Nizina polska

Dodano:   /  Zmieniono: 
Orzeł nizinny, jedyny w świecie orzeł błotno-bagienny, będzie prowadził zaciężne hufce naszych nizinników spod znaku płaskostopia mózgowego w trzecie tysiąclecie
"Polska jest to kraj nizinny". To zdanie z podręcznika geografii (1947 r.) dla szkół podstawowych z roku na rok zyskuje na aktualności. Wielu jest u nas tych, którzy robią co tylko mogą, by tę naszą nizinność wzmocnić, ugruntować i rzec by można - wznieść na szczyty, by uczynić rozpoznawalnym w świecie znakiem (teraz to się nazywa: logo) naszego kraju. Orzeł nizinny, jedyny w świecie orzeł błotno-bagienny, będzie prowadził zaciężne hufce naszych nizinników spod znaku płaskostopia mózgowego. Będzie te hufce prowadził w trzecie tysiąclecie.

Przeglądam gazety, niektóre czytam, czytam telewizyjne programy w gazetach (i już mam przeważnie dość), choć czasem - przyznaję - z przyjemnością coś obejrzę, słucham radia. Z tych wszystkich źródeł dowiaduję się o sprawach, które - gdybym je na przykład wymyślił do jakiegoś scenariusza współczesnego filmu dziejącego się w Polsce - uznałbym za nieprawdziwe i niewiarygodne. A tymczasem to niewiarygodne jest naszą codziennością nizinną, która nas wszystkich, niestety, dotyczy. My w tej nizinie, w tej depresji całkiem już się dobrze czujemy, jużeśmy przywykli i nawet odczuwamy z tego powodu pewien komfort zamiast dyskomfortu. W TVN teledurniej (nie poprawiaj, Kochana Korekto!), w którym zawodnicy musieli przenosić w ustach małe rybki z miski do akwarium. Żal mi tych biednych rybek, ale gdy sobie pomyślałem o tych, którzy tę konkurencję wymyślili, to dopiero mi się smutno zrobiło. Jakie to życie jest niesprawiedliwe i żaden minister sprawiedliwości tu nie pomoże, nawet Hanna Suchocka zdziesięciokrotniona - jedni rodzą się normalni i takimi są przez całe życie, a innych los skazuje na bycie redaktorem w TVN na przykład albo autorem serialu o policyjnym posterunku w Polsacie. Weź tu i walcz z przeznaczeniem! Z wywiadu, jakiego "Życiu" udzielił burmistrz Zakopanego, dowiedziałem się, że w Polsce nie widać przedolimpijskiej gorączki, bo "to wynika z kilku elementów. Po pierwsze ze stanu polskiego sportu, szczególnie zimowego. To nie jest nasz sport narodowy". Adam Bachleda-Curuś ma rację. Nie jest. Ale nie jest dlatego, że od czasów przedwojennych, czyli od sześćdziesięciu lat, nikt (słownie: nikt!) nie zrobił nic (jw.), by Polacy mogli jeździć na nartach. Kolejka na Kasprowy jest przedwojenna, na Gubałówkę - jak wyżej, Wielka Krokiew też jest przedwojenna. Dojazd do Zakopanego - niestety, też jest przedwojenny i jest katorgą, po której pobyt w zasmrodzonym zakopiańskim powietrzu jest oddechem ulgi. Ale po oddechu trzeba z Zakopanego wyjechać i znów jest ta sama, tylko jeszcze większa katorga. Ostatniej niedzieli (pierwszej w tym roku) PKP sprzedawały bilety w pełnej cenie na stanie przez całą podróż na korytarzu! Ludzie byli ładowani jak sardynki do puszek. Dzieci załatwiały się w plastikowe torebki, bo nie można się było docisnąć do tzw. toalet. Piszę "tzw.", bo te pomieszczenia w pociągach tyle mają wspólnego z toaletą, co ja z poglądami prałata Jankowskiego. Burmistrz Bachleda mówi dalej: "Być może jest też za mała kampania promocyjna w mediach, ale tu przyczyną jest oczywiście brak pieniędzy". Dobry on jest, ten burmistrz. Skoro już ich nie ma, gdy potrzebne są malutkie, to ciekawe, co będzie, gdy będzie trzeba mieć prawdziwe pieniądze? Za co zbuduje stadiony, skocznie, hotele, wioskę olimpijską? Oczywiście, burmistrz wie, że te igrzyska to niepoważna mrzonka, skoro już bieg zjazdowy - najbardziej widowiskową konkurencję - oddał za granicę, do Słowacji. Ale za to podparł się Ojcem Świętym: "W ogóle uważam, że my nie doceniamy wizyt Ojca Świętego pod względem duchowym, ale i promocyjnym (...). Ten wymiar papieskich wizyt jest nie do przecenienia". Nie do przecenienia jest także to, jak się pan burmistrz do tych igrzysk zabiera. Zatelefonowałem do Marty Bizoń, pięknej i utalentowanej, bo chciałem sobie przyjemność zrobić na Nowy Rok. - Stoję w korku na zakopiance - powiedziała. Zadzwoniłem po godzinie: - Gdzie jesteś? - Cały czas tam, gdzie byłam - odpowiedziała z dumą w głosie. Sto tysięcy ludzi nie mogło w niedzielę wyjechać z Zakopanego! Sto tysięcy! Wszystkie duże gazety doniosły o tym na pierwszych stronach. "Pomysł organizacji olimpiady w takich warunkach to oczywiste szaleństwo. Ktoś powinien mocno stuknąć się w głowę" - powiedział Paweł Szwed, który na swoje nieszczęście był wtedy właśnie w Zakopanem. Na szczęście nie powiedział, kto się powinien stuknąć. Ciekawe, czy pan burmistrz Zakopanego wie, kto? No? Kto? Po drugiej stronie naszej bezdennej niziny, nad siwymi wodami Bałtyku, ksiądz proboszcz w kościele św. Brygidy, wspomniany tu już dziś prałat Henryk Jankowski, sprzedaje książki własne i innych autorów. Nie są to książki o tematyce religijnej. Są to książki o tematyce antyreligijnej. Na zamówienie prałata napisali bełkotliwe obrzydliwości jacyś biedacy, a prałat to sprzedaje, prężąc się na okładkach tych książek, wyszywany jak papuga i obwieszony orderami, które sam sobie nadał, jak kiedyś Breżniew. Te książki to jadowity atak na biskupów, na wiarę, na wszystko! To jest coś nieprawdopodobnego. "Módlcie się za nami. Ks. Henryk Jankowski a problem żydowski w Polsce i na świecie", "Zguba twoja Izraelu z ciebie samego pochodzi. A jednak ksiądz Jankowski miał rację". Wstyd cytować tę hańbę. Sprzedaje! Kupują! Na Violettę Villas też sprzedawał w tym kościele, a ona w kościele w przezroczystej sukni wyginając się, śpiewała: "Wszystkooo jest źleee/ jaaak śpiewam/jak mówięęęęę/ z kim śpięęęęę...", a ksiądz Jankowski błogosławił artystkę przed koncertem. Czy musimy to ciągle, co tydzień przeżywać? Czy prałat nie może się wygłupiać gdzieś prywatnie, na swój rachunek? Przecież to ciężki bęcwał na własne życzenie! Prośba do Marka Króla: tak to wydrukuj! W razie czego powiem, że Ci groziłem pistoletem i musiałeś ratować życie. Ja, Stanisław Tym, urodzony w Małkini, filosemita od urodzenia - ja za te słowa odpowiadam: prałat Jankowski jest obrzydliwcem i bęcwałem na własne życzenie. Dixi!
Więcej możesz przeczytać w 2/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor: