Początek końca?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wszystko rozegrało się wedle klasycznego scenariusza: gdy dyktator wyjechał za granicę, poddani wykorzystali sytuację, wzniecając bunt. Kiedy przywódca Korei Północnej Kim Dzong Il odbywał pompatyczną podróż pancernym pociągiem do  Moskwy (boi się latać samolotami), północnokoreańscy górnicy wszczęli strajk. Żądają nie podwyżek płac, ale... żywności.
Pod rządami Kima-juniora (stanął na czele państwa po śmierci ojca Kim Ir Sena, wieloletniego dyktatora) Korea Północna nadal jest jednym z najbardziej zacofanych i biednych krajów świata. Jego mieszkańcy nie tylko ledwie wiążą koniec z końcem, ale często wręcz głodują. Jeden z ostatnich komunistycznych skansenów świata produkuje rakiety, które mogą przenosić broń nuklearną, ale nie jest w stanie wyżywić swych mieszkańców. Jedyne, co Phenian jest w stanie sprzedawać za granicę - w erze gospodarczej globalizacji - to właśnie rakiety, oferowane innym agresywnym reżimom, a także niewolnicza (tak właśnie!) siła robocza. W zamian za długi z czasów "przyjaźni" Korea posyła do Rosji tysiące przymusowych robotników. Pracują tam przy wyrębie tajgi i na budowach. Gdy dwa tygodnie temu próbowałem porozmawiać z Koreańczykami układającymi trotuary w Chabarowsku i zrobić im zdjęcia, brygadzista chciał cisnąć we mnie kostką brukową. Sami robotnicy chętniej rzuciliby chyba kamieniem w swoich przywódców.
Reżim nie ma im już bowiem nic do zaoferowania. Dotychczasowe żądania mogą szybko nabrać charakteru politycznego. Niestety, można się obawiać, że zmiana systemu w północnokoreańskim rezerwacie, gdzie "dialog z opozycją" jest równie abstrakcyjnym zjawiskiem, jak rozwój gospodarczy, nie nastąpi w sposób łagodny, a zjednoczenie obu Korei będzie znacznie trudniejsze orzechem niż połączenie Niemiec.
Robotnicy mają wszelkie powody by bać się reakcji koreańskiego dyktatora. Odważyli się, bo jest im już wszystko jedno. Stanęli przed alternatywą: albo śmierć z ręki pacyfikującej strajk policji, albo głodowa.
Juliusz Urbanowicz