Polska mistrzyni olimpijska w judo w więzieniu. Pilnuje skazanych

Polska mistrzyni olimpijska w judo w więzieniu. Pilnuje skazanych

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polska mistrzyni olimpijska w judo jest wychowawcą w zakładzie karnym (fot. sxc.hu) Źródło: FreeImages.com
Była dwukrotna mistrzyni świata w judo i trzykrotna olimpijka Beata Maksymow od 10 lat jest wychowawcą w zakładzie karnym. Jak przyznała, więźniowie mają dla niej szacunek z racji osiągnięć, a ukochaną dyscyplinę będzie miała w sercu do końca życia.
Maksymow zakończyła karierę w 2001 roku, ale wciąż jeździ na  zawody, jeśli są gdzieś w pobliżu jej miejsca zamieszkania. - Nawet męża zaraziłam judo. Ma predyspozycje, tylko zaczął uprawiać trochę za późno - dodała "Kruszyna", która na tatami walczyła w kategorii +78 kg.

"Judo nie jest doceniane"

Do zajęć ruchowych rwie się jej czteroletnia córka, jednak mama nie  zamierza zachęcać jej do wyczynowego uprawiania ukochanej dyscypliny. - Judo to sport u nas niedoceniany, bo nie jest rozumiany. Nie zawsze są przecież czytelne akcje, rzuty. Jeśli ktoś nie wytłumaczy o co chodzi, walka wydaje się taką szarpaniną. Piłka nożna czy inne gry zespołowe są bardziej czytelne dla widzów - wyjaśniła.

Sama trafiła na trening judoczek w Jastrzębiu Zdroju przypadkowo. - Po  prostu nie było zawodniczki w kategorii ciężkiej i koleżanka powiedziała trenerowi, że po szkole chodzi taka jednak duża. I mnie namówiła. Na pierwsze zajęcia przyszłam 14 lutego 1983 roku -  wspomniała była zawodniczka Koki Jastrzębie. Mimo trzech startów olimpijskich (Barcelona 1992, Atlanta 1996 i Sydney 2000) nie wywalczyła medalu.

"Trzeba umieć przegrywać"

- Niedosyt pozostał. Z drugiej strony - widocznie tak mi było pisane. Przegrywać każdy musi umieć. To jest wkalkulowane w sport. Będąc medalistką czekałabym zapewne na emeryturę. A tak poniekąd byłam zmuszona, żeby zadbać o swoją przyszłość. Musiałam skończyć studia, poszukać pewnej, dobrej pracy. Osiągnęłam życiową stabilizację -  zaznaczyła.

Maksymow skończyła studia z zakresu resocjalizacji i od 10 lat jest wychowawcą w jastrzębskim zakładzie karnym. Jak przyznała, więźniowie mają dla niej szacunek z racji sportowych osiągnięć. Pracowała już ze  skazanymi po raz pierwszy i recydywistami. - Wydawało mi się, że ja bez judo nie będę mogła żyć, że świat mi się zawali. Kiedy trenowałam, bardzo chciałam posiedzieć dłużej w domu i  porobić normalne rzeczy. Byłam zła na to ciągłe pakowanie. Teraz mam inne życie, rodzinę, dziecko - stwierdziła.

Sport wcale nie jest zdrowy

Nie ukrywa, że odczuwa skutki 18 lat spędzonych na matach całego świata. - Do końca życia będę się borykać z bólem poważnie uszkodzonego kolana; innych dolegliwości nie będę nawet wymieniała - dodała.

Podczas kwietniowych mistrzostw Polski juniorów w Jastrzębiu "Kruszyna" była honorowym gościem. Na telebimie wyświetlano skróty jej walk, kończonych efektownymi rzutami. - To było bardzo miłe - wspomniała wzruszona.

ja, PAP