Pinto otrzymał czerwoną kartkę. W 60. minucie boisko musiał opuścić obrońca Realu Pepe, który brutalnie sfaulował Daniego Alvesa. Od tego momentu rozpoczęło się nieszczęście Królewskich. Swoim piłkarzom nie mógł pomóc znakomity strateg, za jakiego uchodzi Mourinho, bowiem on również "podpadł" niemieckiemu arbitrowi Wolfgangowi Starkowi i powędrował na trybuny.

PAP, arb