Dolar albo śmierć

Dolar albo śmierć

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Kuba nie należy do Kubańczyków. Kuba jest Fidela. Dzisiejsza Kuba to naród żebraków i oszustów" - to najczęściej wypowiadane opinie niezależnych dziennikarzy i ludzi, którzy nie kryją już swoich przekonań, mimo że policja sprawuje całkowitą kontrolę nad państwem.

Początkowo hasła rewolucyjne miały charakter narodowowyzwoleńczy. W latach 60. główne hasło rewolucyjne "Libertad o muerte!" (Wolność albo śmierć!) zostało jednak zastąpione przez "Socialismo o muerte!" (Socjalizm albo śmierć!). Dzisiaj najlepiej odzwierciedla sytuację na Kubie ironiczne powiedzenie "Fula o muerte!" ("Zielone" albo śmierć!). Dzisiejsza Kuba to dwa różne światy. Ta nowoczesna, za dolary, dla turystów i uprzywilejowanych Kubańczyków, niedostępna dla przeciętnego obywatela - i ta codzienna, biedna ojczyzna ponad 11 mln głodnych i zdesperowanych ludzi. Kuba dla uprzywilejowanych członków politycznej elity Fidela Castro albo Czerwonego Diabła (El Diablo Rojo), jak nazywają go między sobą Kubańczycy, to enklawa banków, nowoczesnych samochodów, klimatyzowanych autokarów, eleganckich restauracji i sklepów pełnych najlepszych towarów. "Wolnorynkowa" oaza powstaje, mimo że oficjalnie nadal głoszone są socjalistyczne frazesy. Kuba dla przeciętnego obywatela to kraj bezwartościowego peso, kartek na żywność, na buty i ubranie, puste półki w sklepach, korupcja i łapówkarstwo, sprzedawanie się turystom za dolara lub tanie kosmetyki, to złudne nadzieje lepszego życia. Jedyna rzecz mająca jeszcze jakąkolwiek wartość to dolar. Nic innego się nie liczy. Hotelowa sprzątaczka zarabia dziesięć, dwadzieścia razy więcej niż lekarz, który być może będzie ją operował. Kierowca taksówki zarabia od dwudziestu do pięćdziesięciu razy więcej niż policjant. Kubańczykom nie wolno wozić turystów bez specjalnej rządowej licencji. Naturalne jest więc, że zatrzymani kierowcy "dofinansowują" policjantów łapówką w wysokości 10-50 USD. Tak jest na każdym kroku. System zmusił ludzi do nienormalnych zachowań, wykreował chore wzorce i zburzył normy moralne. Nikt nie myśli o tym, co będzie jutro. Życie rozgrywa się tu i teraz, na ulicy, w tłoku i spalinach z samochodów, które już 20 lat temu powinny trafić do muzeum, w pogoni za dolarem i w powszechnym przekonaniu, że turysta jest jedynym źródłem utrzymania. Otwieranie się Kuby na świat, o którym obie strony wspominały podczas ubiegłorocznej wizyty papieża, realizuje się poprzez turystykę. Szacuje się, że w 1998 r. Kubę odwiedziło ponad 2 mln osób. To olbrzymi wzrost - w 1991 r. było tu tylko 180 tys. turystów. Nie jest do końca jasne, kto w tej chwili rządzi Kubą. Czy trzyma wszystko w swoim ręku brat Fidela, Raul, wraz z rodziną, czy też generałowie stojący na czele armii. Wielu uważa, że po śmierci Fidela to oni przejmą władzę. Żadna z pytanych przeze mnie osób nie uważała jednak, by śmierć Castro miała przynieść jakieś istotne zmiany. Manuel Vazquez Portal przyznaje, że wierzył kiedyś w rewolucję i pracował jako oficjalnie zatwierdzony dziennikarz. Pisał i wydawał książki dla dzieci, dostał nawet nagrodę, którą wręczał mu sam Castro. Od czasu, gdy w 1991 r. podpisał się pod kilkoma ostrymi artykułami krytykującymi władze i korupcję, skazany jest na wydawanie w USA, jak większość dysydenckich dziennikarzy. Polityczna policja kubańska nie bije już opozycjonistów. Zamyka ich za to regularnie i często, bez podawania konkretnych powodów. Stosuje się metody terroru i nacisku psychicznego, zamyka się ich razem z pospolitymi opryszkami, namawia do wyjazdu z Kuby bez prawa powrotu. Teraz Manuel razem z bratem sprzedaje stare książki i plakaty na centralnym, pięknie odrestaurowanym placu, pełnym turystów i drogich kawiarni. To właśnie Manuel pokazał mi Hawanę niedostępną dla zwykłego turysty. Zardzewiałe haki w sklepie mięsnym, puste półki w sklepach nie remontowanych od 40 lat. Wszystko jest na kartki, nawet surowe plastry tłuszczu, ryż, ziemniaki, mleko, owoce, pasta do zębów, mydło i majtki. System kartkowy doprowadził do demoralizacji, przekupstwa i łapówkarstwa. W rezultacie system reglamentacji przestał funkcjonować, stając się jeszcze jedną kubańską fikcją. Kamienice bez dachu, przewody elektryczne bez izolacji, dziury w ścianach, ludzie stłoczeni w malutkich izbach, jedna kuchnia z zardzewiałymi garnkami na kilkanaście rodzin, brud i dotkliwe ubóstwo - to obraz prawdziwej Kuby. Ludzie powiadają, że w Hawanie zapada się jeden dom dziennie. Nie wiadomo, ile w tym prawdy, ale to, co zobaczyłem, upewniło mnie w przekonaniu, że co chwilę zapada się tu sufit, podłoga czy ściana. - Nie chciałem wyjechać do Stanów Zjednoczonych - mówi Manuel. - Uważam, że moje miejsce jest tu, w Hawanie. Chcę pisać i pokazywać ludziom, jak jest naprawdę. Chcę, by każdy wiedział, że nie jest tak, jak w kolorowych folderach. Castro sprzedał Kubę turystom za dolary, wpędzając ludzi w jeszcze większą nędzę niż przed rewolucją. Rodzina i znajomi Fidela przejmują wszystkie dochodowe przedsiębiorstwa na Kubie. Powoli, ale systematycznie Kuba staje się krajem quasi-kapitalistycznym. Wśród wielu oficjeli warto wspomnieć pułkownika Gaviote, ministra turystyki i prezesa dużej firmy w jednej osobie. Firmy, która do niedawna była jednym z większych przedsiębiorstw państwowych. Trwa swoisty bieg sztafetowy - kolejni zawodnicy przekazują sobie sprywatyzowane i dochodowe firmy. Według Raula Rivero Castanedy, dyrektora niezależnej agencji prasowej Cuba Press, oraz kilku innych dysydenckich dziennikarzy, z którymi rozmawiałem w Hawanie, w kubańskich więzieniach za poglądy polityczne zamknięto ponad 500 osób, jest wśród nich kilkunastu dziennikarzy. Najbardziej znani to autorzy listu do władz kubańskich, zatytułowanego "Ojczyzna należy do nas", wysłanego w lipcu 1997 r., w którym ostro krytykowali rząd. Cała czwórka została zatrzymana i aresztowana. Do dzisiaj przebywają w więzieniu Felix Antonio Bonne Carcasses, Rene Gomez Manzano, Vladimiro Roca Antuanez (notabene syn członka biura politycznego!) i Martha Beatriz Poque Cabello. Odsiadują "karę" bez aktu oskarżenia, bez wyroku. Kubańska policja polityczna specjalizuje się w zatrzymywaniu "niebezpiecznych" obywateli i przetrzymywaniu ich w więzieniach, nie starając się nawet stworzyć pozorów praworządności. Po prostu są więzieni tak długo, aż jakiś minister czy wysoko postawiony oficer nie zdecyduje się na zwolnienie więźnia. Wielu Kubańczyków nadal pozostaje w zakładach psychiatrycznych. Szacuje się, że ok. 200 osób przebywa na leczeniu zamkniętym z "rozpoznaniem" schizofrenii lub paranoi. Raul uważa, że teoretycznie może być aresztowany w każdej chwili, jednak dzisiaj - ze względu na stopniowe otwieranie się Kuby na świat i wzmożony ruch turystycz- ny - pozwala się działać opozycji w pewnych granicach. Policja przychodzi do niego zwykle o świcie. Rewidują mieszkanie i namawiają do wyjazdu do Stanów Zjednoczonych. Cała rodzina Raula mieszka już na Florydzie. Kiedyś zabierali mu faksy, komputery, nawet maszynę do pisania. Teraz używa tylko telefonu. Organizuje w swoim mieszkaniu zebrania, na które przybywa wielu młodych ludzi z całego kraju. Drzwi ma zawsze otwarte. - Po co policja ma się dobijać i budzić sąsiadów - żartuje, bujając się w jednym z sześciu foteli na biegunach znajdujących się w salonie. - Chciałbym, aby było między nami większe porozumienie i współpraca - Raul podkreśla to, co przewija się w rozmowach z wieloma działaczami opozycyjnymi. - Dużo tracimy na rozbiciu, niezgodności i uleganiu wpływom różnych ugrupowań politycznych z USA. Zaproszenie papieża na Kubę było dla wielu dużym zaskoczeniem, zwłaszcza że katolicy stanowią wciąż ok. 40 proc. mieszkańców tego kraju. Sam naczelny wódz ogłosił swego czasu, że świąt Bożego Narodzenia nie będzie, bo Boga nie było i nie ma. Wraz z rozpadem ZSRR i całego bloku wschodniego upadły jednak wzorce socjalizmu. Castro nie mógł już w swoich wielogodzinnych przemówieniach nawiązywać do przewodniej roli Związku Radzieckiego i szczęśliwych proletariuszy. Wraz z przejęciem władzy przez Gorbaczowa skończyły się dotacje z Moskwy i załamał się eksport. Zabrakło nie tylko przewodniej idei, ale także pieniędzy i podstawowych towarów, których Kuba nie była w stanie kupować za dolary. Władze zmuszone zostały do otwarcia kraju dla turystów. Chcąc zmienić wizerunek Kuby w oczach świata, wystosowały także zaproszenie do Watykanu. To, że papieżem jest Polak, człowiek krytykujący komunizm, miało dla wielu podstawowe znaczenie. Zresztą przeciętny obywatel wie o naszym kraju zadziwiająco dużo i często podaje Polskę jako przykład godny naśladowania. Wielu niezależnych intelektualistów kubańskich uważa, że papieża zaproszono, by odwrócić uwagę Kubańczyków od stopniowego uwłaszczenia komunistycznej nomenklatury. W tym roku po raz pierwszy od wielu lat 25 grudnia był dniem wolnym od pracy, a we wszystkich urzędach, hotelach i na ulicach pojawiły się choinki z bombkami i światełkami. Jakby odgórnie zdecydowano, że wszyscy mogą się teraz "nawrócić". Opozycjoniści dostrzegają w tym prostą kalkulację: w zamian za nieco więcej swobody rządzącym łatwiej będzie "sprywatyzować" kraj. Brak porozumienia wśród kubańskich organizacji opozycyjnych tłumaczy się tym, że gdy nadejdzie dzień zmian, każdy będzie chciał być pierwszym i uprawnionym do udziału w nowej władzy. Największe ugrupowanie polityczne na emigracji - Kubańsko-Amerykańska Fundacja Narodowa (CANF - Cuban-American National Foundation) - skupiające byłych właścicieli ziemskich i biznesmenów, dawno już przygotowało ustawę reprywatyzacyjną i podział majątku. Pizza Hut i Burger King mają wydzielone parcele na terenie całego kraju. Nic więc dziwnego, że wielu Kubańczyków z obawą patrzy w stronę Florydy, pamiętając dyktatorskie rządy Batisty. To właśnie CANF jest za utrzymaniem, a nawet wzmocnieniem embarga, licząc, że przyspieszy to upadek komunistycznych władz. Tymczasem narzucone wiele lat temu przez rząd Stanów Zjednoczonych embargo nie dało spodziewanych rezultatów. Nie doprowadziło, a wielu uważa, że nigdy nie doprowadzi, do zmiany systemu na Kubie. Tracą na tym zwykli ludzie, popadając w nędzę, bez zahamowań sprzedając resztki godności i moralności za kilka dolarów. Mimo embarga i zakazu odwiedzania Kuby przez obywateli USA (chyba że mają oficjalne pozwolenie lub wiarygodną legitymację prasową), w 1998 r. na Kubę przyjechało ponad 100 tys. Amerykanów. Po wyjściu z samolotu wkładają do paszportu banknot dwudziestodolarowy, licząc, zresztą zupełnie słusznie, że oficer imigracyjny nie wbije im malutkiego stempla z gwiazdą, który może spowodować przykre konsekwencje po powrocie do domu. Kubańczycy nie ukrywają, że jednym z magnesów przyciągających turystów jest prostytucja. Dla wielu nie jest to sprawa moralności, lecz przeżycia. Młodzi ludzie - zarówno dziewczyny, jak i chłopcy - sprzedają się turystom, ale nie uważają tego za prostytucję. Mówi się, że po prostu "chodzą" z turystami. "Chodzą" kelnerki, nauczycielki, lekarze i uczniowie. Za normalną pensję od kilku już lat po prostu nie da się przeżyć. Są tylko cztery sposoby na przeżycie: trzeba mieć rodzinę lub znajomych w Stanach Zjednoczonych, być w bezpośredniej bliskości Fidela, oszukiwać lub kraść albo "chodzić" z turystami. Sytuacja na Kubie jest coraz powszechniej wykorzystywana przez różne biura turystyczne w Europie Zachodniej i Kanadzie. Całkiem jawnie reklamuje się "bezpośrednie, piękne i łatwe" dziewczyny jako podstawową atrakcję Kuby. Rząd w Hawanie zdaje się rozumieć sytuację, krytykując, a równocześnie popierając zaistniały stan rzeczy. W 1994 r. słynny kubański film "Fresa y Chocolate" "zalegalizował" homoseksualizm. Dzisiaj nikogo już nie dziwi widok podstarzałych yumo (biały turysta) w towarzystwie młodych Kubańczyków. Mimo iż ekipa Fidela nie popiera oficjalnie homoseksualizmu i prostytucji, tajemnicą poliszynela jest, że ponad połowa dochodu z turystyki pochodzi z seksturystyki.

Więcej możesz przeczytać w 2/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.