Kaczyński i Ziobro na krucjacie w Brukseli

Kaczyński i Ziobro na krucjacie w Brukseli

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fala bankructw zmywa z rynku kolejne polskie firmy, podwykonawcom autostrad grozi upadłość w związku z tym, że wykonawcy nie kwapią się z zapłatą za wykonaną pracę, złotówka jak była słaba, tak słaba prawdopodobnie będzie, a - jakby tego wszystkiego było mało - nerwowo szukający oszczędności rząd będzie musiał za chwilę wyasygnować 20 miliardów złotych na odtworzenie systemu obrony przeciwlotniczej Polski. O wszystkich tych plagach spadających na naszą zieloną wyspę można przeczytać w gazetach z jednego tylko dnia. Co w związku z tym robi opozycja? Opozycja... jedzie do Brukseli walczyć o koncesję dla o. Tadeusza Rydzyka.
Polityka nie jest zajęciem dla pięknoduchów i idealistów - tu trzeba skrupulatnie liczyć procenty poparcia, zawierać cenne alianse i "kupować" poparcie wpływowych osób na różne sposoby. Biorąc to pod uwagę można byłoby zrozumieć decyzję Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry, którzy ruszają do stolicy UE z krucjatą - gdyby nie jedno "ale". Miłośnicy TV Trwam i ich idol - o. Tadeusz Rydzyk - już dawno zostali "kupieni" przez prawicę. Nawet, gdyby PiS i Solidarna Polska zamiast pielgrzymować do Brukseli zajęły się autostradami, za które nikt nie płaci; polskim niebem - którego nikt nie broni; albo problemami biznesmenów - dla których państwo wciąż nie jest przyjazne - zwolennicy TV Trwam i Radia Maryja i tak byliby skazani na poparcie kogoś z duetu Kaczyński-Ziobro (bo chyba nikt nie wyobraża sobie Rydzyka nawołującego do głosowania na Leszka Millera, Janusza Palikota czy Donalda Tuska). Gdyby dla partii określających się mianem prawicowych (choć od Jarosława Kaczyńskiego AD 2012 bardziej prawicowy był Leszek Miller AD 2002 - wystarczy posłuchać co Kaczyński mówi dziś o gospodarce) najważniejsze było dobro kraju - to zamiast jeździć do Brukseli zostałyby w Polsce i zaczęły wywoływać polityków rządzącej koalicji do tablicy w każdej z wymienionych na wstępie spraw. No właśnie - gdyby...

Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro nie jadą bowiem do Brukseli dlatego, że w Polsce rzeczywiście zagrożona jest wolność słowa. Wątpię, aby Kaczyński lub Ziobro wierzyli, że rząd rzeczywiście przestraszył się TV Trwam - stacji, której program na co dzień oglądają jakieś dziesiąte części procenta wszystkich widzów. W pielgrzymce do Brukseli chodzi o tradycyjną na polskiej prawicy zabawę w "kto kogo". Prezes PiS i lider Solidarnej Polski nie będą w stolicy UE walczyli z rządem Tuska - stoczą pojedynek ze sobą. Powalczą o to, kto ładniej i skuteczniej broni o. Rydzyka - a wszystko to po to, by zakonnik popierając przed następnymi wyborami jednego z tych polityków - pogrążył drugiego. Bo - jak wiadomo - nie ma większego wroga dla polskiej partii prawicowej niż druga polska partia prawicowa.

A Polska? A Polska poczeka.

Artur Bartkiewicz

Czytaj więcej na Wprost.pl:

"UE jest wrażliwa na dyskryminację Żydów. Czy zareaguje na dyskryminację katolików?"

Rząd chce płacić za autostrady łamiąc prawo?

Polska bez obrony przeciwlotniczej? "Potrzebujemy 20 miliardów złotych"

Firmy bankrutują i... mnożą zyski