Rosjanie w Gruzji

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Przedstawiciele niektórych rosyjskich służb specjalnych znajdują się w Wąwozie Panksikim i realizują tam swoje zadania", twierdzi prezydent Gruzji Eduard Szewardnadze.
"Gruzińscy koledzy pomagają im w realizacji zadań", a Gruzja jest zainteresowana pomyślną ich realizacją, mówił enigmatycznie Szewardnadze, nie podając jednak żadnych szczegółów.

Oświadczył też, że Tbilisi jest gotowe przyjąć "w Gruzji rosyjskich obserwatorów, w tym także przedstawicieli Sztabu Generalnego" rosyjskich sił zbrojnych, którzy mogliby zapoznać się z tym, jak strona gruzińska prowadzi operację w  Wąwozie Pankiskim. Zaznaczył jednak, że Rosjanie "powinni przyjechać do Gruzji bez broni".

Moskwa dotychczas nie potwierdziła informacji gruzińskiego prezydenta o obecności przedstawicieli rosyjskich służb specjalnych w Pankisi.

Szewardnadze zapowiedział też, że "Gruzja jest gotowa wydać Rosji" 13 Czeczenów zatrzymanych na granicy gruzińsko-rosyjskiej 3  i 5 sierpnia. "Stanie się to w jakiś czas po tym, jak zakończone zostaną procedury prawne niezbędne dla ekstradycji zatrzymanych".

11 września prezydenta Rosji Władimir Putin zagroził, że Rosja może podjąć akcję zbrojną przeciwko znajdującym się na terenie Gruzji bojownikom czeczeńskim. Odebrano to wręcz jako zapowiedź wojny z Gruzją. Po tej wypowiedzi, przed interwencją militarną w Gruzji przestrzegły Rosję Stany Zjednoczone, Rada Europy i OBWE.

Obserwatorzy międzynarodowi obawiali się, że może to być pretekst do obalenia uznawanego za niewygodnego dla Moskwy gruzińskiego prezydenta Eduarda Szewardnadze.

Zaprzecza temu rosyjski minister obrony Siergiej Iwanow w wywiadzie dla dziennika "Kommiersant".

"Nie mamy żadnych innych pretensji do Gruzji i w ogóle nie podejmujemy prób wmieszania się w wewnętrzne sprawy tego - podkreślam - suwerennego państwa. To sprawa narodu gruzińskiego. Nas niepokoi tylko problem terroryzmu i ewidentny brak realizacji przez Gruzję rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ".

Rosjanie kochają Gruzinów, a Gruzini Rosjan. "W innym przypadku miliony obywateli Gruzji nie przebywałyby na stałe w Rosji (być może w Rosji jest nawet więcej obywateli Gruzji niż  tych, którzy pozostali w kraju), nie pracowałyby tutaj, nie  dokonywałyby stąd transferu pieniędzy i nie utrzymywałyby pozostałej ludności Gruzji" - uważa szef rosyjskiego resortu obrony.
Rosja twierdzi, że w gruzińskim wąwozie Pankisi ukrywają się czeczeńscy partyzanci i domaga się od Gruzji rozwiązania tego problemu.

"Oni (Gruzini) nie mają żadnego zamiaru ani zablokować bojowników, ani (ich) zlikwidować. Nas satysfakcjonują oba warianty. Drugi, jeśli mówić otwarcie, wychodzi taniej dla  rosyjskiego podatnika, ale oba nas satysfakcjonują - zgadzamy się też na pierwszy (z nich). Tylko że żadnego z nich nie realizują. I  co dzisiaj wydaje się już oczywistym - nie dlatego, że nie mogą, tylko dlatego, że nie chcą". "Nas niepokoi tylko problem terroryzmu i ewidentny brak realizacji przez Gruzję rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ".

Moskwa od dłuższego czasu zarzuca Gruzji popieranie terroryzmu i  tolerowanie przekraczania granicy gruzińsko-rosyjskiej w rejonie Wąwozu Pankiskiego przez czeczeńskich rebeliantów, którzy następnie atakują rosyjskich żołnierzy. Domaga się też, by Gruzja zlikwidowała "bazy terrorystów" w wąwozie.

25 sierpnia Gruzja wysłała do wąwozu swoje wojska wewnętrzne i  oddziały specjalne. Prezydent Szewardnadze tłumaczył wówczas, że  siły te wprowadzono do Pankisi, by "oczyścić wąwóz z elementów kryminalnych i terrorystów, jeśli tacy tam są". Akcja ta nie przyniosła jednak spektakularnych efektów. W Pankisi - według gruzińskich danych - może przebywać ok. 800 rebeliantów z  sąsiedniej Czeczenii. Zdaniem USA, w wąwozie mogą się też ukrywać bojownicy, którzy wcześniej działali w Afganistanie.
Stąd bierze się rosyjsko-gruziński konflikt i pogróżki zniecierpliwionej Rosji. Wśród rosyjskich ekspertów przeważa jednak pogląd, że Rosja nie jest w stanie stoczyć wojny z Gruzją.

"Wojny nie będzie. Nie będzie, bo taka wojna nie przyniosłaby żadnego rezultatu. Naloty sprawy nie rozwiązują, bo bojownicy łatwo mogą się przed nimi ukryć, a ofiary wśród ludności cywilnej sławy nam nie przyniosą. Z kolei wojnę lądową, która przekształciłaby się w konflikt z Gruzją w górach Kaukazu, można z  góry odrzucić. Jedną wojnę górską (w Czeczenii) mamy od trzech lat i nie widać jej końca. Rosja dobrze zdaje sobie sprawę, że takiego konfliktu nie wygra" - uważa politolog Aleksandr Konowałow.

Szewardnadze jest zdania, że problem Czeczenów stworzyła sama Rosja, rozbijając jesienią 1999 roku ich republikę i zmuszając tysiące osób (wśród nich część bojowników) do szukania schronienia na terytorium Gruzji.

em, pap