Agonia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Andrzej Lepper, fot. tygodnik Wprost
Wokół Andrzeja Leppera przez długie lata było głośno. Potem, cztery lata temu, nastał czas tylko niekiedy przerywanej ciszy. Lepper powoli gasł.
Trudno to nawet nazwać mieszkaniem. Niewielki pokój z łazienką i aneksem kuchennym. Wyposażenie skromne: łóżko, bokserska gruszka i bieżnia zwrócona przodem do telewizora. Tu, na tyłach warszawskiego biura Samoobrony, przez ostatnie trzy i pół roku mieszkał Andrzej Lepper. Tu znaleziono go też martwego.

Dzień przed śmiercią, ok. godz. 18. Lepper wraca z zakupami, w drzwiach kamienicy, w której mieści się biuro, mija się z Januszem Maksymiukiem. – Będziesz jutro? Przyjedź, przyjedź, mam dziś wieczorem ciekawe spotkanie. Jak się jutro zobaczymy, to ci wszystko opowiem – rzuca Lepper i znika na klatce.

– Szef u siebie? – Maksymiuk pyta w biurze następnego dnia rano. Jest ok. 9.30. – Tak. Jakieś pół godziny temu kręcił się po biurze – odpowiada mu jeden z pracowników.

Maksymiuk: – Mieliśmy taki zwyczaj, że  jak szef sam nie wychodzi, to ja mu nie przeszkadzam. Może czyta albo ćwiczy. Pokręciłem się więc do 14 i pojechałem do domu. Już go nie zobaczyłem. Czuję, że mógł się powiesić, gdy byłem za ścianą. Może gdybym do niego zajrzał…

Sylwetkę Andrzeja Leppera przedstawią w najnowszym "Wprost" Michał Krzymowski i Aleksandra Pawlicka