Ogień od bogów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Francis Fukuyama, Samuel Huntington i Bernard Lewis, Zbigniew Brzeziński, Richard Pipes oraz Stéphane Courtois i Jean-Louis Panne, Norman Davies i Paul Johnson, ale także Lester Thurow i Ralf Dahrendorf, Benjamin Barber i John Gray, Richard Rorty, Jacques Derrida, a wreszcie Leszek Kołakowski i tacy katoliccy myśliciele, jak Michael Novak, George Weigel i Richard Neuhaus, uczestniczą - za pośrednictwem Bronisława Wildsteina (autora przygotowanych dla "Wprost" wywiadów, które ukazały się niedawno w książce "Profile wieku") - w swoistym panelu na temat najdonioślejszych zjawisk, problemów oraz zagrożeń współczesności.
Francis Fukuyama, Samuel Huntington i Bernard Lewis, Zbigniew Brzeziński, Richard Pipes oraz Stéphane Courtois i Jean-Louis Panne, Norman Davies i Paul Johnson, ale także Lester Thurow i Ralf Dahrendorf, Benjamin Barber i John Gray, Richard Rorty, Jacques Derrida, a wreszcie Leszek Kołakowski i tacy katoliccy myśliciele, jak Michael Novak, George Weigel i Richard Neuhaus, uczestniczą - za pośrednictwem Bronisława Wildsteina (autora przygotowanych dla "Wprost" wywiadów, które ukazały się niedawno w książce "Profile wieku") - w swoistym panelu na temat najdonioślejszych zjawisk, problemów oraz zagrożeń współczesności.

Na pewno należą do nich globalizacja, kwestia osi północ-południe - starcie i koegzystencja dwóch światów, problem kapitalizmu czy raczej kapitalizmów. Ważne są również procesy integracyjne w Europie i przyszłość państwa narodowego, skutki społeczne, polityczne i kulturowe rewolucji informatycznej, następstwa upadku komunizmu i przyszłość myślenia utopijnego. Istotne wydaje się też określenie prawdopodobieństwa kontrreakcji totalitarnej, poszukiwanie przez ludzi nowej kotwicy duchowej i odrodzenie religijności na zsekularyzowanym Zachodzie. Ważne są pytania o wpływ wielokulturowości na spoistość systemu i społeczeństwa demokratycznego (groźba segmentacji) i o rozwój fundamentalizmów. Warto znać konsekwencje powiększania się liczby ludzi "wykluczonych" w krajach bogatych, co czeka świat Zachodu, czy wreszcie spytać o makdonaldyzację kulturową i duchową i tzw. przełom postmodernistyczny.
Stało się tak dzięki temu, że rozmówcy Wildsteina cieszą się na ogół znaczną popularnością, niekiedy wręcz statusem guru, i to nie tylko we własnym kraju. Nadają ton dyskusjom intelektualnym, światopoglądowym i politycznym, w poważnej mierze kształtując opinię elit i klas średnich. Nierzadko są wnikliwymi obserwatorami, recenzentami, interpretatorami współczesności, niekiedy jej prognostami. Kilku z nich odgrywało w swoim czasie znaczną rolę polityczną.
Opinie współczesnych mędrców Zachodu nie dają podstaw do zbytniego optymizmu. Co do jednego są oni zgodni - nieuchronny wydaje się proces globalizacji. Różnią się w ocenie jej skutków bezpośrednich i długofalowych. Gdy Fukuyama jest jej apostołem, a Barber widzi w niej nieomal apokalipsę, to Gray jest tylko pesymistą. Inni w globalizacji upatrują więcej szans niż zagrożeń: dla demokracji, ale i dla stopniowego niwelowania różnic w poziomach osiągniętego rozwoju między krajami biednymi a bogatymi (Brzeziński, Johnson, Weigel). Neuhaus wręcz powiada, że kapitalizm i globalizacja nie są "grą o sumie zerowej". Novak - odmiennie niż Barber - podkreśla, że proces ten właśnie może sprzyjać kulturowemu różnicowaniu się świata, mimo wzrastającej homogenizacji technologicznej. Równie liczni są jednak sceptycy, nie wierzący w wyrównywanie się rozwoju różnych krajów czy kontynentów w wyniku globalizacji (Thurow, Rorty, Dahrendorf, Kołakowski).
Stosunek do globalizacji odróżniać ma też mieszkańców Stanów Zjednoczonych od Europejczyków. Amerykanie są przeważnie entuzjastami tego procesu - niejako na skutek swego podejścia do otaczającej ich rzeczywistości i świata. Europejczycy lękają się go. "To lęk przed nowością. Ludzie obawiają się, że zmiany mogą im zagrozić" - twierdzi Thurow.
Większość panelistów nie wierzy Huntingtonowi. Świat nie stoi w obliczu wojen między cywilizacjami - twierdzą. Co najwyżej - uważa tak choćby Lewis - prawdopodobne wydaje się występowanie pewnych odrębności rozwojowych w wypadku cywilizacji islamu czy cywilizacji azjatyckich. Jeszcze inaczej główne pole bitwy zakreśla Barber, konstruując quasi-marksistowski paradygmat dialektycznego rozwoju. Oś konfliktu i podziału przebiegać ma między konserwatywnym i antydemokratycznym światem dżihadu a światem masowej gospodarki, wprawdzie wydajnej, lecz toczonej przez chorobę odhumanizowanej makdonaldyzacji. Dla Barbera, skądinąd sympatyzującego z dżihadem, obie opcje są niemal tak samo złe.
Podzielone są opinie na temat wzajemnych związków między demokracją a gospodarką rynkową. Jedni uwypuklają integralną zależność obu tych zjawisk; drudzy wskazują, że rozwój gospodarki rynkowej ułatwia rozprzestrzenianie się demokracji. Jeszcze inni (większość) podkreślają, że nie występuje tu istotniejsza koincydencja. Dahrendorf powiada: "Nie wierzę w żaden niepodważalny związek między demokracją i wolnym rynkiem czy na odwrót". Gray z kolei najpierw zarzuca zwolennikom neoliberalnego modelu gospodarki rynkowej, że chcą, by był "wszędzie zaadaptowany, niezależnie od różnicy kulturowej, religijnej, cywilizacyjnej", a następnie deklaruje swoją niewiarę w to, iż model ten "doprowadzi do upowszechnienia wolnego rynku i wartości liberalnych".
Równie zróżnicowane są opinie w kwestii określenia płaszczyzn potencjalnych konfliktów - w tym społecznych, z nawrotem totalitaryzmu łącznie. Przeważa pogląd, że ich przyczyną jest odwieczna skłonność ludzi do "budowania odrobiny raju na ziemi" (Dahrendorf), oparta na marzeniu o równości jako remedium na niesprawiedliwość. Kołakowski zauważa natomiast, że tą przyczyną jest zawiść, będąca "jednym z najsilniejszych, najbardziej eksplozywnych i destrukcyjnych uczuć na świecie". W konsekwencji - wprawdzie komunizm, który ideologicznie żywił się właśnie zawiścią, nie odrodzi się w dosłownej wersji, ale pożywką dla nowych zagrożeń totalitarnych mogą się okazać - jak zawsze - tęsknoty gnostyczne i świadomość utopijna.
Rozładowywaniu wielkich napięć i stresów społecznych powinno służyć rozszerzanie się obszarów porządku demokratycznego, budowanego według różnych paradygmatów, a zwłaszcza tworzenie warunków tzw. równego startu (Thurow, Novak). To drugie powinno być podstawową wytyczną dla polityków i poszczególnych rządów, lecz również dla instytucji międzynarodowych. Nie znajdziemy jednej odpowiedzi na pytanie, czy globalizacja, wolny rynek i demokracja ograniczą lawinowo powiększającą się rzeszę biednych. Zdaniem optymistów, jest to prawdopodobne (Neuhaus, Novak, Weigel), Kołakowski uważa zaś, że prawie nierealne. Większość zgadza się, że usiłując leczyć jedną chorobę, należy unikać zaszczepienia drugiej. Zwalczając zatem obszary nędzy, nie można jednocześnie rewitalizować państwa opiekuńczego. A recydywa jest tu zawsze możliwa, zwłaszcza w zachodniej Europie (wedle Thurowa, Fukuyamy czy Dahrendorfa), ale też - z innych przyczyn - w społeczeństwach postkomunistycznych, gdzie forsuje się pomysły jakiejś trzeciej drogi.
W prezentacji opinii naszych znakomitości nie mogło zabraknąć tematu Europy - jej powikłanej przeszłości, obecnego miejsca w świecie, zasad regulujących proces integracji, a także szans tej integracji. Dostrzegamy wstrzemięźliwość w prognozowaniu zmian oraz podkreślanie potrzeby zachowania maksimum wewnątrzeuropejskiej różnorodności - kulturowej, obyczajowej, językowej, etnicznej. Trudno znaleźć zwolenników forsowania procesu politycznej unifikacji i scalania - w stylu ideologicznym i ponadnarodowym. Rodzi się zresztą pytanie, jak zapanować nad Unią Europejską złożoną być może z 30 krajów, wśród których liczne są "społeczeństwa państwowe", dość oporne wobec indywidualistycznego ducha czasu. Czy w tej sytuacji Europa nadąży za amerykańską lokomotywą? Należałoby więc może zerwać z dotychczasowym pojmowaniem idei Europy wedle kryterium integracji i ujednolicenia. "Powinniśmy myśleć - powtarza Dahrendorf za Timothym Gartonem Ashem - o Europie w kategoriach liberalnego porządku", poszanowania praw człowieka. Niebezpieczną utopią jest też budowanie Stanów Zjednoczonych Europy, co całkiem niedawno sugerował na przykład Joschka Fischer.
Trzeba wreszcie zapytać o spoiwo moralne, mentalne i duchowe, o oparcie pozwalające - jednostce, społeczeństwu, narodowi, ludzkości - stawić czoło kolejnemu przełomowi cywilizacyjnemu, z jego dobrodziejstwami i plagami. Przełom ten w coraz większym stopniu będzie determinowany przez rewolucję informatyczną i informacyjną, a zwłaszcza rewolucję biotechnologiczną. Czy nowe lub odrestaurowane ideologie bądź prądy gnostyczne mogą ułatwić to przejście, zneutralizować towarzyszące mu zjawiska dezintegracji - w wymiarze indywidualnym, społecznym, kulturowym, religijnym? Odpowiedź wydaje się jednoznaczna - opoką dla bardzo wielu ludzi, ich busolą duchową pozostanie nadal religia, przeżywająca swoisty renesans. Religia jest bowiem "rzeczywistością zakorzenioną antropologicznie", dlatego "pozostaje trwałym składnikiem bytu ludzkiego" (Kołakowski). Chyba jedynie Rorty akcentuje, że jest inaczej - oto w wymiarze kulturowym zachodzi przemiana kultury religijnej w świecką i choć następuje to bardzo wolno, oznacza metafizyczne wyczerpywanie się tradycji kultury zachodniej.
Konkluzja? Nie ma i nie może być konkluzji. W opiniach naszych guru optymizm ściera się i przenika z pesymizmem, wiara w przyszłość świata fundowanego na demokracji, gospodarce rynkowej, liberalnych wartościach i metafizycznym przesłaniu potyka się z racjonalnymi przecież niepokojami, rezerwą, sceptycyzmem. Ale kto wie, może znowu "otrzymamy od bogów ogień" (George Weigel) i tylko od nas będzie zależało, jak go wykorzystamy?
Więcej możesz przeczytać w 33/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor: