Cain: molestowanie? Tysiące osób zapewnią, że nic im nie zrobiłem

Cain: molestowanie? Tysiące osób zapewnią, że nic im nie zrobiłem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Herman Cain (fot. Gage Skidmore/Wikipedia) 
Riposta Hermana Caina na zarzuty molestowania seksualnego, potknięcie Ricka Perry'ego i wyjaśnienia Mitta Romney'a co do jego działań sprzecznych z konserwatywną ortodoksją były głównymi wydarzeniami kolejnej debaty kandydatów Partii Republikańskiej do nominacji prezydenckiej.
Debata była sponsorowana przez specjalizującą się w gospodarce telewizję CNBC i miała być w całości poświęcona poglądom kandydatów na tematy ekonomiczne. Prowadząca ją Maria Bartiromo nawiązała jednak do oskarżeń formułowanych pod adresem Caina o  molestowanie seksualne, o których od ponad tygodnia mówią wszystkie amerykańskie media. Dziennikarka zapytała kandydata na prezydenta dlaczego Amerykanie mieliby go wybrać, "jeśli będą mieli wątpliwości co do jego charakteru". Widownia, pełna sympatyków Caina byłego szefa koncernu Godfather's Pizza, przyjęła pytanie głośnym buczeniem. Cain stanowczo odrzucił zarzuty jako wymysł jego przeciwników politycznych. - Na każdą osobę, która występuje z fałszywym oskarżeniem, są prawdopodobnie tysiące, które by powiedziały, że nic takiego ich nie  spotkało ze strony Hermana Caina. Przez ostatnie dziewięć dni wyborcy głosowali swoimi dolarami i mówią, że nie obchodzą ich ataki personalne. Obchodzi ich przywództwo, rozkręcenie koniunktury ekonomicznej i inne problemy, z którymi się borykają - przekonywał. Widownia przyjęła jego słowa owacją. Cain razem z Mittem Romney'em, byłym gubernatorem stanu Massachusetts jest obecnie - jak wskazują sondaże - faworytem do prezydenckiej nominacji.

Kobiety nie polubią Caina?

Cain w czasie debaty zaliczył jedną poważną wpadkę - krytykując politykę ekonomiczną Demokratów, wspomniał mimochodem o "księżniczce Nancy" - co odnosiło się do byłej demokratycznej przewodniczącej Izby Reprezentantów Kongresu Nancy Pelosi. Komentatorzy zwrócili uwagę, że określając ją w ten sposób Cain dał kolejny dowód swojego antyfeminizmu. Kobiety komentujące debatę uznały, że kandydat pogrążył się w oczach wyborców.

"Jak się nazywa ten trzeci departament?"

Perry, były gubernator Teksasu, który jeszcze półtora miesiąca temu uchodził za groźnego rywala Romney'a, zanotował gafę, która - zdaniem internautów komentujących debatę na gorąco - ostatecznie przekreśliła jego szanse na nominację. Na pytanie co zrobiłby dla przyspieszenia wzrostu gospodarki, odpowiedział, że zlikwidowałby "trzy departamenty". - Wyeliminowałbym resort edukacji, handlu, i ...jaki jest ten trzeci?... - powiedział. Okazało się, że zapomniał nazwy trzeciego departamentu. - Przepraszam, nie potrafię wymienić, sorry - dodał z uśmiechem zakłopotania. Podobne potknięcia zdarzały się Perry'emu już wcześniej i z czasem stały się ulubionym tematem dowcipów telewizyjnych satyryków.

Sporów (prawie) nie było

W odróżnieniu od poprzednich debat, podczas których kandydaci polemizowali ze sobą i w czasie których dochodziło nawet do kłótni, tym razem wszyscy zgodnie atakowali prezydenta Obamę i unikali atakowania się nawzajem. Jedynie nie mający w praktyce szans na nominację John Huntsman skrytykował Romney'a za jego obietnice, że odpowie odwetowymi sankcjami na politykę handlową Chin, które sztucznie zaniżają kurs swej waluty, by zwiększyć eksport swych towarów do USA. Huntsman nazwał deklaracje Romney'a "schlebianiem gustom wyborców" i sugerował, że sankcje wywołają zgubną w skutkach wojnę handlową z Chinami.

Z kolei moderatorzy debaty domagali się od Romney'a, by wytłumaczył się dlaczego jako gubernator Massachusetts popierał przymus wykupienia ubezpieczenia zdrowotnego - co jest kluczowym elementem reformy ochrony zdrowia uchwalonej z inicjatywy Obamy. Pytali się też czemu poparł pomoc rządową dla zagrożonych bankructwem koncernów samochodowych. Romney odpowiadał na to unikami, ogólnikowo deklarując, że zawsze popierał "restrukturyzację i bankructwo w sektorze prywatnym". Były gubernator jest znany z tego, że notorycznie zmieniającego poglądy w zależności od  koniunktury.

PAP, arb