Zabić Amy Winehouse

Zabić Amy Winehouse

Dodano:   /  Zmieniono: 
Amy Winehouse 
Amy Winehouse wciąż żyje, ale wygląda, jakby się szykowała do wyprawy na tamten świat. Artyście, który pije albo daje w żyłę, trudno jest powiedzieć sobie stop. Wiem, co mówię.
Alkoholikiem zostaje się bezszelestnie. Kiedy miałem 25 lat, grałem do tańca w chicagowskiej restauracji Polonaise. Co dwie godziny wychodziłem do pobliskiej tawerny, by potajemnie kupić piersiówkę burbona. Gdy się napiłem, grało mi się o niebo lepiej, ale nie wiedziałem, że ludziom coraz gorzej się słuchało. Pewnego dnia zaciągnąłem się dodatkowo haszyszem i pojechałem solówkę w utworze z repertuaru Carlosa Santany. Wrażenie boskie, w jednej sekundzie byłem Hendriksem i Santaną. Niestety, kumpel nagrał mnie na kasetowiec i posłuchałem tego następnego dnia. Trzymałem się jednego dźwięku, z gilem dyndającym z nosa, nie mogłem ruszyć palcami. Byłem załamany. Gdy kilka lat później zakładałem Perfect, wprowadziłem zakaz picia alkoholu.

Swój zakaz złamałem dwukrotnie. Wolno mi było, bo byłem szefem gangu. Kiedy ruszałem w tango, moi najbliżsi odwiedzali mnie w domu z kartonami whisky i siatkami pełnymi piw, żeby mnie wesprzeć. Siedziałem z nimi w pustym mieszkaniu, mamrotaliśmy o zdobywaniu świata, piliśmy, spaliśmy, wstawaliśmy i abarot to samo. Aż do dnia, kiedy zastanowiłem się, czy nie lepiej odkręcić gaz w kuchence.

Zbigniew Hołdys - o Amy Winehouse, rockmanach i alkoholu - w najnowszym numerze tygodnika "Wprost"