Nieznośna bezsilność opozycji

Nieznośna bezsilność opozycji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Z rządem Donalda Tuska jest jak z demokracją z powiedzenia Winstona Churchilla - tzn. jest on prawdopodobnie najgorszym rządem jaki mógł się nam obecnie przytrafić, ale w dzisiejszej Polsce po prostu nie da się skonstruować rządu lepszego. Ogromne "zasługi" ma pod tym względem opozycja.
Dotychczas schemat działania na polskiej scenie politycznej wyglądał następująco: partia wygrywała wybory, zaczynała wdrażać swój program, po mniej więcej dwóch latach okazywało się, że program ten nie był do końca przemyślany (czytaj: nie był przemyślany w ogóle). W tym momencie opozycja zaczynała krytykować wszystko co robił rząd, prezentując jednocześnie jedynie słuszny własny program. Mijały kolejne dwa lata i wyborcy udawali się do urn, opozycja zmieniała się miejscami z rządzącymi, zaczynała realizować ów jedynie słuszny program, po dwóch latach okazywało się, że mógłby on jednak być nieco słuszniejszy etc. Może nie było dużo lepiej - ale przynajmniej nikt nie czuł się za pewnie i politycy przynajmniej się starali.

Obecnie mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją. Oto rząd i premier specjalizują się w markowaniu pracy, zmienianiu zdania po klika razy w tej samej sprawie i podpisywaniu rozmaitych dokumentów bez zapoznania się z ich treścią. Idealna sytuacja dla opozycji? Teoretycznie tak. W praktyce jednak opozycja robi wszystko co tylko może, by rządzącym włos nie spadł z głowy i aby mogli spokojnie zaliczać kolejne wpadki, ciesząc się niezmiennie poparciem Polaków.

Oto bowiem mamy PiS, który bardzo chciałby przekonać wszystkich, że ma pomysł na Polskę, ale jakoś tak zawsze wychodzi, że kiedy opinia publiczna zaczyna dostrzegać kontury tego pomysłu na horyzoncie pojawia się katastrofa smoleńska - i wtedy już żadne inne sprawy nie mają znaczenia. Bo brzoza, bohaterowie, wstrętni Ruscy i ten podły Tusk co to nie położył się Rejtanem na lotnisku Siewiernym i nie zakrzyknął "nie lądujcie". Wiemy więc, że gdybyśmy postanowili oddać dzierżoną przez PO władzę PiS-owi, to czekałby nas festiwal procesów, oskarżeń, grzebania w dokumentach i szukania śladów helu, magnesu, pancernych brzóz czy Bóg wie czego jeszcze. Plus obowiązkowe zbudowanie zasieków na granicy z Obwodem Kaliningradzkim, żeby sobie ci, co to dzwonili do Smoleńska i mówili "rozpylajcie tę mgłę" nie pomyśleli, że się ich boimy. Kaczyński z Błaszczakiem na czele i jakoś to będzie! Czy ktoś się jeszcze dziwi, że cokolwiek by się nie działo PiS nie jest w stanie przeskoczyć w sondażach PO?

Może więc Solidarna Polska? Może tak - ale do dziś (a od wyrzucenia z partii-matki tzw. ziobrystów minęło już ładnych parę miesięcy) nie do końca wiadomo o co Ziobrze i Kurskiemu chodzi. Czym Solidarna Polska ma się różnić od PiS? Ludwik Dorn tłumaczył na Śląsku, że - w odróżnieniu od Kaczyńskiego i spółki - politycy Solidarnej Polski nie postrzegają Ślązaków jako "ukrytej opcji niemieckiej" i chcieliby nawet, aby powstał serial telewizyjny opowiadający o historii Śląska. Ziobro dorzucił do tego politykę prorodzinną - ale to akurat łączy Solidarną Polskę z PiS. A więc czym Polska Ziobry i Kurskiego ma się różnić od tej Polski, w której będziemy budować zasieki na granicy z Obwodem Kaliningradzkim? Tego nie wiadomo.

SLD? Leszek Miller zagrzewa do boju działaczy i zapewnia ich, że zrobi wszystko, by za cztery lata Sojusz Lewicy Demokratycznej po długim poście dorwał się do państwowych konfitur, ale jak na razie równie prawdopodobne jest to, że Miller za cztery lata zostanie cesarzem Japonii. W zbieraniu podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie emerytur Sojusz jest pięć razy mniej skuteczny od "Solidarności", a innych pomysłów na zaistnienie na scenie politycznej nie widać. No chyba, że Miller liczy na to, że Polaków wzruszy walka Katarzyny Piekarskiej z pewną firmą produkującą kosmetyki dla kobiet i rozwieszającą w polskich miastach reklamy, z których wynika, że dzięki tym kosmetykom każda kobieta może być piękna i młoda, co jest nieprawdą. Ale czy na wzruszeniu świętym oburzeniem Piekarskiej można powrócić do władzy? To mocno wątpliwe.

Ruch Palikota? Programu tej partii nie znają prawdopodobnie nawet jej członkowie. Wiadomo, że ma być wesoło i barwnie - ale jeśli chodzi o konkretne rozwiązania dla Polski, to są nimi legalizacja marihuany i wyrzucenie krzyża z Sejmu. A potem? Nie ma żadnego potem, bo żadnego z tych celów nie da się osiągnąć w ciągu najbliższych kilkunastu lat, w związku z czym politycy Ruchu Palikota mogą przez te kilkanaście lat załamywać ręce nad zaściankowością Rzeczpospolitej i tym załamywaniem zapewniać sobie spokojną pracę w opozycyjnych ławach.    

I tak skazani jesteśmy na rząd Tuska. Piękne dzięki drodzy opozycjoniści!

O aktywności opozycji czytaj więcej na Wprost.pl:

Kaczyński o katastrofie smoleńskiej: to nie był zwykły przypadek

Ziobryści walczą o serca Ślązaków. "Nie jesteście opcją niemiecką"

Miller chce za cztery lata rządzić Polską

PiS chce obalić rząd Tuska do spółki z lewicą. "Zrobimy to w odpowiednim momencie"

Ziobro: Tusk się uśmiecha zamiast walczyć o nasze interesy. To szkodliwe dla Polski

Solidarna Polska chce powstrzymać Palikota i Tuska. "Ziobro mógł jeść mule, ale woli wygrywać"