"Rosjanie unikają prawdy o swoich kontrolerach"

"Rosjanie unikają prawdy o swoich kontrolerach"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Edmund Klich (fot. Paweł Kralewski/Wikipedia)
Były polski akredytowany przy MAK płk Edmund Klich nie zgadza się z ustaleniami tej komisji, że piloci Tu-154M chcieli za wszelką cenę lądować na smoleńskim lotnisku i próbowali poderwać maszynę dopiero po zobaczeniu ziemi. - Decyzja o tzw. odejściu zapadła wcześniej, samolot był już jednak zbyt nisko - przekonuje Klich, który jest szefem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
W opinii Klicha Rosjanie unikają prawdy, gdy mowa o działaniu kontrolerów i sprawności urządzeń na podsmoleńskim lotnisku. - Nic mnie nie zaskoczyło, jeśli chodzi o bronienie swojego stanowiska przez MAK i z niektórymi tezami się nie zgadzam - powiedział Klich po konferencji MAK, którą zwołano, by odpowiedzieć na ustalenia polskiej komisji pod przewodnictwem szefa MSWiA Jerzego Millera.

 

MAK odpowiada na raport Millera. "Gen. Błasik mógł wywierać presję na załogę"

Płk Klich nie zgadza się z jedną z głównych tez MAK, zgodnie z którą polscy piloci za wszelką cenę chcieli lądować i dopiero po ujrzeniu ziemi próbowali odejść na drugi krąg. - Według moich ocen piloci wykonali odejście dużo wcześniej, samolot był już jednak zbyt nisko. Opóźnienie wynikło z tego, że chcieli wykonać odejście w automacie i stracili te cenne cztery sekundy, które w efekcie doprowadziły do tego, że już byli za nisko - wyjaśnił Klich.

Według byłego akredytowanego przy MAK "bardzo dziwna" jest dokonana przez rosyjskich ekspertów ocena działania rosyjskiego kontrolera i urządzeń na podsmoleńskim lotnisku. - Myślę, że tu Rosjanie unikają prawdy - stwierdził Klich. Jego zdaniem zbyt późno została przez rosyjskiego kontrolera podana komenda "horyzont". - Została ona podana jak gdyby według odległości, a nie wysokości. Wtedy samolot był w stosunku do pasa bodaj na dwóch metrach. Nie zostało to wyjaśnione - podkreślił.

Strona polska dysponuje taśmami z zarejestrowanymi rozmowami rosyjskich kontrolerów. Nie ma natomiast taśmy wideo, na której powinny być zarejestrowane zdjęcia tego, co widział kontroler na ekranach urządzeń. - Na nasz wniosek powiedziano, że taśmy się zacięły. Chcieliśmy te zacięte taśmy, też nam ich nie przekazano - podkreślił płk Klich. Polski ekspert skomentował też oblot rosyjskiego lotniska już po katastrofie, bez udziału przedstawicieli strony polskiej. - Myśmy nie chcieli lecieć tym samolotem, ale obserwować ekrany radarów, nawet nie na stanowisku kierowania, żeby nie przeszkadzać, ale Rosjanie nie zgodzili się. Omówienie wyników oblotu było nieprecyzyjne i niechlujne, dlatego nie złożyliśmy podpisów pod wspólnym przyjęciem wyników oblotu - podkreślił. Odmowa udziału obserwacji oblotu uniemożliwiła stronie polskiej ocenę stanu technicznego urządzeń na lotnisku i pracy kontrolera - przekonywał szef Polskiej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.

PAP, arb