Seks w cyberprzestrzeni

Seks w cyberprzestrzeni

Dodano:   /  Zmieniono: 
W tym roku odwiedzający seksstrony wydadzą na ten celmiliard dolarów, co stanowi niemal 20 proc.internetowych obrotów
W sieci króluje absolutna wolność (anarchia?) - apogeum demokracji. Wszyscy mogą w niej wyrazić swoje zdanie na dowolny temat oraz znaleźć informacje dotyczące niemal każdego zagadnienia. Ku zaskoczeniu twórców tego uniwersalnego medium, jakim jest Internet, okazuje się, że najczęściej poszukuje się w nim materiałów na temat seksu. Użytkownicy mogą korzystać z wielu form multimedialnego przekazu, czyli tekstów, grafik, obrazów, a także wideo z dźwiękiem. Na przykład jedna ze stron tego typu - Hotbox - każdego dnia proponuje nowe fotografie; w sumie co miesiąc ukazuje się tam tysiąc nowych zdjęć dla dorosłych. Z myślą o przyciągnięciu jak największej liczby klientów na seksstronach wykorzystano najnowocześniejsze technologie informatyczne i telekomunikacyjne, łącznie z internetowymi pogawędkami i wideokonferencjami prowadzonymi na żywo (Interactive Nude Video). Dwa lata temu popularny szperacz Alta Vista w odpowiedzi na pytanie o witryny łączące się z pojęciem "seks" podawał ok. 70 tys. adresów. Dziś wyświetla ich ponad 10 mln.

Pornografia w sieci jest biznesem przynoszącym gigantyczne zyski. Paradoksalnie właśnie ta "branża" niezwykle hojnie inwestuje w rozwój nowoczesnych technologii gromadzenia i przyjaznej dystrybucji cyfrowych informacji. Przyczynia się więc do ich rozwoju (podobnie jak przemysł zbrojeniowy, który miał służyć zabijaniu, był, jest i zapewne długo będzie ważnym centrum postępu technicznego).
Nie po raz pierwszy śledzimy konstruktywny związek nowych technologii z pornografią - podobne były początki polaroidu, aparatu automatycznie wywołującego zdjęcia. Ekshibicjoniści z upodobaniem korzystali z niego, unikając kłopotliwego pośrednictwa w wywoływaniu filmów z tradycyjnych aparatów. Wystarczyły tylko dwa lata, by technologia wideo w 1977 r. wyparła "kina dla dorosłych". Ich miejsce niemal całkowicie zajęły telewizory z odtwarzaczami wideo, a odpowiedni repertuar zapewniają wszechobecne wypożyczalnie kaset z "różowymi" filmami.
David Bradwell w październikowym numerze angielskiego pisma "Internet Magazine" stwierdził, że Babylon-X (jedna ze stron dla dorosłych, uruchomiona zaledwie półtora roku temu) ma ok. 75 tys. stałych gości, a jej miesięczny zysk netto wynosi 150-200 tys. USD. W ofercie kanadyjskiej firmy Starnet jest wiele specjalnych materiałów. Jej początki były banalne - trzy lata temu każdy zainteresowany płacił dolara za możliwość zobaczenia jednego obrazka udostępnianego przez internetowy serwer Starnetu. Obecnie firma figuruje na największej amerykańskiej giełdzie NASDAQ. Jej wartość szacuje się na dziesiątki milionów dolarów. Inną tego typu witrynę prowadzi 24-letni młodzieniec o znajomo brzmiącym nazwisku Seth Warshavsky (w 1998 r. osiągnął zysk w wysokości 20 mln USD).
Jedna z firm zajmujących się badaniem amerykańskiego rynku szacuje, że odwiedzający strony dla dorosłych w 1999 r. wydadzą na ten cel 560 mln USD. Na całym świecie wydatki te wyniosą miliard dolarów, co stanowi niemal 20 proc. internetowych obrotów, które Forrester Research ocenia na 4,8 mld USD. Co roku przychody cybernetycznego przemysłu pornograficznego wzrastają o 40 proc.
Zazwyczaj pornostrony odwiedzają mężczyźni, co piątym gościem jest kobieta, najczęściej w wieku 18-34 lat. Jedno z badań wskazuje, że użytkownicy sieci bardzo chwalą sobie możliwość wykorzystania Internetu do tego typu "intelektualnej" rozrywki (bo o innej formie zabawy nie ma tu przecież mowy), ponieważ czują się swobodniejsi, anonimowi. Większość wręcz udaje kogoś innego podczas takich pornowędrówek. Wydaje się jednak, że nie jest to całkowicie prawda, gdyż odwiedzający profesjonalne pornostrony zazwyczaj musi się bardzo dokładnie przedstawić - podać adres oraz numer karty kredytowej - nawet wtedy, gdy są one darmowe. Podanie numeru karty kredytowej jest swego rodzaju przepustką potwierdzającą pełnoletność internauty. Ten sposób weryfikacji pełnoletności stał się ostatnio bardzo popularny.
Od czasu do czasu możemy obserwować starania zmierzające do ograniczania tej nadzwyczajnej aktywności w sieci. Ostatnio sąd w Filadelfii odrzucił projekt nowego federalnego prawa przewidującego blokowanie w Internecie materiałów, które mogą być szkodliwe dla nieletnich. Głównie chodziło o informacje zamieszczane na pornostronach. Koalicja księgarzy, grup gejów, lekarzy i przedstawicieli mediów zakwestionowała jednak tę inicjatywę, dowodząc, że jest to zamach na wolność słowa. Wokół tego problemu rozgorzała dyskusja. Jej przedmiotem jest przede wszystkim poszukiwanie rozwiązania, dzięki któremu możliwe będzie ograniczenie dzieciom dostępu do takich stron.
Internet Watch Foundation (IWF) - zajmująca się zbieraniem wystawianych przez internautów ocen zawartości stron - zgłosiła ostatnio projekt powołania międzynarodowej organizacji (The Internet Content Rating Alliance), która na podstawie ogólnie przyjętych zasad moralnych określałaby akceptowaną w innych krajach rangę stron.
Większość pornostron ma charakter komercyjny i po krótkim okresie próbnym (kiedy można je oglądać za darmo) za ich odwiedzanie trzeba płacić, zazwyczaj od 15 do 27 USD miesięcznie. Problem zaczyna się wówczas, gdy użytkownik usiłuje zrezygnować z członkostwa w danej grupie. Konstruktorzy seksstron znakomicie utrudnili ten proces, wymuszając od zainteresowanego wykonanie wielu formalnych, wielostopniowych operacji, co skutecznie przedłuża okres obciążania jego konta.
W niektórych wypadkach metody te przekroczyły ogólnie akceptowane normy. W obronie naciąganych internautów wystąpiły banki. Na przykład jeden z nich odmówił firmie Xpies obsługi płatności za pośrednictwem kart kredytowych. Firma ta pobierała bowiem mocno wygórowaną opłatę za każde kliknięcie (18 centów) podczas oglądania pornostron (ta forma opłaty różni się od ryczałtowej - trzeba płacić za każdą zmianę obrazu na ekranie). Xpies stosowała bardzo wyrafinowaną, wieloetapową, trwającą kilka dni procedurę rezygnacji z subskrypcji.
Problem popularności pornograficznych witryn nabiera nieoczekiwanych rozmiarów. Coraz częściej staje się on zmorą firm, w których pracownicy dzięki osobistym komputerom mają dostęp do Internetu. W pracy tracą sporo czasu, nie tylko robiąc prywatne zakupy za pośrednictwem sieci, inwestując na światowych giełdach czy regulując comiesięczne rachunki w internetowym banku. Coraz częściej odwiedzają bowiem strony dla dorosłych. Mówi się już o uzależnieniu od tego typu rozrywki. Jak inaczej wytłumaczyć bowiem fakt, że nawet wielokrotnie upominani pracownicy nadal żeglują po Internecie i to w tym samym kierunku. Zachowują się jak nieszczęśni żeglarze zwabieni na wyspę syren (nie każdy jest przecież Odyseuszem). Efektem są już pierwsze zwolnienia z pracy najmocniej uzależnionych. Warto pamiętać, że informacje o poczynaniach pracowników w Internecie automatycznie są odnotowywane przez serwery firmowych sieci. Nie powinno więc nikogo zaskoczyć to, że szef może sobie zażyczyć precyzyjnych danych o każdej stronie odwiedzanej przez jego pracowników czy informacji, jak długo wpatrywano się w wyróżniony obrazek na ekranie monitora (podobnie jest z telefonicznym billingiem - wielu małżonków nie jest zadowolonych z tego, że można sprawdzić, do kogo ostatnio dzwoniono z domowego telefonu).
Mając na uwadze zagrożenia związane z sięganiem do sieci po tego typu materiały, zwłaszcza jeśli chodzi o najmłodszych internautów, warto zdać sobie sprawę ze złożoności tego problemu. Republikański senator John McCain z Arizony był gorącym orędownikiem instalowania w finansowanych przez państwo szkołach i bibliotekach odpowiednich programów komputerowych uniemożliwiających dzieciom dostęp do stron obscenicznych i pornografii (przez stosowanie odpowiednich procedur filtrowania informacji). Polityk ten poparł jednak później inicjatywę opublikowania raportu Starra, który był pierwszym oficjalnym dokumentem tej rangi, umieszczonym w sieci za oceanem. Powszechnie wiadomo, że pod względem zawartości może konkurować z najbardziej pikantnymi z 60 tys. pornostron - jeśli chodzi o słowo pisane - dostępnych na amerykańskim kontynencie. Każdy może się o tym przekonać, również dzieci.

Więcej możesz przeczytać w 3/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.