Oświadczenie lustracyjne posła SLD wraca przed sąd

Oświadczenie lustracyjne posła SLD wraca przed sąd

Dodano:   /  Zmieniono: 
Eugeniusz Czykwin (fot. Forum)
Sąd Okręgowy w Białymstoku będzie musiał jeszcze raz zająć się sprawą prawdziwości oświadczenia lustracyjnego posła SLD Eugeniusza Czykwina - zdecydował Sąd Apelacyjny w Białymstoku. Uwzględnił tym samym apelację pionu lustracyjnego IPN, który chciał uchylenia wyroku o tym, iż parlamentarzysta złożył zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne i zwrotu sprawy do ponownego rozpoznania sądowi pierwszej instancji.
Instytut uważa, że poseł złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne, bo w archiwach byłych służb bezpieczeństwa w  latach 80. ubiegłego wieku figurował jako tajny współpracownik.

- Orzeczenie uchylające nie przesądza o słuszności tezy prokuratora -  zastrzegł na początku ustnego uzasadnienia wyroku sędzia sprawozdawca Tomasz Wirzman. Sędzia mówił, że powodem uchylenia orzeczenia były uchybienia sądu pierwszej instancji. - Uzasadnienie jest na tyle ogólnikowe, że nie mogliśmy poznać, w jaki sposób i dlaczego zostały ocenione poszczególne dowody - dodał sędzia Wirzman.

Kontakty miał, współpracy zaprzecza

Poseł Eugeniusz Czykwin od lat konsekwentnie zaprzecza współpracy. Zapewnia, że w żadnej formie, nigdy nie wyraził na nią zgody i nie miał świadomości, że ktokolwiek przypisał mu jakikolwiek pseudonim. Przyznaje jednak, że z racji ówczesnej działalności zawodowej i społecznej w  środowisku mniejszości białoruskiej i prawosławnej miał kontakty z  funkcjonariuszami służb, bo ich uniknięcie nie było możliwe.

Odwołując się do uzasadnienia sądu pierwszej instancji sędzia Wirzman mówił, że nie wiadomo z tego uzasadnienia, jak sąd okręgowy ocenił kontakty Eugeniusza Czykwina z SB. Wyjaśniał, że w sprawie nie ma takiego dowodu, jakim jest pisemne zobowiązanie do współpracy (ale nie zawsze takowe było odbierane od  tajnego współpracownika). Są jednak np. notatki z rozmów oficera SB z  lustrowanym. - W tym takie, które ułożone chronologicznie, mogą tworzyć, nie muszą, obraz sprawy - mówił sędzia Wirzman.

"Sąd wybrał sobie korzystne elementy"

Sąd apelacyjny zwrócił też m.in. uwagę na fakt, iż w sprawie są zeznania obciążające złożone przez świadków, w tym jednego z tzw. oficerów prowadzących, ale brak jest ich analizy ze strony sądu okręgowego, a także odniesienia tych zeznań do treści notatek. Sędzia Wirzman mówił również, że sąd "wybrał sobie korzystne elementy z zeznań świadków bądź z notatek, nie analizując ich pod kątem tych obciążających". - Sprawa jest niewątpliwie trudna, niejednoznaczna, sąd pierwszej instancji uwypuklił okoliczności korzystne dla posła, pomijając te  niekorzystne - mówił sędzia. Podkreślał jednak, że "nie może być tak", iż po orzeczeniu odwoławczym, które kwestionuje uchybienia sądu pierwszej instancji, "pan poseł wyjdzie jako osoba, która złożyła niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne".

- Tego nie wiemy, to będzie przedmiotem wyjaśnienia. Te kwestie nie są łatwe i powodują także takie odium, że osoby pracujące dla  ustroju i pozyskujące tajnych współpracowników chodzą z podniesioną głową, a osoby przeciwko którym kierowano te działania, bądź osoby które zostały "złamane", mają te głowy opuszczone i proszę to mieć na  względzie - mówił sędzia Wirzman.

Czykwin: działania IPN są patologiczne

Poseł Czykwin po wyjściu z sali rozpraw powiedział, że  przykrą dla niego jest sytuacja, iż sprawa będzie się nadal ciągnęła, wyraził jednak nadzieję, że może już "nie lata". Uważa, że sprawa jest od początku "oczywista". - Największy autorytet dla środowiska IPN, pan Bogusław Nizieński (rzecznik interesu publicznego - red.) stwierdził, że nie ma w ogóle podstaw kierowania sprawy do sądu. Prokuratorzy IPN jednak ją skierowali, a teraz uchybienia w uzasadnieniu, na które ja przecież nie  mam wpływu, są powodem, że to się zaczyna od początku - mówił poseł. Dodał, że działanie IPN ocenia jako "patologiczne". - To są ludzie ogarnięci fobiami, dla których każda notatka i każda nawet rejestracja jest równoznaczna z rzeczywistą współpracą, a przecież tak nie było. Są już dziesiątki, setki przykładów - mówił.

Był na liście Macierewicza

Według katalogu IPN, białostocka MO zainteresowała się późniejszym parlamentarzystą w 1977 r. W aktach nie ma dokładnej daty zmiany przez SB kategorii rejestracji Czykwina z kategorii "zabezpieczenie" na  "kandydata na tajnego współpracownika". Według archiwaliów, 5 listopada 1983 r. został przekwalifikowany na  tajnego współpracownika o pseudonimie Izydor, a 5 lipca 1984 r. pseudonim zmieniono na Wilhelm. Z ewidencji operacyjnej zdjęto go 14 września 1989 r. z powodu "nieprzydatności".

Nazwisko Czykwina znalazło się w 1992 r. na tzw. liście Macierewicza, która prezentowała zasoby archiwalne po służbach specjalnych PRL. Tam napisano, że Czykwin był tajnym współpracownikiem o pseudonimie Izydor i  Wilhelm oraz że figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej UOP.

Czykwin w 2007 roku, gdy dane o nim znalazły się w katalogu IPN, mówił, że w swej karierze politycznej wiele razy składał oświadczenie lustracyjne, które nigdy nie zostało zakwestionowane. Przypominał też, że w latach 90. wygrał proces za umieszczenie go na tzw. liście Macierewicza.

To jeden z najbardziej doświadczonych posłów w polskim parlamencie, w  październiku znowu uzyskał mandat z listy SLD. To współzałożyciel i  przewodniczący (lata 1980-85) Bractwa Młodzieży Prawosławnej, założyciel i od 1985 roku - redaktor naczelny "Przeglądu Prawosławnego".

zew, PAP