Cymański: szanuję Kaczyńskiego, ale ta autokracja i dyktatura…

Cymański: szanuję Kaczyńskiego, ale ta autokracja i dyktatura…

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tadeusz Cymański (fot. Michał Tuliński/FORUM)
Wolałbym być wyrzuconym z PiS-u, niż odejść samemu, bo różnica między męczennikiem a zdrajcą jest duża – mówi w rozmowie z Wprost24 europoseł PiS Tadeusz Cymański. Cymański dodaje, że autorytaryzm i brak samokrytyki gubi jego partię.
Poniższa rozmowa jest zapisem telefonicznej rozmowy dziennikarza portalu Wprost24.pl z Tadeuszem Cymańskim. Na początku rozmowy eurodeputowany Tadeusz Cymański uprzedził dziennikarza, że „nie udziela teraz żadnych wypowiedzi, ponieważ taką ma teraz sytuację w partii", a następnie kontynuował rozmowę. Dziennikarz uznał ten fakt za zgodę na udzielenie wywiadu. W późniejszej rozmowie eurodeputowany podkreślił, że traktował tę rozmowę jako nieoficjalną, ponieważ gdyby była oficjalna, nie użyłby niektórych określeń i sformułowań, jakie padły w jej trakcie.

Dziennikarz, który przeprowadził rozmowę z Tadeuszem Cymańskim, jest współpracownikiem redakcji portalu Wprost24.pl, która jest niezależna od redakcji tygodnika WPROST.

Redakcja Wprost24.pl zapewnia, że nie było jej intencją nadużywanie zaufania eurodeputowanego Tadeusza Cymańskiego.  



Paweł Sikora, Wprost24: Jak oceniłby pan swoją sytuację w PiS?

Tadeusz Cymański: Jest nieprzyjemna.

Uważam, że – wbrew temu co mówią Adam Hofman i Mariusz Błaszczak - nie powiedział pan nic, co można nazwać atakiem na partię.

Jest dokładnie tak, jak pan mówi. To, co się dzieje, to szaleństwo. Zadałem sobie trud, przeanalizowałem dokładnie moje słowa i jestem zdumiony, że ktoś sugeruje, iż atakuję partię czy prezesa, albo szkodzę tej partii. Rozumiem pewną nadwrażliwość i szok po przegranych wyborach, ale nie dajmy się zwariować. Dwanaście lat byłem posłem, zdarzało mi się chlapnąć różne rzeczy, ale tak niezrozumiałej i ostrej krytyki nigdy nie było. Jej skala przekracza wszelkie pojęcie. Występując „Kropce nad i" założyłem podwójne rękawiczki i ważyłem słowa. Stwierdzenie, że nasza porażka była dotkliwa, nie jest niczym nadzwyczajnym.

W końcu przegraliście szóste wybory i tracicie do Platformy 10 punktów procentowych…

No właśnie. A jak w PiS mówią o atakowaniu partii, to chyba nie wiedzą, jak takie prawdziwe atakowanie wygląda.

Dlaczego po każdych przegranych wyborach z PiS odchodzą kolejni politycy „szkodzący partii", a prezes jest wciąż ten sam?

Kaczyński paradoksalnie jest spoiwem partii. On będzie miał swój PiS do końca życia. Pytanie brzmi jednak: jaki to będzie PiS? Bardzo szanuję Kaczyńskiego, to nieprzeciętny i wybitny polityk, ale ta autokracja i dyktatura… Co to za pocieszenie, że w PO jest tak samo?

Chyba marne, bo Platforma wygrywa kolejne wybory…

Nasza siła drzemie w partii, ona ma duży potencjał. Ale brak wewnątrzpartyjnej demokracji powoduje, że ta siła nie jest tak duża, jak być powinna. Kaczyński powinien się otworzyć. Dzieląc się władzą, nie straciłby jej, a tylko pomnożyłby to, co już ma. Byłby przywódcą bardziej nowoczesnym. Zgadzam się z Jadwigą Staniszkis, która powiedziała, że prezes powinien odsunąć od siebie dwór, którym się otacza. To jednak nie jedyny problem…

A jakie są inne problemy?

Zyta Gilowska jest skrajnym liberałem i to, że PiS powrócił do niej, a nie do ideałów solidarności, jest fatalne. Miłe były słowa Anny Fotygi i Macieja Łopińskiego z Gdańska, którzy dwa dni przed finałem wyborów mówili, iż trzeba wrócić do ideałów solidarnego państwa. Ale boję się, że dojdzie jeszcze do tego, że wszystko zgarnie Palikot. To się po prostu w głowie nie mieści.

PiS podkreśla, że gdy Gilowska była ministrem, Polacy zyskali najwięcej.

Mieliśmy ogromną kasę. Ale daliśmy ją bogatym i pogłębiliśmy rozwarstwienie społeczne. To jest tajemnica, o której się milczy. Bo albo popierasz PiS, albo milczysz. Ten brak krytycyzmu, to zapatrzenie i ten zachwyt nad dwoma latami naszych rządów, to przesada.

Źle rozdzielaliście pieniądze?

Problem był nie w tym, że zostawiliśmy pieniądze w kieszeniach Polaków, tylko to w czyich kieszeniach je zostawiliśmy. Joachim Brudziński chwalił się, że średnio daliśmy 200 zł na osobę - ale średnio to się facet topi w jeziorze, które ma metr głębokości. Jestem bankowcem, liczę, mam to wszystko w małym palcu i widzę, co się dzieje. Polacy tego nie wiedzą. W Polsce wszyscy są po jednych pieniądzach – jak nie Hausner, to Gilowska czy Rostowski. Zobaczymy, co dalej będzie się działo.

Wróćmy do pana. Czy partia nie wysyła sygnałów, że po ostatnich wypowiedziach zabraknie dla pana miejsca w PiS?

Może nie aż tak…

Nie aż tak? Adam Hofman jasno powiedział, że kto szkodzi partii, znajdzie się poza nią. A pan – według niego partii publicznie zaszkodził.

Może i te sygnały są wyraźne, ale niech pan porówna przyczyny i skutki. To świadczy o tym, że poziom wazeliniarstwa doszedł do stanów ekstremalnych i już się przelewa. Wszystko ma swoje granice. Nie chcę awantury, ale chyba nie da się tego uniknąć. Ta sytuacja prowokuje, żeby człowiek sam dał sobie spokój.

Da się pan sprowokować?

Wolałbym być wyrzuconym niż sam odejść, bo różnica między męczennikiem a zdrajcą jest duża.

Rozmawiał pan z Kaczyńskim albo Hofmanem?

Nie. Prezes jest cwany, on się w takie rzeczy nie bawi, ma od tego swoich pachołków.

Adama Hofmana i Mariusza Błaszczaka.

(cisza)

To oni – w ostatnich dniach mówią o panu najwięcej i najgłośniej…

Ja ich trochę rozumiem… Ale oni mnie zawsze szanowali i uważałem, że przynajmniej Błaszczak ważył słowa. Nie chcę tego szerzej komentować. Ja swoje miejsce w szeregu znam. Nie podnoszę głowy za wysoko.