Sprawa do załatwienia

Sprawa do załatwienia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przez ostatnie dwa lata czytelnicy polskich gazet i tygodników byli bombardowani tekstami o szerzącej się w Polsce korupcji
Tylko poprzez wspólne działanie wszystkich partii można pokonać raka korupcji


Do napisania tego tekstu sprowokował mnie artykuł Janiny Paradowskiej i Jerzego Baczyńskiego, zamieszczony w "Polityce" (nr 51 z 1999 r.) pod znamiennym tytułem "Bierz i pozwól brać". Rozumiem cel, jakiemu miał on służyć, ale tezy w nim wysuwane są miejscami nieprawdziwe, a nawet niebezpieczne.
Wszyscy piszący o łapownictwie biją na alarm: Polskę zżera rak korupcji - należy wydać mu bezwzględną walkę. Gorzej z receptami, jak to zrobić. Odnoszę wrażenie, że część ukazujących się w polskiej prasie tekstów o korupcji pisana jest pod pewne polityczne zamówienia. Do takich zaliczam artykuł w "Polityce". Teza tam postawiona jest jasna - to AWS odpowiada za rozszerzenie się korupcji, to politycy tego ugrupowania, kierujący się prywatą i partykularnymi interesami, rozkradają Polskę, wręcz "zachowują się niczym najeźdźcy w podbitym kraju".

Jedynie odebranie urzędnikom uprawnień do udzielania licencji, kontyngentów i limitów zapobiegnie powstawaniu sytuacji sprzyjających korupcji


Moja teza brzmi tak: dopóki będziemy tę sprawę wykorzystywać do bieżącej walki politycznej, dopóty nasza walka z korupcją będzie walką z wiatrakami. W preambule prawno-karnej konwencji o korupcji, podpisanej przez Polskę w Strasburgu 27 lutego 1999 r., czytamy: "Korupcja zagraża praworządności, demokracji, prawom człowieka, narusza zasady uczciwości i sprawiedliwości społecznej, spowalnia rozwój gospodarczy i zagraża stabilności instytucji demokratycznych i moralnym podstawom społeczeństwa". Wypada się zastanowić, dlaczego kraje Europy Zachodniej rozpoczęły tak bezpardonową walkę z korupcją. Odpowiedź jest prosta. To właśnie od początku lat dziewięćdziesiątych zaczęto ujawniać wielkie skandale korupcyjne, które wstrząsnęły Europą Zachodnią. Kraje te przestały wówczas traktować ten problem jako wewnętrzny. Stało się jasne, że sprawa ma wymiar międzynarodowy, a skuteczne zwalczanie korupcji wymaga współdziałania.
Oto głośniejsze afery korupcyjne: przełom lat 70. i 80. - afera Lockheeda w Japonii (upadek kilku rządów); lata 90. - Włochy - wielokrotnie upadały rządy, a tradycyjne partie utraciły znaczenie; lata 1993-1995 - Hiszpanią wstrząsa afera korupcyjna z udziałem polityków rządzącej partii socjaldemokratycznej PSOE; 1995 r. - afera Willy’ego Claesa, który musiał ustąpić ze stanowiska sekretarza generalnego NATO, ponadto w przeżartą korupcyjnymi praktykami sprawę zakupu sprzętu wojskowego zamieszanych było wielu innych polityków belgijskich; lata 1997-1998 - Czechy - afera łapówkarska z zamówieniami dla armii, co przyczyniło się do upadku rządu Klausa; 1998-1999 r. - afera w MKOl, czyli ustąpienie wielu członków MKOl z powodu pobierania łapówek w zamian za poparcie miast ubiegających się o organizację igrzysk olimpijskich. Piszę o tym, byśmy mieli świadomość, że Polska nie jest korupcyjną wyspą na oceanie uczciwości, ale musimy współdziałać z innymi państwami w walce z tą plagą.
Korupcja na świecie istnieje, od kiedy istnieją państwa. Przykłady można znaleźć już na egipskich papirusach. W Polsce szlacheckiej do pewnego momentu bardzo skutecznie zwalczano przekupstwa urzędników. Degrengolada nastąpiła w okresie przedrozbiorowym. Mocarstwa ościenne kupowały sobie przychylność urzędników, pochodzących na ogół z potężnych rodów magnackich. W okresie rozbiorów w zaborze rosyjskim podniesiono łapówkę wręcz do obowiązującego rytuału. Istniał specjalny taryfikator, który określał, ile urzędnik danego szczebla może wziąć za "załatwienie" sprawy petenta. Podczas okupacji hitlerowskiej łapówkarstwo stało się praktycznie jedyną metodą załatwiania spraw urzędowych, a często ratowało się w ten sposób ludzkie życie. Po wojnie urzędnicy komunistycznego państwa traktowali Polskę jak kraj podbity. Cenzura wprawdzie nie pozwalała na informowanie opinii publicznej, ale dla większości społeczeństwa było jasne, skąd biorą się fortuny i rezydencje dygnitarzy aparatu komunistycznego. Ten rys historyczny podaję ku przestrodze redaktorów Paradowskiej i Baczyńskiego. Nie można rozprawiać o korupcji, zapominając, skąd bierze się świadomość historyczna w tej sprawie. Zło nie pojawiło się nagle. Nasza wiedza, jak to było za PRL, jest nadal niekompletna. Okres przemian ustrojowych, w tym zrywanie z gospodarką państwową, jest szczególnie korupcjogenny. Świadczą o tym zarówno przykłady z państw dawnego obozu socjalistycznego, jak i przekształcenie form państwowych w prywatne w krajach kapitalistycznych. Ma rację premier Jerzy Buzek, który podczas spotkania z przedstawicielami inwestorów zrzeszonych w Amerykańskiej Izbie Handlu w Polsce powiedział, że jedynym sposobem na zwalczanie korupcji w Polsce jest jak najszybsza prywatyzacja. Tylko odebranie urzędnikom państwowym i samorządowym uprawnień w dziedzinie udzielania różnego rodzaju zezwoleń, licencji, kontyngentów i limitów zapobiegnie powstawaniu sytuacji sprzyjających korupcji.
W parlamencie rozpatrywane są ustawy, które mogą znacznie ułatwić ściganie korupcji oraz spowodują większą przejrzystość finansów ugrupowań politycznych. Niedawno Komisja Spraw Wewnętrznych i Administracji obradowała nad projektem dotyczącym finansowania partii i kampanii wyborczych. Charakterystyczne, że głosy posłów były tożsame bez względu na przynależność partyjną. Wszyscy mieli świadomość, że być może uda się wprowadzić mechanizmy pozwalające obywatelom lepiej sprawdzać uczciwość polityków.
Tworzenie nawet najdoskonalszych rozwiązań prawnych nie zastąpi jednak podstawowego działania - wychowywania młodych ludzi w przeświadczeniu, że dawanie i branie łapówek jest czymś wysoce nagannym. Rola rodziny i szkoły jest tu nie do przecenienia. A przecież na razie mamy do czynienia z sytuacją, gdy istnieje powszechne przyzwolenie na załatwianie drobnych, codziennych spraw za pomocą łapówek. Charakterystyczne jest, że zdecydowana większość społeczeństwa potępia skorumpowanych polityków (i słusznie), ale równocześnie gotowa jest rozgrzeszać tych, którzy "kupują" łóżka w szpitalu, dają łapówkę policjantowi, "załatwiają" przyjęcie do pracy lub pozytywny wynik egzaminu. Wiem, że są to słowa bolesne, ale jeśli nie zaczniemy mówić prawdy, walka z korupcją będzie o wiele dłuższa i trudniejsza. Równocześnie chcę wyraźnie podkreślić, że nasze społeczeństwo, które było tak dotkliwie doświadczone i deprawowane przez lata komunizmu (również w tej sprawie, o której piszę), i tak zachowało ogromne pokłady uczciwości i zdrowych odruchów i nie wyróżnia się specjalnie negatywnie na tle innych, co czasami usiłują wmawiać autorzy artykułów na temat korupcji. Jedno jest pewne. Próba przekonywania, że to dopiero za rządów AWS-UW w Polsce rozszalała się korupcja, a wcześniej może nie wszystko było cacy, ale ogólnie rzecz miała się lepiej, jest nie tylko nieprawdą, ale źle wróży niezbędnemu porozumieniu różnych opcji politycznych, by walka z korupcją mogła być skuteczna.
Na koniec polemika z ostatnią tezą redaktorów Paradowskiej i Baczyńskiego, że oto grozi nam bunt społeczeństwa przeciw politycznemu establishmentowi, którym raz po raz wstrząsają korupcyjne afery. Otóż Polska to nie Włochy. Nie grozi nam wstrząs, który zmiótł z życia politycznego Włoch całe partie. Z pewnością teza, że politycy w Polsce są aż tak nieuczciwi, iż państwu i im grozi kataklizm, jest nieprawdziwa. I co miałoby nastąpić po ustąpieniu rzekomo tak potwornie skorumpowanych? Rządy "uczciwych" polityków pokroju Stana Tymińskiego lub Andrzeja Leppera? Ciekawe, czy ich kariera trwałaby tak "długo", jak rządy Berlusconiego we Włoszech? Ale to już temat dla pisarzy political fiction.

Więcej możesz przeczytać w 3/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor: