Puste płuca prawicy

Puste płuca prawicy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Solidarna Polska dodała sobie do nazwy Zbigniewa Ziobrę – i jest już partią, która - według słów samego Ziobry - ma być drugim płucem polskiej prawicy. Dwie godziny przed formalnym powstaniem owego drugiego płuca płuco numer jeden podpisało umowę z Prawicą Rzeczpospolitej Marka Jurka – nikt nie ogłosił jednak jakim organem w tym układzie ma być kanapowa formacja byłego marszałka Sejmu. Istnieje jednak poważna obawa, że cały prawicowy organizm znajduje się w stanie przedagonalnym.
Owszem – prawica reprezentowana przez Solidarną Polskę i PiS (z Markiem Jurkiem na dokładkę), odpowiada dużej części elektoratu określanego do niedawna mianem osób, które nie poradziły sobie z transformacją ustrojową Polski. To elektorat przywiązany do idei państwa opiekuńczego (w PiS-owskiej nomenklaturze – „solidarnego"), pielęgnujący w sercach pseudoromantyczną myśl narodową zmieszaną z solidną porcją ludowego katolicyzmu. Rzecz jednak w tym, że transformacja, której ten elektorat nie podołał, została przeprowadzona 23 lata temu. W tym czasie Polska zmieniła się całkowicie – zmieniło się też jej otoczenie. Program polityczny, który pod umowną nazwą IV RP był atrakcyjny jeszcze w 2005 roku – zdążył się od tamtego czasu całkowicie skompromitować. Źródłem tej kompromitacji nie była wyłącznie istota tego programu (lustracja, dekomunizacja, „odzyskiwanie” mediów – a wszystko to w towarzystwie populistycznej Samoobrony), ale również fakt, że zwolennicy IV RP (Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro, Jacek Kurski, Ludwik Dorn, Marek Jurek, etc.) wykazali się daleko posuniętą nieudolnością.

Polska prawica – również ta, która funkcjonuje poza medialnym obiegiem - ma jeden podstawowy problem. Jest nim zupełny brak programu. Jedynym celem prawicy jest odsunięcie Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej od władzy – ale wokół tego celu, jak widać, nie sposób zjednoczyć wszystkich. Aby bowiem takie zjednoczenie było możliwe – z polityki musiałby odejść Jarosław Kaczyński, który jest dziś niemożliwą do pokonania granicą na drodze do tego, by Paweł Kowal, Adam Lipiński, Zbigniew Ziobro i Ludwik Dorn znów spotkali się w jednej partii.

Prawicowe formacje krytykują rząd m.in. za wzrost budżetowego deficytu - ale jednocześnie, kiedy ten sam rząd proponuje projekty zmian, mających ratować stan finansów publicznych, na prawicy podnosi się larum. Zamykanie deficytowych szkół staje się zdradą interesu narodowego, ograniczenie ponadprzeciętnych zysków koncernów farmaceutycznych poprzez nowe rozwiązania w kwestii refundacji leków okazuje się być godzeniem w interes pacjentów, a reforma emerytalna to zmuszanie Bogu ducha winnych Polaków do pracy. Idee otwartego liberalizmu, bardzo silne we współczesnym konserwatyzmie, okazują się być dla polskiej prawicy obce.

Rzecz jednak nie w niechęci do liberalizmu, ale w tym, że ani PiS, ani Solidarna Polska nie potrafią jasno zdefiniować celów, jakie ugrupowania te chciałyby postawić przed Polską i Polakami.  Cele dla Polski określa natomiast PO, która zauważyła, że dekadę temu wkroczyliśmy w XXI wiek – z co za tym idzie mamy zupełnie nowe wyzwania i problemy. Gdybyż jeszcze przynajmniej prawica próbowała korygować kurs obrany przez PO – ale Kaczyński, Ziobro, Jurek ani Kowal nie robią nawet tego. Polska prawica nie składa się dziś z outsiderów, ani polityków niepokornych – jak chcieliby siebie widzieć jej przedstawiciele. Liderzy współczesnej polskiej prawicy to wieczni przegrani, którzy mogą tylko dalej przegrywać.