Do krakowskiego hotelu "Sheraton", gdzie ważył się los ośmiu pozostających w boju drużyn, przyjechali czołowi przedstawiciele UEFA, z prezydentem Michelem Platinim, kilku selekcjonerów zainteresowanych reprezentacji, m.in. rozchwytywany przez dziennikarzy Portugalczyk Paulo Bento, a także wielu ministrów sportu, uczestniczących w nieformalnym spotkaniu w ramach polskiej prezydencji w Unii Europejskiej.
Zainteresowanie było bardzo duże. Sala pękała w szwach, a kilkanaście kamer, m.in. telewizji Al-Dżazira, skierowano na stół, przy którym w roli mistrza ceremonii wystąpił sekretarz generalny UEFA Gianni Infantino. - Witamy wszystkich w Krakowie, szczególnie ministrów sportu, którzy dziś będą dyskutować m.in. o problemie ustawiania meczów. UEFA jest tym żywotnie zainteresowana. Liczymy na Was, futbol liczy na Was - podkreślił Infantino.
W roli sierotki wystąpił ambasador turnieju Zbigniew Boniek. Losowanie trwało nie więcej niż pięć minut. Do czterech rozstawionych drużyn były piłkarz Juventusu Turyn szybko dolosował cztery pozostałe. - Usłyszałem tylko brawa Irlandczyków. Wylosowałem im Estonię. Ale ja im powiedziałem: ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Estonia wcale nie jest taka słaba - powiedział Boniek.
"Zibi" nie miał jednak szczęśliwej ręki dla Turków. - Przed wejściem na salę przywitałem się z Turkami. Ciao, ciao. To kogo chcecie, żebym wam wylosował? A oni na to, że wszystko jedno, byle nie Chorwatów. A tu masz, pierwsza para Turcja - Chorwacja. No cóż, los tak chciał. Los jest ślepy - przyznał Boniek.
Która para jest według Bońka najsilniejsza? - Myślę, że wszystkie są mocne i ciekawe. Każdy chce się zakwalifikować, bo awans dużo znaczy pod względem sportowym i ekonomicznym. Szanse są równe. Ma je też Estonia. Jak byłem selekcjonerem reprezentacji Polski, to wszyscy się śmiali z mojej porażki z Łotwą. Przypomnę, że ta sama Łotwa potem grała w barażach do Euro-2004 i wyeliminowała Turcję. W piłce możliwość, że słabszy wygra z silniejszym, jest bardzo duża - ocenił Boniek.
zew, PAP