Apetyt na gaz

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pięć lat temu poważnie dyskutowano o gazociągu z Holandii, którym sprowadzalibyśmy gaz, który ten kraj kupuje od Rosji. Wkrótce pojawił się temat rury łączącej Polskę z norweskimi platformami gazowymi na Morzu Północnym. Dwa lata temu Aleksander Gudzowaty wystąpił z projektem połączenia nas w okolicach Szczecina z niemieckim systemem gazowniczym.
Wszystko pod hasłem dywersyfikacji dostawców gazu, czyli uniezależnienia nas od rosyjskiego Gazpromu. Z wielkiej burzy zrobił się, jak to w Polsce zwykle bywa, mały deszcz - w ubiegłym roku z pompą otwarto niewielkie połączenie gazowe w okolicach Zgorzelca. Nadal naszym głównym dostawcą jest Gazprom.
Teraz pojawił się nowy pomysł - gazociąg z Danii, którym mamy od 2004 r. odbierać około 2 mld m sześc. gazu. To około jedna szósta naszych przewidywanych w tym okresie potrzeb. Dobre i to. Jednak duński pomysł należy traktować z dużą ostrożnością. Najważniejszą sprawą są w nim pieniądze. A te są niemałe - co najmniej 350 mln euro. Nie dostaniemy ich w podarunku. Przy rocznych dostawach rzędu 2 mld m sześc. projekt będzie się amortyzował wiele lat i należy wątpić, czy tak łatwo, jak zapowiada wicepremier Steinhoff, uda się zmontować skłonne do ryzyka konsorcjum finansowe.
Kosztowne gazociągi to nie jedyna metoda na uniezależnienie się od Gazpromu. Prostszym i tańszym sposobem są zakupy gazu skroplonego LNG. Wystarczy wybudować morski terminal gazowy oraz magazyn tego gazu. Świat zużywa już około 45 proc. takiego gazu! My nadal, wbrew rachunkowi ekonomicznemu i zdrowemu rozsądkowi, preferujemy rury. Złoża na Morzu Północnym nie są nieograniczone – niebawem się wyczerpią. Co potem? Znów wrócimy w ramiona Gazpromu? Mirosław Cielemęcki