Kręta trzecia droga

Kręta trzecia droga

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy przywódcy różowej Europy sprostają czekającym unię wyzwaniom?
Choć już przed wyborami w Niemczech w większości państw Unii Europejskiej rządzili bądź współrządzili socjaliści, dopiero porażka Helmuta Kohla przypieczętowała nowy kurs europejskiej polityki. Wraz ze zwycięstwem Gerharda Schrödera socjaliści nie tylko zdominowali narodowe sceny polityczne, lecz także przejęli odpowiedzialność za los zjednoczonej Europy. W lipcu austriacki socjaldemokrata Viktor Klima przejął przewodnictwo UE od laburzysty Tony?ego Blaira. W styczniu Klima przekaże pałeczkę koledze z siostrzanej SPD. Nikt nie ma wątpliwości, że "ojcem chrzestnym" wspólnej waluty był Helmut Kohl, jednak za wprowadzenie jej w życie odpowiedzialny będzie już jego następca - socjaldemokrata. Czy przywódcy różowej Europy sprostają czekającym unię wyzwaniom? Na razie trudno mówić o większych sukcesach. Wręcz przeciwnie: niemieccy socjaldemokraci zadebiutowali na europejskiej scenie skandalem, który wywołał partyjny kolega Schrödera, minister finansów Oskar Lafontaine. Chodziło o wypowiedzi dotyczące ograniczenia niezależności narodowych banków centralnych i Europejskiego Banku Centralnego (ECB). Banki i rządy powinny - zdaniem ministra - współpracować przy kształtowaniu polityki makroekonomicznej państwa i wspólnie się zastanowić nad sposobami zwalczania bezrobocia. Spotkało się to z ostrą reakcją ze strony prezesa ECB Wima Duisenberga, który uznał to za zamach na kierowaną przez niego instytucję.

Rodzący się konflikt próbował załagodzić sam Schröder, mówiąc: "Nikt w moim rządzie, naprawdę w ogóle nikt, nie zamierza kwestionować niezależności Bundesbanku. Dotyczy to także niezależności Europejskiego Banku Centralnego". Obserwatorzy zastanawiają się, czy Schröder nie zmieni wkrótce zdania. Do prób zamachu na Europejski Bank Centralny dochodziło także we Francji. Komuniści, koalicyjny sojusznik francuskich socjalistów, zwrócili się do premiera Lionela Jospina o złagodzenie dyscypliny w polityce pieniężnej. Charakterystyczna była argumentacja przywódcy komunistów Roberta Hue, który oświadczył, że w związku z tym, iż w Niemczech doszła do władzy lewica, nastała pora na "ludzkie" rozluźnienie ograniczeń narzuconych przez projektantów wspólnej waluty. Z kolei wcześniej sam Jospin zaproponował realizację programów robót publicznych, finansowanych z pożyczek zaciągniętych w brukselskiej kasie. Pomysł niezbyt spodobał się w Brukseli, gdyż obawiano się, że będzie to równie nieopłacalny projekt, jak budowa szybkiego pociągu z Paryża do Strasburga.

Europejscy socjaliści nigdy nie stanowili zwartej i chętnej do współpracy grupy. "W naszej tradycyjnej mentalności dominowała wzajemna rezerwa wobec siostrzanych partii z innych krajów. Teraz uczymy się współpracy" - twierdzi Pauline Green, przewodnicząca Partii Europejskich Socjalistów w Parlamencie Europejskim. Walka z bezrobociem, problemy związane z wprowadzeniem wspólnej waluty czy walka z azjatyckim kryzysem są nowym wyzwaniem i impulsem do wymiany poglądów i wspólnego działania. Socjaldemokraci gorączkowo poszukują nie tylko wspólnego programu, lecz również lidera. Po wizycie Gerharda Schrödera w Londynie dziennik "Financial Times" określił stosunki brytyjsko-niemieckie jako "najlepsze od dwudziestu lat". Utworzono wspólną grupę roboczą mającą wypracować plan zacieśnienia dwustronnej współpracy. Blair i Schröder zapowiedzieli, że wkrótce zostanie opracowany mechanizm stałych dwustronnych konsultacji. Wspólna grupa robocza ma się zastanowić m.in. nad sposobami wcielenia w Europie idei "trzeciej drogi", nowego ideologicznego zaklęcia laburzystów. Nawiązuje ono do starej idei europejskiej lewicy o trzeciej drodze rozwoju, różniącej się zarówno od kapitalizmu, jak i realnego socjalizmu. W lipcu amerykański tygodnik "Time", pisząc o niemieckich wyborach parlamentarnych, postawił tezę, że zwycięstwo Schrödera sprawi, iż "trzecia droga" stanie się dominującym modelem politycznym Zachodu. Co ten termin oznacza? Dla sceptyków jest to wyszukana na siłę ideo- logia, którą dorabia się do obecnych rządów Partii Pracy, krytykowanej często za przejęcie zbyt wielu elementów polityki konserwatystów. W gospodarce "trzecia droga" oznacza rozwój konkurencji i innych mechanizmów regulujących działanie wolnego rynku, kładąc dodatkowy nacisk na odpowiedzialność rządu za los wszystkich obywateli. W polityce międzynarodowej "trzecia droga" to uznanie, że Europa nie dzieli się już na dwa przeciwstawne bloki, a rozwój kontynentu odbywa się na zasadzie wzajemnej współpracy, na przykład w ramach Unii Europejskiej. Biblią wyznawców tej ideologii jest niedawno wydana książka dyrektora London School of Economics Anthony?ego Giddena. Chociaż określenie "trzecia droga" pojawiało się już wcześniej, to właśnie za sprawą Giddena przeżywa swój renesans.

Gerhard Schröder, podobnie jak Blair należący do "pokolenia Rolling Stonesów" i zakorzeniony w partii o różowym zabarwieniu, dla nadania Europie nowych impulsów może stawiać na triumwirat: Jospin-Schröder-Blair. Ale bez nadawania przesadnego znaczenia tej spółce: bez udziału Blaira unia będzie się dalej rozwijać, a bez Lionela Jospina - nie. Oznacza to w praktyce, że na triumwirat Bonn-Londyn-Paryż Schröder stawiać może, natomiast na bilateralne więzi Bonn-Paryż - musi. Przykłady można mnożyć. Wielka Brytania nie zamierza na razie rezygnować z funta i przygląda się z boku, czy uda się eksperyment z wprowadzeniem wspólnej waluty. Bez Brytyjczyków euro może wejść do obiegu, lecz bez Francji i Niemiec - nie. To jeden z ważniejszych powodów zmuszających Schrödera, by nie dopuścił do zarośnięcia trawą ścieżki między Paryżem a Bonn. Różne wydają się zadania, jakie Tony Blair i Gerhard Schröder muszą wypełnić w swoich krajach. "Blair przejął kraj, w którym społeczeństwo podporządkowane było wszechwładzy ekonomii, bez należytego uwzględnienia potrzeb w sferze socjalnej, jak na przykład w dziedzinie opieki zdrowotnej czy szkolnictwa" - mówił w rozmowie z "Wprost" Schröder. - Niemcy mają przed sobą odwrotną drogę. U nas systemy opieki zdrowotnej i szkolnictwa nie ucierpiały tak, jak w Wielkiej Brytanii. Byłoby oczywiście błędem mówienie o końcu państwa socjalnego; naszym zadaniem jest zachować istniejącą substancję opieki socjalnej i dopasować się do nowych uwarunkowań ekonomicznych. Czyli w realizacji naszych celów w porównaniu z Wielką Brytanią wyruszamy z dwóch odmiennych punktów, a do spotkania dojdzie gdzieś pośrodku".

Wbrew pozorom, dla Schrödera wzorem do naśladowania nie jest Anglia, lecz Holandia, gdzie obowiązuje gotowość do szukania konsensusu i połączenia różnych interesów we wspólnych przedsięwzięciach. "Zasada konsensusu jest podstawowym wymogiem funkcjonowania i przewodzenia w krajach wysoko uprzemysłowionych. Tam, gdzie tego brakuje, nie będzie lepiej, lecz gorzej" - twierdzi Schröder. Tony Blair pokonał konserwatystę Johna Majora, szafując hasłami tworzenia gospodarki wolnorynkowej "z ludzką twarzą". Tę samą taktykę zastosował Schröder, ale jest to jeden z niewielu wspólnych punktów pomiędzy oboma politykami. Schröder zdaje sobie sprawę, że podwaliny pod sukcesy gospodarcze Wielkiej Brytanii położyli konserwatyści (można tu wspomnieć twarde rozprawienie się z górnikami i metalowcami). W Niemczech problem nierentownych kopalń i hut nie został jeszcze rozwiązany. Socjaldemokraci niemieccy i francuscy liczą, że wspólnie uda im się poprawić sytuację na rynku pracy. W gospodarce cuda się jednak nie zdarzają: najpierw muszą przejść kurację odchudzającą, którą Brytyjczykom zafundowała Margaret Thatcher. Zdecydowane rozbieżności między Blairem a Schröderem istnieją też w sprawach polityki zagranicznej. Blair nie ze Schröderem, lecz z Clintonem oddał się "kulinarnej rozpuście" w londyńskich lokalach. Brytyjski premier nie zawahał się poprzeć USA w konflikcie z Irakiem, podczas gdy socjaldemokraci w RFN, a także we Francji i Włoszech okazali się "solidarnie niesolidarni". Strategia Francuzów i Niemców zmierza do stworzenia niezależnego od USA, "europejskiego oblicza polityki zagranicznej i obronnej". Co więcej, między Bonn i Londynem istnieją ostre sprzeczności w sprawie stałego członkostwa RFN w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Aspiracje Niemców są wyraźnie hamowane przez USA i ich europejskich partnerów. USA nie spieszą się z dostawieniem krzesła dla RFN, zasłaniając się faktem, że oprócz Niemiec do rady pretendują też Japonia i Indie. Henry Kissinger, były szef dyplomacji USA, proponuje Niemcom wariant zastępczy: wprowadzenie do tego gremium przedstawiciela Unii Europejskiej, który pośrednio byłby reprezentantem RFN. Ale Wielka Brytania i Francja ani myślą o rezygnacji z członkostwa w radzie na rzecz Niemców.

Wielka Brytania nadal uchodzi w Niemczech za kraj "półeuropejski", z powodu dystansu wyspiarzy do integracji europejskiej i unii walutowej. Co prawda od czasu, gdy w maju laburzyści przejęli władzę, opór Londynu wobec ściślejszych związków z kontynentem nieco zmalał. Pół roku to jednak zbyt krótki okres, by wydawać sądy o tym gabinecie. Nie ma też głębszego uzasadnienia upatrywanie w Blairze "przewodnika Europy", jak pochopnie sugerują niektórzy publicyści. To nie Niemcy wykazali inicjatywę pogłębienia stosunków z Wielką Brytanią, lecz rząd Blaira rozpoczął poszukiwanie możliwości zbliżenia z Bonn, Paryżem i Rzymem. Schröder, będąc w Paryżu, odpowiedział na sugestie o tworzeniu "nowej osi" Bonn-Londyn: narodowe interesy Niemców i Francuzów nie mogą być narażone na żadne "dyplomatyczne eksperymenty". Nowy szef niemieckiej dyplomacji Joschka Fischer dodał: "niemiecko-francuski sojusz jest nie do zastąpienia". Sympatia okazywana Blairowi przez Schrödera ma inny wymiar: chodzi tu dopiero o rozpoczęcie nowego rozdziału w stosunkach obu krajów i większego powiązania Wielkiej Brytanii z Europą.

Więcej możesz przeczytać w 47/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.