Migalski: Palikot wygrał, bo miał pieniądze i odrzucił reguły

Migalski: Palikot wygrał, bo miał pieniądze i odrzucił reguły

Dodano:   /  Zmieniono: 
Marek Migalski (fot. Adam Chełstowski/FORUM)
Palikot miał pieniądze i nie ubierał się w gorset poprawności – tak europoseł PJN Marek Migalski tłumaczy w rozmowie z Wprost24 przyczyny sukcesu Ruchu Poparcia Palikota i niepowodzenie formacji Polska Jest Najważniejsza.
Paweł Sikora, Wprost24: Wiele razy pisał pan, że scena polityczna jest zabetonowana i że skruszenie tego betonu jest niemal niemożliwe. Palikotowi się udało, wam nie.

Marek Migalski: Tak, bo miał kilka przewag nad PJN. Po pierwsze miał pieniądze i to o wiele więcej niż my. Po drugie - Palikot miał konkurenta w postaci bezbarwnego Grzegorza Napieralskiego, a my mieliśmy za przeciwników Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. Cokolwiek by o nich nie mówić, to są politycy z innej ligi niż Napieralski. Trzecia rzecz to fakt, że my założyliśmy gorset poprawności…

Czyli?

To był gorset poprawności nie tyle politycznej, co poprawności zachowań. Palikot przyjął zasadę no rules, keine grenzen, a myśmy te reguły sobie narzucili.

To może trzeba było ich sobie nie narzucać?

Wchodziliśmy do polityki jako partia, która ma zakończyć wojnę polsko-polską, więc musieliśmy taki gorset założyć. A Palikot tę wojnę rozgrzewał - dlatego w kampanii mógł być bardziej wyrazisty i mógł używać bardziej chwytliwych fraz.

I dlatego zamiast znanych polityków z PJN Polacy postawili na anonimowych działaczy Palikota?

Palikot ma ogromną rozpoznawalność - w zasadzie każdy Polak wie, kim jest Palikot. Gdyby Janusz Palikot nazwał swoją partię Ruch Modernizacji Polski, to pewnie nie miałby tych 10 proc., bo nie każdy wiedziałby, że to jego partia. On jednak wie, że jedyną siłą jego ugrupowania, jest on sam. Natomiast PJN postanowił zagrać zespołowo. Poza tym nasze nazwiska są nieco mniej znane.

Mogliście uzyskać lepszy wynik?

Oczywiście że tak, ale uwagami na temat kampanii w pierwszej kolejności muszę się podzielić z kolegami i koleżankami z PJN. Uważam, że w tych wyborach mogliśmy osiągnąć 3 proc. (to próg po przekroczeniu którego partia otrzymuje dotacje z budżetu państwa – red.). Czeka nas teraz dyskusja na ten temat. Spróbujemy ustalić, czego nam zabrakło.

A może zabrakło Joanny Kluzik-Rostkowskiej?

(śmiech) Mieliśmy największą zwyżkę notowań w czerwcu, czyli właśnie wtedy, kiedy Joanna odeszła do PO.

Skąd ta zwyżka?

Po raz pierwszy od dłuższego czasu zaczęto o nas mówić. Zobaczono w nas ludzi, dla których ważna jest przyzwoitość. Jak się na coś pisaliśmy, to staraliśmy się to doprowadzić do końca. I udało nam się to pokazać.

Ale w wyborach liczy się wynik, a nie dobre wrażenie…

Przegraliśmy wybory, ale pokazaliśmy, że wiele opinii na nasz temat było nietrafionych. Mówiono, że na dwa tygodnie przed wyborami sprzedamy się PiS-owi, albo że poprosimy o głosowanie na Tuska. Myśmy tego nie zrobili, nikomu się nie sprzedaliśmy. I mam nadzieję, że część wyborców to zapamięta i w przyszłości będzie traktowała ten fakt jako nasz atut.

W przyszłości? Myślałem, że to koniec PJN.

Wręcz przeciwnie. Uważam, że wszystkie sensowne siły, które są na polskiej prawicy, a które nie weszły do Sejmu, powinny podjąć teraz trud integracji. Dostaliśmy jasny sygnał od wyborców, że jako samodzielne byty jesteśmy za słabi. Ale wyobrażam sobie drużynę złożoną z Pawła Kowala, Janusza Korwin-Mikkego, ludzi Rafała Dutkiewicza i Marka Jurka, jako politycznie, intelektualnie i osobowościowo atrakcyjną propozycję dla 10-15 proc. wyborców.

Korwin-Mikke chce zmienić ustrój i wsadzić większość polityków za kraty…

Zachowuję dystans do osoby Korwin-Mikkego, ale mam ogromny szacunek dla jego wyborców. Zresztą to nie musi być koalicja - chodzi tylko o jakąś formę współpracy, która jest konieczna. W sprawach ekonomicznych jesteśmy bardzo wolnorynkowi, a to części ludzi głosujących na Kongres Nowej Prawicy na pewno się podoba. Trzeba rozmawiać i zobaczymy jak te rozmowy się zakończą.

Napisał pan na blogu, że potrzeba powstania partii lub koalicji, która zaproponuje spójny i nowoczesny program. Innymi słowy PJN-owi się to nie udało…

Daliśmy radę, tylko że ten spójny program zachęcił 2,2 proc. wyborców. A nam chodzi o to, żeby program był równie spójny, ale zyskał poparcie 20 proc. Nie odmawiam ani ludziom Korwin-Mikkego, ani Dutkiewicza czy Jurka, rozsądku i doświadczenia. Wierzę, że połączenie sił dałoby efekt synergii, a nie redukcji.

Kogo z PiS-u i PO widziałby pan w tym nowym ugrupowaniu?

Liczę na to, że i PiS, i PO będą pękać - ale dotyczy to raczej PO niż PiS, bo Kaczyński jest mistrzem w rozgrywaniu wewnętrznych konfliktów i potrafi utrzymać spójność programową. Polityków, którym nie odpowiada autorytaryzm Tuska i Kaczyńskiego oraz ślamazarność rządów PO, trochę jest. Dziś sfrustrowani są chyba bardziej pisowcy, ale platformersi wkrótce też będą. Liczę, że te najcenniejsze środowiska z PiS i PO zrozumieją, iż jest szansa na budowanie jakiejś trzeciej siły.

Na razie pierwszą siłą na prawicy jest PiS. Czy 30 proc. głosów to dla partii Jarosława Kaczyńskiego sukces czy porażka?

Porażka. Dostali milion głosów mniej niż cztery lata temu. W procentach też dostali mniej. Poza tym utrzymała się taka poduszka między PO a PiS, w postaci różnicy procentowej między tymi partiami. W żaden sposób wyniku wyborów PiS nie może nazwać nawet umiarkowanym sukcesem. Można go za to rozpatrywać w kategoriach klęski. To poważny cios dla Kaczyńskiego.

Może więc prezes PiS powinien odejść?

PiS z Kaczyńskim nie jest w stanie wygrywać wyborów, ale bez Kaczyńskiego nie istnieje. On nigdy nie odejdzie, bo PiS to całe jego życie.

Ale przegrał już szósty raz z rzędu.

Nie będzie innego PiS-u. Uważam, że partia ta będzie dostawała jednak coraz mniej głosów. Mogli wygrać, gdyby kontynuowali linię z kampanii prezydenckiej. Wystarczyło kontynuować to, co było wypracowane. Ale Kaczyński jak zwykle zrobił „fiku miku", wykonał trzy zakręty, a teraz udaje, że to wszystko było przemyślane. Według mnie prezes będzie szefował PiS-owi nadal, a poparcie dla tej partii będzie maleć.

Nie mają szans na wygraną?

Wątpię. A już na pewno nie będą w stanie stworzyć rządu. Na Kaczyńskiego ludzie będą bali się głosować, aby nie tracić głosu na partię, która jest skazana na wieczną opozycję.

A gdyby Kaczyński odszedł?

To środowisko kompletnie by się rozpadło. Tych ludzi nie łączy dziś nic, poza kultem Jarosława i chęcią życia z polityki. Kurs Jarosława zapewnia im dostatnie życie z diet poselskich i większości tego aparatu to wystarcza. Dla nich te 10 tys. złotych na miesiąc to wystarczający powód, by być w polityce.