Inwigilacja prezydenta: zażalenie Kaczyńskiej odrzucone

Inwigilacja prezydenta: zażalenie Kaczyńskiej odrzucone

Dodano:   /  Zmieniono: 
Marta Kaczyńska (fot. Forum)
Sąd Rejonowy Warszawa-Mokotów podtrzymał postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa w sprawie rzekomej inwigilacji prezydenta Lecha Kaczyńskiego w postępowaniu dotyczącym ujawnienia raportu ABW na temat incydentu w Gruzji w 2008 r.
Zażalenie na decyzję płockiej prokuratury okręgowej w tej sprawie złożyła Marta Kaczyńska. W marcu prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa, uznając, że nie doszło do inwigilacji Lecha Kaczyńskiego. - Sąd podczas czwartkowego posiedzenia utrzymał w mocy postanowienie o  odmowie wszczęcia śledztwa – powiedziała rzeczniczka płockiej prokuratury okręgowej Iwona Śmigielska-Kowalska.

Koniec odwołań

Na początku lutego PiS złożyło w Prokuraturze Generalnej zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez ABW. Sprawę przekazano następnie warszawskiej Prokuraturze Apelacyjnej, by ta  zdecydowała, która jednostka zbada zawiadomienie. Ostatecznie podjęto decyzję, że będzie to płocka prokuratura okręgowa; prokuratura mogła wszcząć śledztwo lub tego odmówić. Zażalenie Marty Kaczyńskiej złożone na odmowę wszczęcia śledztwa rozpatrywała najpierw płocka prokuratura okręgowa. Ponieważ nie zostało ono uwzględnione, na początku kwietnia - zgodnie z procedurą - zostało przekazane do rozpoznania Sądowi Rejonowemu Warszawa-Mokotów. Decyzja sądu kończy procedurę odwoławczą.

Po tym, gdy w połowie marca, prowadząc postępowanie sprawdzające Prokuratura Okręgowa w Płocku uznała, że w śledztwie dotyczącym ujawnienia raportu ABW na temat incydentu w Gruzji w 2008 r. nie doszło do inwigilacji Lecha Kaczyńskiego i odmówiła wszczęcia postępowania w  tej sprawie, pełnomocnik Marty Kaczyńskiej mecenas Grzegorz Ksepko argumentował, że to, czy doszło do inwigilacji Lecha Kaczyńskiego, należy zbadać procesowo - wszczynając śledztwo. 

Prezydent nie miał właściwej obstawy

23 listopada 2008 r. konwój samochodów z prezydentem Lechem Kaczyńskim i prezydentem Gruzji Micheilem Saakaszwilim został zatrzymany przy granicy z Osetią Południową. Rozległy się strzały. Nikomu nic się nie stało. Powołując się na tajny raport ABW, "Dziennik" napisał, że za  najbardziej prawdopodobną wersję uznano w dokumencie, że "sytuacja mogła być wykreowana przez stronę gruzińską". Według ujawnionych ustaleń polskie Biuro Ochrony Rządu nie znało szczegółów wyjazdu na granicę, a w  chwili, gdy padły strzały, Lech Kaczyński - przebywający razem z  prezydentem Gruzji - nie miał właściwej obstawy.

"To polski Watergate"

W styczniu 2011 r. "Rzeczpospolita" napisała, że podczas śledztwa w  sprawie ujawnienia raportu "sprawdzano billingi urzędników z kancelarii poprzedniego prezydenta". "Sięgnięto do zapisów połączeń Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki. Do wszystkich danych dostęp miała ABW" -  podała wówczas "Rz". Po tej publikacji PiS ocenił, że jest to sprawa "na skalę amerykańskiej afery Watergate". Posłowie tej partii: Arkadiusz Mularczyk, Antoni Macierewicz i Adam Hofman pytali na konferencji prasowej w Sejmie, czy o działaniach ABW wiedział premier Donald Tusk i  czy śledztwo prowadzone przez ABW nie było "pretekstem do zbierania danych wrażliwych na temat prezydenta i całego jego otoczenia".

"Żadnych czynności wobec numeru prezydenta"

Na początku lutego warszawska Prokuratura Okręgowa zapewniła, że nie było wystąpień o billingi Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki, przyznając zarazem, że występowano o billingi urzędników prezydenckich: Piotra Kownackiego (oskarżonego pod koniec 2010 r. o ujawnienie mediom tajnego raportu ABW) i Małgorzaty Bochenek, planowano też przesłuchanie Lecha Kaczyńskiego jako świadka. Także rzeczniczka ABW ppłk Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska oświadczyła, że Agencja nie prowadziła żadnych czynności wobec Marii i Lecha Kaczyńskich.

Zastępca prokuratora generalnego Marzena Kowalska zapewniła pod  koniec lutego sejmową komisję, że w sprawie ujawnienia poufnego raportu ABW, dotyczącego incydentu w Gruzji, nie było inwigilacji Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki. Kowalska powiedziała wtedy posłom, że  prokuratura nigdy nie zwracała się o przekazanie billingów pary prezydenckiej; nie dysponowała też i nie dysponuje wiedzą o uzyskaniu takich danych przez ABW. Wyjaśniła też, że w śledztwie prokuratura zwróciła się do operatorów telefonii komórkowej o wydanie billingów czterech pracowników Kancelarii Prezydenta i dwóch dziennikarzy.Po uzyskaniu wykazu połączeń tych sześciu osób zwrócono się o numery telefonów, z którymi prowadziły one rozmowy. Gdy ustalono, że część tych telefonów należy do Kancelarii Prezydenta, zwrócono się do niej o  wskazanie użytkujących je osób. - Odpowiedziała ona, że dwa numery były przypisane do prezydenta i jego małżonki; po uzyskaniu tej informacji prokurator nie podejmował co do tych numerów żadnych czynności - dodała wtedy Kowalska.

zew, PAP