Człowiek, który się ciosom nie kłaniał

Człowiek, który się ciosom nie kłaniał

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
– Daniel, nigdy nie byłem na deskach, teraz mnie trzymaj - wyszeptał Jerzy Kulej do Daniela Olbrychskiego. 71-letni polski pięściarz wszech czasów doznał rozległego zawału podczas gali zaprzyjaźnionego z nim aktora. Równie dramatyczne jak ta scena, było całe życie boksera.
Benefis Daniela Olbrychskiego z okazji 50-lecia pracy zawodowej. Na  widowni warszawskiego Teatru 6. Piętro Bronisław Komorowski i Donald Tusk. Na scenę wchodzą idole aktora, legendarni bokserzy Leszek Drogosz, Jerzy Rybicki i Jerzy Kulej. Ten ostatni wręcza Olbrychskiemu jeden ze  swych dwóch złotych medali olimpijskich. Aktor jest zachwycony, boks to  jego wielka pasja, sam boksował w młodości, zagrał główna role w filmie „Bokser" w 1966 r. Bierze 71-letniego Kuleja w ramiona. I wtedy zaczyna się dramat.

– Spojrzałem w jego oczy i zobaczyłem białka. Silny facet, do końca miał pełną świadomość. Szybko położyłem go na scenie i  krzyknąłem: „Lekarzy!" – opowiada Olbrychski. Szczęśliwie na widowni było aż dwóch lekarzy, w tym ceniony kardiolog, maż Grażyny Torbickiej, Adam. Prawdopodobnie uratowali Kulejowi życie. Udało im się przywrócić tętno. Karetka zawozi go do szpitala na Banacha z diagnoza: rozległy zawał serca. W poniedziałek wieczorem lekarze wybudzają go ze śpiączki, ale mówią: trzeba czekać…


Więcej o życiu legendarnego pięściarza przeczytasz w poniedziałkowym wydaniu tygodnika "Wprost".