UE chce przepchnąć sankcje dla Białorusi. "Ten kompromis jest zgniły"

UE chce przepchnąć sankcje dla Białorusi. "Ten kompromis jest zgniły"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Służby Catherine Ashton koordynują negocjacje (fot. EPA/JULIEN WARNAND/PAP) 
UE ma przyjąć nowe sankcje wobec Białorusi, obejmując nimi firmy trzech biznesmenów. Z sankcji wyłączone będą cztery firmy współpracujące z Łotwą i Słowenią, co jest ich warunkiem na zaaprobowanie sankcji.
W odpowiedzi na pogarszającą się sytuację praw człowieka na Białorusi dyplomaci państw UE pracują nad nowymi sankcjami ekonomicznymi wobec wspierających reżim Alaksandra Łukaszenki biznesmenów i ich firm. Decyzja jest spodziewana w piątek na posiedzeniu szefów dyplomacji, o  ile będzie jednomyślność, której w lutym, na ostatnim posiedzeniu szefów dyplomacji zabrakło. Wetowała Słowenia, wspierana przez Łotwę.

"Zgniły kompromis"

- Wciąż trwają rozmowy, ale jest duży postęp i mamy nadzieję, że  decyzja zapadanie - powiedziały wysokie źródła bliskie szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashton, której służby koordynują negocjacje. Ale jak ocenił dyplomata z państwa UE, przygotowany dla ministrów projekt porozumienia to "zgniły kompromis". - Wielu dyplomatów jest nim zniesmaczonych - dodał.

Kompromis przewiduje m.in. objęcie sankcjami trzech biznesmenów i ich firmy. Na celowniku ponownie znalazł się białoruski oligarcha i prezes klubu piłki nożnej Dynamo Mińsk Jury Czyż - w lutym na zastosowanie wobec niego sankcji (zakaz wjazdu i zamrożenie aktywów) nie zgodziły się Słowenia i Łotwa, z którymi robi on interesy. Zgodnie z kompromisem z sankcji w postaci zamrożenia aktywów wyłączone zostaną jednak aż cztery firmy Czyża: trzy, które współpracują z łotewskimi firmami oraz jedna powiązana ze  słoweńską Riko Group - ta ostatnia działa na Białorusi od 2000 r., pomaga Czyżowi m.in. w budowie hotelu Kempinski w Mińsku, wartej 57 mln dolarów.

Unijne precedensy

Wyłączenie tych firm z sankcji to warunek, jaki Słowenia i Łotwa postawiły, by w ogóle zgodzić się na nowe restrykcje ekonomiczne wobec reżimu. Inne kraje nie mają wyjścia, jeśli chcą, żeby w ogóle był jakiś postęp w nakładaniu środków represyjnych na Białoruś, wyjaśniły źródła.

Protestują jednak Wielka Brytania i  Francja. Ale nie dlatego, że są orędownikami najsurowszego obchodzenia się z reżimem Łukaszenki. - Nie chcą tworzyć precedensu w postaci jakichś wyjątków. Bo potem inny kraj zażąda tego samego, jeśli będą decydowane kolejne sankcje wobec Syrii czy Iranu - wyjaśnił dyplomata. Spodziewa się on jednak, że ostatecznie i Londyn i Paryż ustąpią, bo jest na nich wywierana duża presja, by iść do przodu z sankcjami.

Milion dolarów za zniknięcie z "czarnej listy"

Wśród nowych firm, które mają być objęte sankcjami są firmy biznesmena i gospodarczego doradcy prezydenta Łukaszenki, Uładzimira Piefcieua, drugiego po szefie państwa najbogatszego człowieka na  Białorusi. Już w czerwcu UE objęła go zakazem wizowym i zamroziła aktywa trzem jego firmom: produkującej broń firmie Biełtiecheksport, która handlowała m.in. z reżimem libijskiego przywódcy Muammara Kadafiego, hazardowej Sport-Pari oraz telekomunikacyjnej Biełtieliekom. Portal Euobserver.com napisał we wtorek, że Piefcieu wynajął litewską firmę prawniczą i odwołał się do Trybunału UE w Luksemburgu przeciwko decyzji o objęciu go sankcjami oraz miał wyznaczyć nagrodę w wysokości 1 mln dolarów temu, kto pomoże mu zniknąć z unijnej "czarnej listy".

Sankcje uderzą w kraje Unii?

Inny unijny dyplomata wskazał, że małe kraje UE, jak Słowenia czy Łotwa, są niechętne sankcjom, bo utrata dla dużego kraju kontraktu wartego 50 mln euro to nie jest tak duży problem jak dla  małego kraju.

19 marca także litewscy przedsiębiorcy zaapelowali do swego rządu o powściągliwość w decyzjach ws. sankcji gospodarczych. Oszacowali, że mogą one kosztować Litwę łącznie nawet 7 mld litów (ponad 8 mld złotych). Boją się głównie utraty dochodów, gdyby zablokowano przepływ towarów z Białorusią, które stanowią 40 proc. ładunków portu w  Kłajpedzie. Ale rząd Litwy, jak dotychczas nie sygnalizował otwarcie na  spotkaniach, że będzie przeciwko sankcjom ekonomicznym wobec Białorusi. Dyplomaci tłumaczą zresztą, że sankcje nie obejmą towarów, tylko firmy, a więc nie można mówić, że handel w litewskim porcie zostanie wstrzymany.

Kara śmierci bez związku z sankcjami

Dyplomaci w UE nie łączą prac nad nowymi sankcjami ekonomicznymi z  ostatnią egzekucją (najpewniej 16 marca) skazanych na śmierć Dźmitryja Kanawałaua i Uładzisłaua Kawalioua za zamachy w mińskim metrze. UE jest przeciwna karze śmierci w każdych okolicznościach i Ashton wydała w  sprawie egzekucji Białorusinów potępiające oświadczenia w sobotę. Już w  lutym Ashton zapowiedziała, że wobec pogarszającej się sytuacji praw człowieka na Białorusi, represji w stosunku do opozycji i więźniów politycznych, UE powróci w marcu do debaty ws. sankcji ekonomicznych.

Ambasadorzy wrócą do Mińska?

Wciąż nie zapadła też decyzja w sprawie powrotu ambasadorów państw UE do Mińska. Otoczenie Ashton zapewnia, że choć decyzja należy do  kompetencji narodowych, to będzie "skoordynowana". Dyplomaci, z którymi rozmawiała PAP nie spodziewają się jej jednak do piątku, czyli do  posiedzenia ministrów. Dominuje przekonanie, że ambasadorzy "powinni pozostać jeszcze trochę na konsultacjach."

W geście solidarności ambasadorzy państw UE wyjechali z Mińska na, jak mówi się w dyplomatycznym języku, konsultacje, gdy białoruskie władze wezwały 28 lutego ambasadora Polski i UE do wyjazdu z Białorusi. Reżim Łukaszenki uciekł się do tego dyplomatycznego manewru, kiedy ministrowie państw UE zatwierdzili 28 lutego sankcje w postaci zakazu wizowego oraz zamrożenia aktywów 21 kolejnych przedstawicieli władz białoruskich odpowiedzialnych za łamanie praw człowieka i represje wobec opozycji. Tym samym unijna "czarna lista" liczy już 231 przedstawicieli reżimu.

ja, PAP