2012

Dodano:   /  Zmieniono: 
„Najpierw Katarzyna W. straciła dziecko. Później nie ze chciała stracić twarzy. Więc przez ponad tydzień pokazywała wszystkim twarz skrzywdzonej matki” – pisała Małgorzata Święchowicz w tekście „Spokojna dziewczyna”.
24 stycznia 2012 roku Katarzyna W. upozorowała napaść i porwanie swojej 6-miesięcznej córki. Po tygodniowej akcji poszukiwawczej, która objęła całą Polskę detektyw Krzysztof Rutkowski nagrał wyznanie matki dziecka, na którym przyznaje ona, że Madzia nie żyje.

Nikt nie chce się za nią ująć – ani matka, ani ojciec, ani brat, ani teściowie. Nawet mąż zachowuje dystans, choć twierdzi, że nie przestał jej kochać. Nikt poza jej adwokatem mecenasem Marcinem Szymonkiem nie mówi, że jest niewinna. Jak tylko Katarzyna W. została jego klientką, Szymonek wydał oświadczenie, że nie widzi w niej ani winy, ani zdemoralizowania. Za to widzi cierpienie ” – pisała Święchowicz.

Dzisiaj ludzie mają jej za złe mataczenie, uciekanie od odpowiedzialności, ukrycie ciała dziecka. Ale Tomasz Majewski, psycholog i członek Stowarzyszenia na rzecz Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia", wcale się temu nie dziwi. Twierdzi, że zachowanie Katarzyny W. jest charakterystyczne dla dzieci wychowywanych w domach, w których jest przemoc ” – przekonywała dziennikarka.

Takie dzieci uczą się, jak minimalizować cierpienie, opracowują strategię przetrwania, która na ogół jest po prostu ucieczką. W myśl zasady: skoro nie wiem, jak można naprawić to, co się stało, lepiej ucieknę. Żeby chronić siebie, uciekła w wersję: to nie ja ” - tłumaczył Majewski.

Zachowanie Katarzyny W. próbowała wyjaśnić także Agnieszka Kaluga, działająca w stowarzyszeniu „Dlaczego?" skupiającym rodziców po stracie dziecka. „Pewnie bała się oskarżenia: jak mogłaś Madzię wypuścić z rąk? Chciała się schować przed odpowiedzialnością na parę godzin, może pół dnia, a wyszło jak wyszło. Później musiała ratować twarz. Człowiek jest w stanie życie poświęcić, by nie stracić twarzy ” – mówiła Kaluga.