"Napieralski woli młodych"

"Napieralski woli młodych"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Grzegorz Napieralski (fot. Wprost) Źródło:Wprost
Józef Oleksy z niełatwego dla SLD okręgu nowosądeckiego, Leszek Miller z Gdyni, Marek Dyduch z 3. miejsca w Wałbrzychu - na takie, trudne jeśli chodzi o uzyskanie mandatu, miejsca mogą liczyć dawne gwiazdy lewicy. "Napieralski woli młodych" - mówią nieoficjalnie źródła w SLD. Były szef MSWiA Krzysztof Janik uważa, że starzy działacze robią błąd, starając się o miejsce na listach. - W całym tym towarzystwie nie ma nikogo, kto by się poważnie zajmował sprawami tego państwa - powiedział.
W ostatni piątek lipca zbierze się zarząd krajowy Sojuszu, a dzień później, w sobotę 30 lipca Rada Krajowa partii, która zdecyduje o ostatecznym kształcie list SLD w jesiennych wyborach parlamentarnych. Jak mówią PAP nieoficjalnie źródła zbliżone do szefa Sojuszu Grzegorza Napieralskiego, w tegorocznych wyborach chce on forsować na wysokich miejscach na listach młodych działaczy, którzy będą mu sprzyjać w przyszłym klubie parlamentarnym. Jednak na kandydowanie młodych z wysokich miejsc - podkreślają anonimowo działacze Sojuszu - nie chcą się zgadzać dotychczasowi posłowie.

Kalita z "1", Martyniuk wcale

Na tym tle powstał m.in. konflikt na Śląsku. Długo decydowało się m.in., skąd startować będzie należący do młodego pokolenia rzecznik Sojuszu Tomasz Kalita. Ostatecznie wystartuje on z pierwszego miejsca w Gliwicach, skąd tradycyjnie o mandat ubiegał się wieloletni sekretarz klubu SLD Wacław Martyniuk. Martyniuk, zasiadający w Sejmie nieprzerwanie od 20 lat, oświadczył, że nie wystartuje w wyborach. Zapewnił, że jego rezygnacja nie wynika z konfliktu z szefem partii ani z tego, że na gliwickiej liście, której dotychczas był liderem, proponowano mu dopiero szóste miejsce.

Co z Oleksym?

Niepewna jest polityczna przyszłość byłego lewicowego premiera Józefa Oleksego. Już teraz wiadomo, że nie dostanie takiego miejsca, które spełniałoby jego aspiracje. Oleksy zamiast Nowego Sącza wolałby kandydować z Siedlec, skąd ubiegał się niegdyś o mandat posła, jednak władze SLD - jak wynika z nieoficjalnych informacji PAP - nie zgodziły się, by dostał tam jedynkę. W czerwcu Rada Mazowiecka postanowiła, że jedynką w Siedlcach będzie sekretarz klubu Sojuszu Stanisława Prządka. - Dyskusje w SLD toczą się już bardzo długo i póki co nie zaowocowały jakimś ostatecznym ustaleniem, więc nie wykluczam nawet rezygnacji z kandydowania - powiedział były premier.

Przyznał, że zaproponowano mu start z pierwszego miejsca w Nowym Sączu. - To jest ziemia mi miła, bo to moja mała ojczyzna, wyjechałem z niej co prawda 50 lat temu, ale kontakt był. Rzecz tylko w tym, że ja zadaję pytanie, czy chodzi o to, żebym był na listach, czy o to, żebym był w Sejmie, to jest różnica - zaznaczył Oleksy. Zwrócił uwagę, że Nowy Sącz to okręg, gdzie lewica ma "dość nikły wpływ". - Nie jest to okręg, w którym na pewno się wygrywa z listy lewicowej; ogromne wpływy ma tam PiS - zauważył.

Sytuację komplikuje fakt, że lokalni działacze rekomendowali na pierwsze miejsce listy w Nowym Sączu lidera partii w Małopolsce Kazimierza Sasa. W wyborach do Sejmu w 2007 roku w okręgu nowosądeckim na listę komitetu SLD zagłosowało 6,4 proc. wyborców, żaden ze startujących tam kandydatów SLD nie zdobył mandatu.

Miller z Gdyni

W zdecydowanie lepszej sytuacji jest Miller, który ma kandydować z Gdyni. Współpracownicy Napieralskiego mówią PAP, że były premier sam wskazał ten okręg. Miller nie potwierdził dotychczas tych informacji, ale mówił niedawno w radiu TOK FM, że otrzymał "ciekawą propozycję". Zaprzeczał też, jakoby nad jego miejscem spekulowano, "przerzucając go z miasta do miasta". - Ja sam kiedyś te listy układałem i dobrze wiem, że krąg osób, które podejmują ostateczne decyzje, jest ograniczony - jedna, dwie, trzy osoby. Dopóki one się nie wypowiedzą, nie warto poważnie traktować rozmaitych spekulacji - tłumaczył.

Jeżeli władze SLD zatwierdzą jedynkę dla byłego premiera w Gdyni, będzie miał duże szanse na zdobycie mandatu. W poprzednich wyborach SLD wprowadziło z tego regionu dwie przedstawicielki do Sejmu. Posłankami zostały Izabela Jaruga-Nowacka, która zginęła w katastrofie smoleńskiej, i obecna europosłanka Joanna Senyszyn. Lokalne struktury rekomendowały przed kilkoma tygodniami, by na czele listy w Gdyni znalazł się szef pomorskiego Sojuszu Jacek Kowalik.

Czarzasty chce "godnej" propozycji

Na start z SLD ochotę ma też były sekretarz Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji i szef Stowarzyszenia "Ordynacka" Włodzimierz Czarzasty. W czwartkowej rozmowie z PAP przypomniał, że otrzymał już rekomendację organizacji warszawskiej. Podkreślił, że rozmowy o jego starcie trwają, a od ich wyniku będzie zależała decyzja, czy zdecyduje się na kandydowanie, czy nie. - Propozycja musi być godna - zaznaczył Czarzasty. Z nieoficjalnych informacji PAP zbliżonych do kierownictwa Sojuszu wynika jednak, że dla szefa Ordynackiej nie znajdzie się miejsce na liście.

W lepszej sytuacji jest były sekretarz generalny Sojuszu Marek Dyduch, któremu zaproponowano start w okręgu wałbrzyskim. Jednak i on nie może być pewny mandatu, bo wstępna propozycja jest taka, by startował z trzeciego miejsca. - Nie chcę oceniać, czy trzecia pozycja jest dobra, czy zła. Będę walczył o zwycięstwo - powiedział polityk. Dyduch ma nadzieję, że Sojusz uzyska dwa mandaty w okręgu wałbrzyskim; w poprzednich wyborach udało się zdobyć tam tylko jeden.

W SLD nienajlepiej z pieniędzmi

Na konflikt "starzy" - "młodzi" nakłada się trudna sytuacja finansowa ugrupowania. Wprawdzie Sojusz sprzedał za 35 mln zł swoją starą siedzibę przy ul. Rozbrat w Warszawie, ale decyzja Trybunału Konstytucyjnego, zgodnie z którą w kampanii dopuszczone będą spoty i billboardy powoduje, że przed wyborami partie będą musiały sięgnąć głębiej do kieszeni. Szef sztabu wyborczego SLD Stanisław Wziątek powiedział, że pieniądze za Rozbrat tylko w niewielkim stopniu pójdą na finansowanie kampanii. Zaznaczył, że jego ugrupowanie będzie korzystało z możliwości reklamowania się w telewizji i na wielkopowierzchniowych plakatach w ograniczonym zakresie.

"Co ja z nimi mógłbym robić?"

Zdaniem byłego ministra spraw wewnętrznych i administracji Krzysztofa Janika, koledzy z jego pokolenia popełniają błąd, ubiegając się o miejsca na listach Sojuszu. Janik, który przed czterema laty nieskutecznie ubiegał się o mandat posła z Tarnowa, powiedział, że w tegorocznych wyborach nie stanie w szranki wyborcze. - Proszę mi powiedzieć, co ja z tymi facetami mógłbym zrobić? W całym tym towarzystwie nie ma nikogo, kto by się poważnie zajmował sprawami tego państwa - powiedział były poseł i szef MSWiA w rządzie Leszka Millera. Zaznaczył, że dostał propozycję, którą przedstawia tak: "chłopcy ze mną rozmawiali, ale powiedziałem im, że mnie to nie bawi".

zew, PAP