Cyba i "Staruch" - dwie historie, jeden morał

Cyba i "Staruch" - dwie historie, jeden morał

Dodano:   /  Zmieniono: 
W ostatnich dniach zapadły dwa wyroki w dwóch diametralnie różnych sprawach, które coś jednak łączyło. Pierwszy wyrok, wydany w Łodzi, dotyczył zabójcy działacza Prawa i Sprawiedliwości, Marka Rosiaka. Drugi został wydany w stolicy i dotyczył stadionowego bandyty Piotra Staruchowicza vel "Starucha". Co łączy te sprawy? Ano to, że obie mogą służyć politykom i komentatorom politycznym jako argumenty wspierające rozmaite polityczne tezy. Często bardzo niemądre.
Dożywotni wyrok dla Ryszarda Cyby, zabójcy z biura poselskiego w Łodzi, został powszechnie oceniony jako sprawiedliwy. Cyba o warunkowe zwolnienie będzie mógł się ubiegać dopiero po 30 latach odsiadki (będzie miał wtedy 93 lata). Cyba musiał zostać surowo ukarany, ponieważ taki był wymóg polityczny. I społeczny - ponieważ Polacy w kwestiach związanych ze sprawiedliwością kierują się maksymą "oko za oko, ząb za ząb". Nie ma więc znaczenia, że Cyba to socjopata, którego miejsce jest w psychiatrycznym zakładzie zamkniętym - ważne jest to, żeby został przykładnie ukarany. Polityczni i medialni hunwejbini nie po to krzyczeli kilka godzin po morderstwie, że jest ono wynikiem "przemysłu nienawiści" którego ostrze skierowane jest w stronę PiS-u i osobiście Jarosława Kaczyńskiego – aby teraz Cyba miał uniknąć dożywotniej odsiadki.

Taksówkarz z Częstochowy, który dokonał okrutnego mordu na pracowniku biura PiS, rzeczywiście zrobił to z powodów politycznych - przyznał się, że jego motywacją była niechęć do Prawa i Sprawiedliwości i Jarosława Kaczyńskiego. Ale nie upoważnia to wcale do formułowania wniosków, że współodpowiedzialność za zbrodnię ponoszą niechętni PiS dziennikarze, artyści i intelektualiści (co sugeruje Tomasz Terlikowski). W trakcie przebiegu dochodzenia i samego procesu nie znaleziono żadnego dowodu na inspirowanie działań mordercy przez zwolenników Platformy Obywatelskiej, tudzież innej organizacji politycznej, czy społecznej. Gdyby zastosować logikę Terlikowskiego, można by – per analogiam - wysnuć wniosek, że za zamachy na lekarzy przed klinikami aborcyjnymi w USA odpowiedzialni są ekstremiści antyaborcyjni, w tym ortodoksyjni publicyści katoliccy, tacy jak redaktor naczelny "Frondy". Cybę w istocie niewiele różni od mordercy z Norwegii - Andersa Behringa Breivika. Breivik jednak zamiast do więzienia trafi najprawdopodobniej do zakładu psychiatrycznego, ponieważ biegli uznali, że jest niepoczytalny. W Polsce byłoby to niemożliwe.

Mniej więcej w tym samym czasie, gdy Cyba dowiedział się, że resztę życia spędzi w więzieniu, Piotr „Staruch" Staruchowicz usłyszał wyrok w zawieszeniu. Tak się składa, że ci sami politycy, którzy oczekiwali maksymalnej kary wobec Cyby – „Starucha" traktowali z niezwykłą pobłażliwością. Np. Beata Kempa, jeszcze jako członek Prawa i Sprawiedliwości, udzieliła "wsparcia moralnego", czyli poręczenia stadionowemu bandycie. Inny polityk PiS-u, Zbigniew Romaszewski, odwiedzał go w więzieniu, porównując „Starucha” do opozycjonistów prześladowanych przez komunę. Cel był jasny – przyciągnąć do PiS niechętnych PO kiboli. Ten cel uświęcał środki – i wart był przymknięcia oka (albo i obu oczu) na specyficzną aktywność stadionowych chuliganów. „Staruch” mógł skopać mężczyznę i zabrać mu torbę – ale ważniejsze od jego zachowania było to, że stoi za nim kilka tysięcy kiboli Legii i znacznie większa rzesza kibolskich "patriotów" z innym miast.

Skoro zbrodnia popełniona przez Cybę była efektem przyzwolenia na ekstremalne działania w ramach „przemysłu nienawiści", to czy przymykanie oka na to kim tak naprawdę jest „Staruch" i pobłażliwe traktowanie jego „wyczynów” nie jest równie groźne? I czy ci, którzy dziś „Starucha” bronią są gotowi wziąć za siebie odpowiedzialność za kolejną tragedię?