I PiS chce rządzić Polską?

I PiS chce rządzić Polską?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdyby PiS nie istniał, Platforma musiałaby go wymyślić. Nikt lepiej od Jarosława Kaczyńskiego nie gwarantuje Donaldowi Tuskowi dożywotniej władzy nad Polakami.
PiS ma zadziwiającą skłonność do autodestrukcji. Czasem można odnieść wrażenie, że wszystkie deklaracje o chęci przejęcia władzy, formułowane przez przedstawicieli tej partii, służą jedynie zachowaniu pozorów. W głębi pisowskich dusz tkwi bowiem marzenie o utrzymaniu status quo i bycie po wsze czasy grupą niezadowolonych opozycjonistów.

Historia powinna już dawno zmieść ekipę Tuska z powierzchni polskiej sceny politycznej. Ci wszyscy nieudacznicy obsadzeni w roli ministrów i premier rządzący od zrywu do zrywu, co rusz zakładający "kryzysową" kurtkę, robiący miny i "wściekający się" na współpracowników, których sam sobie dobrał - od dawna już nie powinni utrudniać nam życia. Dla nich nawet zmiana rozkładu jazdy pociągów jest czymś, czego nie sposób przeprowadzić bez żenujących wpadek. Nawet nowego egzaminu na prawo jazdy nie są w stanie wprowadzić na czas. Torów zmodernizować, mostów wybudować (ukłony dla Hanny Gronkiewicz-Waltz i wrześniowej kry na Wiśle uniemożliwiającej transport elementów mostu). A ile razy ekipa Tuska była łapana na kłamstwach (kłamał Tusk, kłamał Graś, kłamała Kopacz i wielu, wielu innych prominentów)?

I co? I nic. Najnowszym sukcesem Donalda i jego wesołej gromadki jest przygotowanie nowej listy leków refundowanych i ustawy refundacyjnej. Chorym zafundowano skandal, a lekarzom - kolejną dawkę biurokratycznych absurdów. Przy okazji znów okazało się, w jak bardzo zacofanym kraju żyjemy - zdobycie przez przedstawicieli administracji państwowej informacji na temat tego, który z obywateli jest ubezpieczony, przekracza możliwości aparatu urzędniczego III RP. Odpowiedzialna za bałagan Ewa Kopacz została już wcześniej przez Tuska schowana za fotelem marszałkowskim, gdzie może do woli puszczać sobie z taśmy swoje wypowiedzi sprzed wyborów ("chcę kontynuować reformy w służbie zdrowia") i śmiać się do rozpuku. Na pierwszą linię Platforma wystawiła Bartosza Arłukowicza - faceta, który sprzedał się partii miłości za fuchę ministra od wykluczonych (swoją drogą, skoro stanowisko zniknęło po wyborach, to znaczy, że wykluczonych już w Polsce nie ma, prawda?).

Rząd zafundował obywatelom horror - szczególnie tym chorym, ubogim, żyjącym poza wielkimi aglomeracjami. Dla opozycji powinien to być samograj! Można ten temat z dziecinną łatwością wykorzystać do wypunktowania nieudolności rządu: odwiedzić chorą, której po zakupie leków za ich pełną cenę nie starczy do pierwszego; pochylić się nad losem emeryta, który już nie będzie mógł wykupić leków i niechybnie pożegna się ze światem; i jednocześnie - przy okazji - zwrócić uwagę na fakt, że prezes koncernu farmaceutycznego właśnie wymienił limuzynę na nowszy model. Możliwości zdobycia poparcia Polaków są w tej sytuacji w zasadzie nieograniczone. Tyle że nie u nas. W Polsce Palikot zajmuje się krzyżem, SLD - sobą, PJN - niczym, Korwin-Mikke po kolejnych przegranych wyborach stracił chyba zapał do polityki, Marek Jurek raz na tydzień zrobi konferencję, Ziobro bije się z PiS-em o to kto przytuli się do prawej ściany. A PiS?

A PiS udowadnia, że popiera ideę, by w fotelu premiera z piłką pod butem wciąż siedział Donald Tusk. By mieć pewność, że tak będzie, Kaczyński otacza się ludźmi o wyjątkowym poziomie niekompetencji. Ostatnio jeden z nich - według TVN skarbnik partii - sprzedał limuzynę prezesa razem z jego telefonem komórkowym, w którym została karta SIM, lista kontaktów, SMS-y. Taka informacja nie mogła nie znaleźć się na czołówkach mediów - i z całą pewnością była jedną z najczęściej czytanych i oglądanych.

Ktoś powie - medialna wrzutka. Zgoda, może to nie przypadek, że informacja o komórce prezesa PiS pojawiła się w punkcie kulminacyjnym lekowego chaosu. Nie zmienia to jednak faktu, że PiS-owscy geniusze naprawdę to zrobili! Naprawdę oddali do komisu samochód byłego premiera z jego telefonem w środku. Tacy są kompetentni! A następnego dnia krytykują rząd i chwalą się, że oni zrobiliby wszystko lepiej. Ludzie, których przerosło zadanie sprawdzenia przedmiotu przed jego sprzedażą...

Jesteśmy więc dalej skazani na człowieka, który umie grozić, ale nie umie sprawić by państwo działało. Bo z drugiej strony jest człowiek, który nie umie sprzedać auta. Mamy więc klasyczny przykład wyboru między dżumą a cholerą. To jest jakiś koszmar.