Polscy szczypiorniści zremisowali ze Szwecją

Polscy szczypiorniści zremisowali ze Szwecją

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. EPA/KOCA SULEJMANOVIC Dostawca: PAP/EPA. 
Polska zremisowała w Belgradzie ze Szwecją 29:29 (9:20) w pierwszym meczu drugiej fazy mistrzostw Europy piłkarzy ręcznych.

Polska: Piotr Wyszomirski, Marcin Wichary - Bartłomiej Jaszka (8), Krzysztof Lijewski, Patryk Kuchczyński (4), Grzegorz Tkaczyk, Karol Bielecki (1), Adam Wiśniewski (5), Bartosz Jurecki, Michał Jurecki (4), Tomasz Tłuczyński (3), Mariusz Jurkiewicz (2), Kamil Syprzak (2), Zbigniew Kwiatkowski, Mateusz Zaremba, Robert Orzechowski.

Szwecja: Andreas Palicka, Johan Sjoestrand - Henrik Lundstroem (6), Kim Andersson (2), Magnus Jernemyr, Niclas Ekberg (7), Dalibor Doder (1), Jonathan Stenbaecken (0), Jonas Larholm (4), Tobias Karlsson (1), Johan Jakobsson (2), Kim Ekdahl du Rietz (2), Andreas Nilsson (4).

Był to czwarty występ biało-czerwonych w turnieju. Wcześniej ulegli Serbom, a potem pokonali Słowaków i wicemistrzów świata Duńczyków. Podczas pierwszego meczu grupy I drugiej rundy ME trybuny mogącej pomieścić 20 tysięcy widzów hali Belgradzka Arena świeciły pustkami. Garstka kibiców z Polski wkładała dużo sił, żeby w jakiś sposób wspomóc swoją drużynę, ale było to trudne zadanie. Szwedów było jeszcze mniej i  siedzieli w milczeniu.

Pomimo braku dopingu ze strony swoich kibiców Szwedzi wręcz przejechali się po Polakach w pierwszej połowie, prowadząc do przerwy 20:9. To był pogrom. Końcowy remis jest nie do uwierzenia. Spotkanie rozpoczęło się od błędów z obu stron, ale zdecydowanie mniej popełniali Skandynawowie, którzy w siódmej minucie prowadzili 4:0; dopiero wtedy Patryk Kuchczyński uzyskał gola dla biało-czerwonych. Straty piłki mnożyły się i minutę później przy stanie 1:6 trener Bogdan Wenta poprosił o czas. Obrona Szwedów była na tyle szczelna, a ataki Polaków ospałe, że  kolejne bramki nadal zdobywali rywale. Praktycznie biało-czerwoni nie  mogli dojść do pozycji rzutowej. Drugie trafienie Jaszki na 2:7 padło w  12. minucie. Przez chwilę wydawało się, że rozpocznie się pogoń, ale kilka nieudanych rzutów, wybronionych przez Andreasa Palickę, szereg niecelnych podań i w 20. minucie zrobiło się 13:5 dla ekipy Trzech Koron. W dodatku dwóch Polaków było na karach.

Rywale pilnowali ośmiobramkowego prowadzenia, a za sprawą ich bramkarza Palicki udało im się je powiększyć do 19:8 w 27. minucie. Szwed bronił wszystko - karne i sam na sam, a także rzuty z dystansu. W  tym momencie trudno było się spodziewać, że Polacy będą mieli choć cień szansy na odrobienie strat. Między słupkami szwedzkiej bramki stała zapora nie do pokonania, z kolei z drugiej strony do siatki wchodziło wszystko. Każdy z sześciu rzutów Henrika Linstroema znalazł drogę do  bramki. W pustej hali słychać było każdy, nawet pojedynczy okrzyk, w tym "Polacy grać, k... mać" niezadowolonego kibica w biało-czerwonym szaliku, który trzy minuty przed przerwą w ten sposób wyrażał swoje niezadowolenie. Reszta przybyszów rozpoczęła kulturalniejszy doping, ale  niesmak pozostał.

Druga połowa zaczęła się obiecująco od czterech goli z rzędu Orłów Wenty. W 37. minucie rozmiary porażki zmniejszone zostały do sześciu goli (15:21). Pogoń trwała, a trybuny zaśpiewały: "Polacy gramy do  końca". Efekt był taki, że w 48. minucie po trafieniu Mariusza Jurkiewicza było już tylko 21:25. Do tej pory osiem bramek na koncie miał Jaszka, w tym sześć w drugiej połowie. Dziesięć minut przed końcem na trybunach pojawili się kibice macedońscy, którzy zdominowali halę. Polacy próbowali ich przeciągnąć na  swoją stronę, ale się nie udało.

Szwedzi utrzymywali przynajmniej czterobramkową przewagę. Dopiero kilka udanych interwencji Wicharego oraz akcji Jurkiewicza i Michała Jureckiego sprawiło, że w 56. minucie było już tylko 26:28. Półtorej minuty przed końcową syreną kontaktowego gola zdobył Wiśniewski (28:29). W ostatniej akcji ten zawodnik wyrównał na 30 sekund do końca. Nieprawdopodobny pościg zakończył się sukcesem.

eb, pap