MAK odpowiada na raport Millera. "Gen. Błasik mógł wywierać presję na załogę"

MAK odpowiada na raport Millera. "Gen. Błasik mógł wywierać presję na załogę"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jerzy Miller przedstawił raport w piątek. Teraz odpowiada na niego MAK, fot. kprm.gov.pl
Przedstawiciele MAK podczas specjalnie zorganizowanej konferencji odnoszą się do raportu polskiej komisji Jerzego Millera wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej. Według MAK obecność Dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika w kokpicie Tu-154M mogła stanowić presję na załogę. Szef komisji technicznej Aleksiej Morozow ocenił, że kapitan samolotu w ostatniej chwili, widząc ziemię, spostrzegł w jak krytycznej jest sytuacji.
W konferencji nie uczestniczy szefowa MAK Tatiana Anodina, obecni są m.in. wiceszef komitetu Oleg Jermołow oraz przewodniczący Komisji Technicznej MAK Aleksiej Morozow. Jako pierwszy głos zabrał przewodniczący MAK Aleksiej Morozow. Zaznaczył on, że w polskim raporcie znajdują się pewne nieścisłości i niedokładności w terminologii lotniczej. - Lotnisko w Smoleńsku 10 kwietnia było otwarte i działające, a nie czasowo otwarte, jak podkreślono w raporcie polskim. Lotnisko miało atest i znajdował się tam pełny zestaw informacji nawigacyjnej i lotniczej - wyjaśniał Morozow.

 

Miller: MAK? Nic nowego nie powiedzieli

Polski raport - nic nowego

W polskim raporcie z badania katastrofy smoleńskiej nie zauważyliśmy nic nowego wobec tego, co Polska przedstawiła w uwagach do raportu MAK - oświadczył we wtorek w Moskwie szef Komisji Technicznej MAK Aleksiej Morozow. Prezentując odpowiedź strony rosyjskiej na raport komisji Jerzego Millera Morozow przypomniał, że strona polska sformułowała swoje uwagi do raportu MAK ze stycznia i to, co przedstawiła Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, jest powtórzeniem tych uwag. Jak dodał, MAK nie uwzględnił ich w swoim raporcie, bo "nie miały one charakteru technicznego", ale polskie uwagi są "nieodłączną częścią" raportu z badania katastrofy smoleńskiej.

Wcześniej wiceszef MAK Oleg Jermołow oświadczył, że Komitet przestudiował zarówno polski raport, jak i prezentację komisji oraz publikacje prasowe i wpisy na forach internetowych poświęcone tej sprawie. Morozow przypomniał podczas konferencji, że MAK działał na podstawie 13 załącznika Konwencji Chicagowskiej; jak dodał, był to jedyny dokument na podstawie którego można było wyjaśniać okoliczności katastrofy smoleńskiej. Podkreślił również, że Polska wyraziła na to zgodę.

"Nie było nacisków na kontrolerów..."

- Nie było nacisków na członków kontroli lotów w Smoleńsku - oświadczył szef komisji technicznej MAK Aleksiej Morozow. - Wady lotniska przedstawione w polskim raporcie były opisane w raporcie MAK - dodał Morozow. Podkreślił, że było to "otwarte i działające lotnisko", a nie "czasowe otwarte" - jak podawał polski raport. - Hipotezy polskiej strony, że system radiolokacyjny nie był sprawny, nie znalazły potwierdzenia w faktach - oświadczył. Powtórzył, że nie można było zamknąć lotniska 10 kwietnia. Morozow dodał, że MAK - jako komitet międzynarodowy - przestrzegał zasady "niezależności i niezawisłości od rządów Rosji i Polski". Zaznaczył również, że w jego pracach uczestniczyli polscy eksperci, m.in. specjaliści wojskowi, którzy pracowali też w polskie komisji.

- Obecność płk. Nikołaja Krasnokutskiego na wieży w Smoleńsku była obowiązkowa. Analiza jego rozmów nie wykazała, by wywierał jakąś presję na kontrolerów - zapewnił Morozow. - Nasi polscy koledzy nie zrozumieli, że był to nieregularny lot międzynarodowy - dodał, nawiązując do statusu lotu.

Morozow przyznał, że nie wie, skąd wziął się wniosek strony polskiej, zgodnie z którym sprzęt na lotnisku działał nieprawidłowo. Wyjaśnił, że strona polska nie uczestniczyła 15 kwietnia 2010 r. w tzw. oblocie lotniska, bo dokonywał go rosyjski samolot wojskowy. Zapowiedział również, że choć komisja techniczna zakończyła pracę, współpraca z Polską będzie kontynuowana. I podkreślił, że raport komisji kierowanej przez Jerzego Millera jest "wewnętrznym dokumentem".

Przedstawiciele MAK-u podkreślili, że nie ma żadnego zapisu pracy kontrolerów lotu ze Smoleńska za zachowanej kasecie wideo, która obecnie jest w dyspozycji rosyjskiej prokuratury prowadzącej śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej. Morozow podkreślił ponadto, że opisane w polskim raporcie rosyjskie zasady pracy kontrolerów lotów w Rosji odnoszą się tylko do samolotów rosyjskich, a lot z 10 kwietnia był "nieregularnym lotem międzynarodowym", który podlegał międzynarodowym regułom.

Przewodniczący komisji technicznej MAK dodał równocześnie, że po przeanalizowaniu raportu polskiej komisji można stwierdzić, że zawiera on pewne nieścisłości dotyczące np. terminologii lotniczej.

"...a na pilotów były"

Morozow - powołując się na wyniki ekspertyz psychologicznych i zapisy z "czarnych skrzynek" Tu-154 - podkreślił też, że w rozmowie załogi pojawiło się zdanie "będzie niezadowolony, jeśli nie wylądujemy" - rosyjski ekspert odnosi je do "głównego pasażera". - Dlatego Dowódca Sił Powietrznych dołączył do załogi i osobiście meldował "głównemu pasażerowi" gotowość do lotu. Według psychologów mogło to stanowić presję na załogę - podkreślił szef komisji technicznej MAK. Morozow dodał, że "jedynym wytłumaczeniem" działania kapitana samolotu było to, że dopiero w ostatniej chwili zobaczył ziemię i wtedy zrezygnował z lądowania - do którego wcześniej prowadził maszynę. - Dopiero wtedy zobaczył, w jak krytycznej jest sytuacji - podkreślił. Zaznaczył również, że podana przez polską komisję informacja, zgodnie z którą kontroler na wieży utwierdzał załogę, że leci prawidłowo, nie znalazła potwierdzenia w faktach.

Zdaniem przedstawicieli MAK obecność dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika w kabinie pilotów Tu-154M jest dowodem na wywieranie na nich bezpośredniej presji psychicznej. Eksperci MAK podkreślali, że Błasik nie powinien znajdować się w kabinie; powinna ona być "sterylna". - Przecież należy zauważyć, że Błasik był bezpośrednim przełożonym pilotów z 36 specpułku i to on odpowiadał za wyszkolenie i przygotowanie pilotów i składał prezydentowi meldunki o sytuacji w locie. On tak naprawdę, podając informacje o wysokości, brał udział w sterowaniu samolotem - zaznaczali przedstawiciele MAK-u. Rosyjscy eksperci podkreślili, że na obecność Błasika w kokpicie zwróciła uwagę także polska komisja, ale określiła to jako presję pośrednią. - Sądzę, że trzeba nazywać rzeczy po imieniu: to była bezpośrednia presja psychiczna na załogę - mówił jeden z przedstawicieli MAK. Rosyjski ekspert zaznaczył, że jeśli chodzi o obecność gen. Błasika w kabinie pilotów, nie ma żadnego znaczenia fakt, czy piloci byli w słuchawkach, czy nie, bo z jego doświadczenia wynika, że w kokpicie Tu-154M wszystko słychać.

Niewłaściwe decyzje załogi

- W przeciwieństwie do polskiej komisji MAK twierdzi, że polska załoga Tu-154M podejmowała niewłaściwe decyzje i nie mogła ich też zrealizować - podkreślił Morozow. Wcześniej, prezentując polski raport, Jerzy Miller mówił, że polska załoga "podejmowała właściwe decyzje", których realizacja okazała się w tamtych warunkach niemożliwa - i z tym fragmentem polemizuje MAK. Rosyjscy eksperci uznali też, że nie ma "obiektywnego dowodu", by załoga wcisnęła przycisk "uchod", który powoduje włączenie automatu ciągu i automatyczne odejście samolotu na drugi krąg, bo rejestratory samolotu tego nie zapisują. Członek MAK, doświadczony pilot Ruben Jesajan poinformował, że "uchod" mógłby zadziałać gdyby lotnisko w Smoleńsku było wyposażone w system precyzyjnego lądowania (ILS). - Zatem wciśnięcie "uchodu" nie miało wpływu na samolot - podkreślił. Przedstawiciele MAK-u ocenili też, że załoga Tu-154M nie podjęła decyzji o odejściu na drugi krąg i "po prostu lądowała".

Morozow poinformował też, że MAK nie przesłał raportu z badania katastrofy smoleńskiej międzynarodowej organizacji lotnictwa cywilnego ICAO, bo - według MAK - polski samolot i lot do Smoleńska nie miały charakteru lotu cywilnego. Odpowiadając na pytanie, kim był "generał", z którym kontaktował się płk Nikołaj Krasnokutski, Morozow oświadczył, że był to przełożony pułkownika, któremu miał on obowiązek składać meldunki o sytuacji. Podkreślił również, że z opinii psychologicznej nie wynika, by w trakcie rozmowy wywierana była jakakolwiek presja na kontrolerów ze Smoleńska.

Styczeń - raport MAK

Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) wyjaśniał przyczyny katastrofy Tu-154 M, w oparciu o załącznik 13 do Konwencji Chicagowskiej dotyczącej międzynarodowego lotnictwa cywilnego. Swój raport opublikował 12 stycznia 2011 roku. Ustalenia dotyczące najważniejszych przyczyn katastrofy smoleńskiej wykonane przez MAK i komisję Millera w części się pokrywają. Oba raporty - w pierwszej kolejności - mówią o zejściu poniżej minimalnej wysokości oraz niepodjęciu przez pilotów, na czas decyzji o przerwaniu lądowania. Jednak MAK, w raporcie opublikowanym w styczniu, podkreśla, że na załogę była wywierana presja ze strony osób postronnych, obecnych w kabinie. Z kolei według polskiego raportu nie można mówić o bezpośrednim nacisku ze strony dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika. Według polskiej komisji był on w kokpicie tylko biernym obserwatorem.

Polacy wskazują na Rosjan

Polski raport wśród czynników mających wpływ na katastrofę wymienia natomiast błędy popełnione przez stronę rosyjską, o których raport MAK milczy. Komisja Millera uważa, że do tragedii przyczyniło się przekazywanie załodze z wieży informacji o prawidłowym położeniu samolotu względem lotniska, ścieżki schodzenia i kursu. Według komisji Millera mogło to utwierdzać załogę w przekonaniu o prawidłowym podchodzeniu do lądowania, gdy w rzeczywistości było inaczej. Polska komisja wskazuje też na sytuację na lotnisku. Według niej do katastrofy mogło się przyczynić np. gęste zadrzewienie przed pasem startowym - co zasłaniało część lotniskowych przyrządów świetlnych i utrudniało prace sprzęt radiolokacyjnego.

pap, ps, arb