Triumf buntowników

Triumf buntowników

Dodano:   /  Zmieniono: 
Generałowie buntują się przeciw reformom wojska, a młodsi oficerowie - przeciw odkładaniu reform i generalskim układom w armii.

"Nigdy nie było i nie będzie buntu generałów" - stwierdzili szefowie MON i Sztabu Generalnego. Rzeczywiście, buntu w Sztabie Generalnym nie będzie, bo ci, którzy się buntowali bądź zamierzali to uczynić (pisaliśmy o tym tydzień temu w artykule "Bunt generałów"), zachowają swoje stanowiska lub otrzymają równorzędne. - Jeżeli potwierdzi się, że były plany zwolnień w sztabie, ale dla uspokojenia nastrojów z nich zrezygnowano, to szefowie MON muszą wiedzieć, że w państwie demokratycznym podporządkowywanie się zbuntowanym generałom jest bardzo niebezpieczną grą. Jeśli minister bądź przełożeni pozwolą podwładnym na podskakiwanie, to będą mieli wyłącznie kłopoty - mówi Zbigniew Okoński, były minister obrony narodowej. Buntujący się generałowie wygrali, choć powinni zostać surowo ukarani, bo jak zauważa Okoński, wojskowi muszą się podporządkować, mimo że redukcje budzą emocje i frustrację. Tak naprawdę mamy do czynienia z dwoma buntami w armii. Jeden to bunt generałów przeciwko planowanym reformom. Drugi to bunt młodszych oficerów przeciwko odkładaniu reform i generalskim układom w armii.

Niesubordynacja generałów ze Sztabu Generalnego nie jest wcale pierwszym tego rodzaju wydarzeniem. Podczas tzw. obiadu drawskiego (w 1994 r.) generałowie przegłosowali wotum nieufności wobec ministra obrony Piotra Kołodziejczyka. Jako pierwszy posłuszeństwo ministrowi wypowiedział gen. Tadeusz Wilecki, który zakwestionował cywilną kontrolę nad wojskiem. - Generał Wilecki miał koncepcję wielkiej armii, którą mieli rządzić wyłącznie wojskowi. Doszło wtedy do skandalicznego głosowania, w którym udział wzięło 19 generałów. Tylko dwóch wstrzymało się od głosu - wspomina Piotr Kołodziejczyk. Minister został zmuszony do złożenia dymisji. Nigdy nie powołano specjalnej komisji, która wyjaśniłaby, jak mogło dojść do tak otwartego aktu niesubordynacji. Żaden generał nigdy nie poniósł konsekwencji z powodu wypowiedzenia posłuszeństwa zwierzchnikowi.

Prawie 70 spośród 116 generałów w polskiej armii pracuje w Sztabie Generalnym oraz MON - w żadnej innej armii NATO tylu generałów nie zajmuje urzędniczych posad. Każdemu z nich podlega nie więcej niż 30 oficerów. Przez całe lata dziewięćdziesiąte kolejni szefowie MON próbowali ograniczyć liczbę stanowisk generalskich w sztabie, ale żadnemu się to nie udało. - Od kilku lat w Sztabie Generalnym mamy błędne koło: generałowie popierają się, żeby przetrwać bez żadnym zmian. I tak od wyborów do wyborów, od jednego ministra do drugiego. Natomiast młodych oficerów wręcz się sekuje. To, co dzieje się w Sztabie Generalnym, nazywam "pozorowaniem ruchów". Nikt nie jest w stanie się przez to przebić. Wszem wobec generałowie mówią o wielkich reformach, pod jednym wszakże warunkiem, że nie dotkną one ich stanowisk - mówi Tadeusz Gajda, poseł PSL, wiceprzewodniczący sejmowej komisji obrony. Gajda zapowiada, że zażąda od ministra obrony wyjaśnień, czy generałom po raz kolejny udało się storpedować reformy i redukcję stanowisk w Sztabie Generalnym. - Nie wykluczam, że jacyś generałowie chcą się kurczowo trzymać stanowisk. Podstawowym problemem jest to, że najbardziej sfrustrowana jest młoda kadra. Ci oficerowie nie wiedzą, co się z nimi stanie - mówi gen. Konstanty Malejczyk, były szef Wojskowych Służb Informacyjnych. Podobnie uważa płk Marek Bielec, przewodniczący Korpusu Dziekanów Wojska Polskiego.

W 1997 r. zbuntowali się chorążowie z 17. Brygady Zmechanizowanej w Międzyrzeczu. Wystosowali oni list do prezydenta Kwaśniewskiego, w którym opisali katastrofalną sytuację finansową kadry oraz mizerię techniczną w jednostkach. List wysłano z pominięciem drogi służbowej. Sprawą zajęła się specjalna komisja sejmowa, która uznała, że "list krytykujący MON był naruszeniem cywilnej kontroli nad armią". Na tym sprawa się skończyła. Ale nie skończyły się buntownicze nastroje wśród młodszych oficerów.

Młodzi oficerowie buntują się i frustrują, bo są bezsilni wobec generalskich układów. System awansów jest kompletnie nieczytelny. Jaki sens - poza wyższą emeryturą - miało na przykład awansowanie na stopień generalski Janusza Adamczyka, szefa Zarządu Wojskowej Służby Zdrowia, który za kilkanaście miesięcy przechodzi na emeryturę. Typowym przykładem układów między generałami jest sprawa gen. Zenona Smutniaka, byłego komendanta szkoły lotników w Dęblinie - Prokuratura wojskowa postawiła gen. Smutniakowi zarzut niedopełnienia obowiązków, a tym samym działania na szkodę interesu publicznego. Zagrożone jest to karą pozbawienia wolności od roku do dziesięciu lat - mówi mjr Dariusz Knapczyński, zastępca wojskowego prokuratora okręgowego w Warszawie. Niedopełnienie obowiązków polegało na tym, że z kasy Szkoły Orląt zniknęło prawie 300 tys. zł. Mimo postawienia zarzutów, gen. Ryszard Olszewski, szef Wojsk Lotniczych i Obrony Kraju, mianował gen. Smutniaka swoim asystentem.

Generalskie układy przekładają się na wymierne korzyści. Dwaj generałowie kupili (z zasobów Agencji Mienia Wojskowego) za 25 tys. zł mieszkania (każde o powierzchni 70 m2) w Rogowie, w atrakcyjnym miejscu, niedaleko plaży. W budynku zaraz wymieniono sieć centralnego ogrzewania, sieć energetyczną, a także całość ocieplono (inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli uznali transakcję za wysoce naganną). Sprawą zajęła się prokuratura wojskowa w Szczecinie. - Ze względu na dobro toczącego się śledztwa nie mogę podać danych personalnych generałów - powiedział nam rzecznik prokuratury wojskowej w Szczecinie. Niedawno aresztowano oficera szczecińskiego oddziału Agencji Mienia Wojskowego. Prokuratura ujawniła, że nieruchomości będące w gestii AMW sprzedawał on za kilkanaście procent rynkowej ceny. Jeszcze tego samego dnia nabywcy - wysocy oficerowie - odsprzedawali je za sumy kilkakrotnie wyższe.

Violetta Krasnowska Dariusz Rembelski