Pracować mogą, ale nie jako ambasadorzy
Taka nowelizacja ustawy była potrzebna, gdyż w Bułgarii - na mocy orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z początku lat 90. - nie jest zakazane pełnienie funkcji publicznych przez byłych agentów komunistycznych służb specjalnych. - Nikt nie wprowadza wobec byłych agentów zakazu prawa do pracy. Mogą oni pracować zarówno w centrali, jak i za granicą w charakterze drugiego lub trzeciego sekretarza lub w konsulatach - wyjaśniono u rzecznika resortu.
Opozycyjna lewica, która ostro sprzeciwia się ustawie, zapowiedziała zaskarżenie do TK nowych przepisów ustawy argumentując, że ograniczają one prawo do pracy i naruszają prawa człowieka. - Sprawowanie funkcji ambasadora, jeżeli poprzednio było się agentem, nie jest konstytucyjnie zagwarantowane - zauważył podczas parlamentarnej dyskusji minister spraw zagranicznych Nikołaj Mładenow.
40 proc. dyplomatów z agenturalną przeszłością
Konieczność znowelizowania ustawy była spowodowana opublikowaniem przez komisję badającą archiwa byłej SB danych o etatowych pracownikach wywiadu i współpracownikach służb specjalnych zatrudnionych w MSZ w ostatnich 20 latach. Z ujawnionych w grudniu 2010 roku i lutym bieżącego roku danych wynika, że 40 proc. podlegających weryfikacji dyplomatów miało agenturalną przeszłość. W MSZ w ostatnich 20 lat zatrudnionych było około 200 byłych agentów, w tym obecnie pracuje 88. Na liście znalazło się 37 obecnych ambasadorów m.in. w Londynie, Rzymie, Watykanie, Berlinie, Madrycie, Lizbonie, Moskwie, Belgradzie, Pekinie, Tokio, w przedstawicielstwach ONZ w Nowym Jorku i Genewie.
Nowela zezwala ministrowi spraw zagranicznych odwołać ich i powierzyć im stanowiska w centrali. Według opozycji daje to zbyt duże uprawnienia szefowi resortu. Nowelizacja ustawy nie rozwiązuje jednak obecnego problemu z ambasadorami-agentami, gdyż ich odwołanie wymaga także dekretu szefa państwa. Prezydent Georgi Pyrwanow, który sam miał teczkę w byłej SB, odmówił zbiorowego odwołania ambasadorów i domaga się rozpatrywania każdej sprawy oddzielnie.
W ciągu ośmiu miesięcy od opublikowania pierwszej listy ambasadorów-agentów prezydent nie podpisał ani jednego dekretu i MSZ musiał wezwać dyplomatów do kraju na konsultacje, pozostawiając wiele placówek pod kierownictwem charge d'affaires. Dotychczas z bułgarskich placówek zagranicznych wezwano około połowy tych ambasadorów.
zew, PAP