"Straciłam męża przez głupotę". Rodziny o raporcie komisji Millera

"Straciłam męża przez głupotę". Rodziny o raporcie komisji Millera

Dodano:   /  Zmieniono: 
Magdalena Merta (fot. FORUM)
- Straciłam męża, bo zadziałała zwykła głupota, narastająca od wielu lat - tak żona Jerzego Szmajdzińskiego, Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska skomentowała wnioski z raportu komisji Jerzego Millera. - Spodziewałam się takich wniosków - o tym, że jest niewłaściwe przygotowanie załóg, że jest bałagan w pułku, że są błędy pilotów. To mówiono już dużo wcześniej. Spodziewałam się takiego obrotu sprawy - przyznała.

- Mnie bardzo interesuje, jakie wnioski wyciągniemy z tego raportu. Mam na myśli wdrożenie zasad, które zapewnią, że już takich zdarzeń jak katastrofa smoleńska nigdy nie będzie. No i oczywiście konsekwencje personalne - podkreśliła żona tragicznie zmarłego polityka SLD.

Wszystko o raporcie Millera we Wprost24

"Wina jest też rosyjska"

Szmajdzińska-Sekuła odnotowała, że najważniejsze ustalenia raportu dotyczą też "przyczynienia się strony rosyjskiej" do katastrofy. - Bo niewątpliwie jest ten udział strony rosyjskiej - oceniła. - Jest oczywiście pytanie, w jakim zakresie jaki element zagrał. Ale trzeba zawsze o tym pamiętać, że bezpośrednio decyzje podejmują członkowie załogi, dowódca. Z tego, co wywnioskowałam, niestety to przygotowanie załogi było niedostateczne do wykonywania takiego lotu. To smutne informacje - podsumowała.

Merta: nie wierzę tej komisji

Z kolei Magdalena Merta, wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie, powiedziała, że członkowie komisji Jerzego Millera obiecali spotkać się jeszcze raz z rodzinami ofiar, kiedy te zapoznają się już z treścią raportu. Merta przyznała, że nie wierzy w ustalenia komisji. - Miałam jednak nadzieję, że będzie to mniej miałkie, bardziej wyraziste. Myślę, że pierwszą sprawą, jaką powinniśmy zrobić, jest rzetelne przeczytanie tego raportu. Być może prezentacja niezupełnie odpowiada jego treści - powiedziała Merta.

Natomiast Bogusława Boyen, siostra posła PSL Leszka Deptuły, który również zginął w katastrofie smoleńskiej, uważa, że ustalenia raportu rozwiały wiele wątpliwości. - Pokazana została słabość państwa, jego struktur, takiej bylejakości. Ale raport polski pokazał też to, czego nie było w raporcie strony rosyjskiej, a mianowicie rosyjskie błędy, na przykład dlaczego lotnisko nie było wyłączone - mówiła po rozmowie z członkami komisji Jerzego Millera.

Deresz: rzetelny raport

- Nie jestem ekspertem, natomiast dla mnie, dla laika, raport jest rzetelny - zawiera informacje, które mnie do niego przekonują - mówił po konferencji komisji Jerzego Millera Paweł Deresz, mąż tragicznie zmarłej pod Smoleńskiem Jolanty Szymanek-Deresz. Jego zdaniem raport ocenia w sposób "apolityczny, niezwiązany z propagandą, rzeczowy, to wszystko, co mogło się wydarzyć, zanim doszło do tragedii".

Deresz ocenił, że w raporcie Milera najbardziej uderzyło go to, że jego żona przez wiele lat uczestniczyła w lotach "organizowanych w sposób niekompetentny", przy "braku odpowiedniego wyszkolenia pilotów". - Żona latała w poczuciu tego, że wszystko jest w porządku, natomiast okazuje się, że było mnóstwo zaniedbań. Aż nie chce się wierzyć, że dopiero 10 kwietnia nastąpiła ta tragedia. Nie wyciągnięto żadnych wniosków z katastrofy CASY, ani z innych wypadków samolotowych - powiedział Deresz.

Deresz podkreślił też, że jego żona w 2005 roku była inicjatorką, a jednocześnie sygnatariuszką porozumienia pomiędzy kancelariami prezydenta, premiera oraz Sejmu i Senatu w sprawie korzystania z samolotów VIP-owskich. - Podpisano odpowiednie porozumienie, żona żyła w przekonaniu, że jest ono realizowane. Warto zajrzeć do tego porozumienia i sprawdzić jego zawartość z tym, co przynosi raport ministra Millera - relacjonował Deresz.

Gosiewska: a jeśli wybuchła bomba ciśnieniowa?

Beata Gosiewska, wdowa po szefie klubu PiS Przemysławie Gosiewskim przyznała, że "dziwi ją mała szczegółowość raportu". - Jest to opowieść może logiczna, natomiast jak dopytywaliśmy się, jakie badania, ekspertyzy przeprowadzono, to już było gorzej.Wyklucza się możliwość wybuchu. Na moje pytanie, czy np. wybuchła bomba ciśnieniowa i jakie badania podjęto, żeby to wykluczyć, bo tyle się o tym mówi w mediach, nie uzyskałam odpowiedzi - tłumaczyła.

- Mam wrażenie, że jest to próba rozmydlenia odpowiedzialności. Nie wskazuje się odpowiedzialnych. Braki w wyszkoleniu zawsze można stwierdzić, natomiast nikt nie dowiódł, że były one przyczyną śmierci naszych bliskich - dodała wdowa po pośle PiS. Gosiewska nazwała też "żartem" dymisję ministra obrony narodowej Bogdana Klicha. - Nic nam nie wiadomo o tym, aby ludzie odpowiedzialni za organizację tego lotu, za bezpieczeństwo prezydenta zostali przesłuchani bądź zdymisjonowani - podkreśliła.

Melak: Tusk przed Trybunał Stanu

Z kolei Andrzej Melak, brat przewodniczącego Komitetu Katyńskiego Stefana Melaka, który zginął w katastrofie smoleńskiej przyznał, że "jedna rzecz wryła mu się w pamięć". - Minister Jerzy Miller, odpowiadając na pytanie dziennikarza, stwierdził stanowczo i bez żadnych wahań, że lot miał charakter wojskowy. To stwierdzenie obala podstawy decyzji, podjętej przez premiera Tuska, o oddaniu śledztwa w ręce Rosjan w myśl załącznika 13. do Konwencji Chicagowskiej. Gdybyśmy skorzystali z odpowiednich porozumień w tej sprawie, bylibyśmy pełnoprawnymi uczestnikami badania przyczyn katastrofy. A tak teraz jesteśmy wobec Rosjan w roli petenta, bez żadnego prawa głosu i weryfikacji tego, co oni ustalają - przekonywał. - Oddając to śledztwo Rosjanom, premier Tusk pozbawił nas najmniejszego wpływu na przebieg śledztwa. To powinno przesądzić o tym, że premier powinien stanąć przed Trybunałem Stanu za jawne pogwałcenie polskiej racji stanu - dodał.

- Trudno mi ocenić tezę komisji o niedoskonałym wyszkoleniu pilotów Tu-154 - nie chcę wchodzić w kompetencje wojska. Myślę jednak, że ten wątek był specjalnie uwypuklony po to, aby ukierunkować winę właśnie na pilotów. To zgodne z tym, co już w pierwszych godzinach po katastrofie twierdzili Rosjanie, informując, że piloci nie znali języka rosyjskiego, byli niedoświadczeni, nie znali procedur i nie słuchali kontrolerów - zauważył.

"Raport nie jest dla rodzin ofiar katastrofy"

- Jestem rozczarowany raportem komisji Millera, bo obciąża on odpowiedzialnością ludzi, którzy już nie żyją i nie mogą się bronić - przyznał Jan Gosiewski, ojciec posła Przemysława Gosiewskiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Według Jana Gosiewskiego "raport nie jest dla rodzin ofiar katastrofy." - To szkoleniowy raport wojskowych dla wojskowych, co powinni robić. Raport nie opowiada o przyczynach, tylko mówi o skutkach, a mnie skutki nie interesują. Mnie interesuje, kto jest winien śmierci mojego syna, prezydenta i wszystkich osób, które leciały - powiedział.

Ojciec Gosiewskiego dodał, że "czeka na raport, w którym będzie nie 328 stron, a 330 i te dwie strony będą opisywać prawdę". Jego zdaniem prawda nie będzie możliwa do ustalenia bez sprowadzenia do Polski szczątków samolotu i czarnych skrzynek samolotu.

W opinii Gosiewskiego za katastrofę pod Smoleńskiem odpowiada premier Donald Tusk, ówczesny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski oraz ministrowie spraw zagranicznych oraz obrony narodowej. - Powinni tak przygotować lot, żeby był bezpieczny albo nie było go wcale i delegacja powinna jechać pociągiem lub samochodami. Ci wysoko dyspozycyjni w państwie polskim ludzie mieli możliwość użycia różnych środków, by można było bezpiecznie pojechać do Katynia - powiedział. - Nie dość, że ci ludzie nie ponieśli odpowiedzialności, to jeszcze mają śmiałość startować do ław poselskich. Uważam, że należy im się miejsce na ławach sądowych. Tam powinni usiąść i tam powinni być osądzeni, dlatego, że nie może być człowiek bezkarny za śmierć niewinnych, uczciwych ludzi, którzy pojechali złożyć kwiaty na mogiłach zabitych - dodał Jan Gosiewski.

Wasserman: jestem pozytywnie zaskoczona

Małgorzata Wasserman, córka posła PiS Zbigniewa Wassermana, który zginął w katastrofie smoleńskiej po spotkaniu z członkami komisji Jerzego Millera przyznała, że odbyła z nimi "dobrą rozmowę". - To była dobra rozmowa. Komisja była otwarta. Jestem pozytywnie zaskoczona po doświadczeniach z panem Donaldem Tuskiem, jeżeli chodzi o odpowiedzi na pytania. Jest dla mnie nadal kilka kwestii dość istotnych, ale to są pytania do fachowców, bo ja nie jestem fachowcem w dziedzinie katastrof lotniczych - podkreśliła.

- Państwo polskie w sytuacji trudnej nie jest w stanie podejmować żadnych decyzji. Brak jakiejkolwiek decyzyjności w dniu 10 kwietnia spowodował, że my w zasadzie kulejemy do dzisiaj. Przy czym chcę zaznaczyć, że komisja zrobiła wszystko co w jej mocy, aby tę katastrofę wyjaśnić, natomiast dostęp do materiału źródłowego był bardzo skąpy. Władze Polski nie zapewniły specjalistom po prostu możliwości pracy - dodała.

- Jest kwestia dla mnie trudna do zrozumienia. Pada od dłuższego czasu takie zdanie, że wykluczyliśmy zamach na różnych etapach. Ja każdej z tych instytucji zadaję pytanie: kto z państwa samodzielnie pobrał materiał do badania, na co jest protokół, że został ten materiał prawidłowo pobrany, oddany do badań i jest wynik. Otóż nie ustaliłam w Polsce takiej instytucji, która by taki materiał pobrała. Stąd proszę sobie odpowiedzieć na pytanie o wartość opinii, którymi my się nieustannie posługujemy, jeżeli chodzi choćby o ten zakres. Komisja twierdzi, że z czarnych skrzynek dało się wyczytać, że zamachu nie było, że nie było ingerencji w sprawność samolotu. Natomiast nie są mi znane inne dowody, które miałyby to potwierdzić albo wykluczyć - podkreśliła córka tragicznie zmarłego polityka PiS.

Płażyński: minister Miller był do naszej dyspozycji

Jakub Płażyński, syn byłego marszałka Sejmu Macieja Płażyńskiego, który również zginął w katastrofie smoleńskiej, ocenił, że "atmosfera w czasie spotkania z przedstawicielami komisji Millera była dobra, sprzyjająca rozmowie". - Każdy miał swobodę zadawania pytań. Minister był do naszej dyspozycji przez cały czas. Co do ustaleń, to musimy jeszcze przeczytać raport. Mam nadzieję, że będziemy mogli spotkać się z zespołem jeszcze raz, już po zaznajomieniu się z raportem i wtedy będziemy mogli zadać szczegółowe pytania. Uważam, że raport został zaprezentowany w formie dość przejrzystej, łącznie z wnioskami i konkluzjami. Trzeba się jednak z nim zapoznać i w jakimś sensie zweryfikować - powiedział Jakub Płażyński.

PAP, arb