Bułgaria wybrała prezydenta. "To wstyd tak wygrać"

Bułgaria wybrała prezydenta. "To wstyd tak wygrać"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rosen Plewenelijew (fot. REUTERS/Stoyan Nenov) 
Kandydat na prezydenta rządzącej centroprawicowej partii GERB (Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii) Rosen Plewnelijew otrzymał 52,2 proc. ważnych głosów w wyborach z 30 października - poinformowała rzeczniczka CKW Ralica Negencowa. Z kolei Iwajło Kałfin, kandydat lewicy, otrzymał 47,4 proc. poparcia. Wyniki zostały przedstawione po zliczeniu 98 proc. głosów.
Rosen Plewnelijew zapowiedział, że jednym z pierwszych kroków, które podejmie jako głowa państwa, będzie odwołanie 38 ambasadorów, którzy byli agentami dawnej służby bezpieczeństwa. - Szybko skończymy z przeszłością, żeby iść do przodu - zapowiedział Plewnelijew. Sprawa odwołania ambasadorów pozostaje nierozwiązana od prawie roku. Obecny prezydent Georgi Pyrwanow odmówił podpisania odpowiednich dekretów, niezależnie od wniosku rządu i uchwały parlamentu w tej sprawie.

Rosen Plewnelijew - technokrata, niedawny minister regionalnego rozwoju w gabinecie premiera Bojko Borysowa - określił jako swój priorytet budowę nowoczesnego państwa. - Prezydent ma być pragmatyczny, dynamiczny i ponadpartyjny - przekonywał Plewnelijew. Prezydent-elekt dodał, że jego kolejnymi priorytetyami będą reforma wymiaru sprawiedliwości, systemu ochrony zdrowia, systemu emerytalnego i administracji.

Drugiej turze wyborów prezydenckich i samorządowych - jak i pierwszej - towarzyszyły liczne informacje o naruszeniach, przede wszystkich o kupowaniu głosów. Według bułgarskiego biura Transparency International liczba sygnałów o kupowaniu głosów wzrosła w porównaniu z pierwszą turą - było to 32 proc. wszystkich skarg zgłoszonych do obserwatorów tych wyborów. MSW poinformowało, że otrzymało informacje o naruszeniach praw wyborczych obywateli, a w 99 wypadkach wszczęto dochodzenia w sprawie podejrzeń o kupowanie głosów.

Według obserwatorów kupowanie głosów nie zmieniło jednak wyników głosowania na prezydenta - mogło natomiast wpłynąć na rezultat wyborów samorządowych. Dane z kilku dużych miast, w tym Płowdiw, Pernik, Plewen, Wraca pokazują, że różnica między zwycięzcami i przegranymi wynosi zaledwie kilkaset głosów. Lider opozycyjnej lewicy Sergiej Staniszew przyznając, że jej kandydat poniósł porażkę w wyborach na prezydenta, podkreślił iż "nie jest hańbą przegrać wybory, hańbą jest wygrać je w taki sposób". - Tak zmanipulowanych wyborów w Bułgarii jeszcze nie było. Zwycięstwo GERB (rządzącej partii Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii) jest nieuczciwe - ocenił. Iwajło Kałfin, zastrzegając, że nie będzie kwestionował wyników głosowania, podkreślił, że wybory "nie miały nic wspólnego z europejskimi standardami i rzuciły cień na Bułgarię w oczach zagranicznych obserwatorów". Jednym z dowodów na manipulacje ma być - według niego - fakt, że przez ponad 12 godzin po zakończeniu wyborów CKW nie publikowała żadnych wyników, nawet o frekwencji. - Te naruszenia trzeba jednak udowodnić. Jeżeli mają dowody, niech je przedstawią - odpowiedział na zarzuty Plewnelijew.

PAP, arb