- Cieszę się, że jest w finale, dla mnie to duży sukces syna. A wieczorem niech się dzieje wola Nieba. Nie będę prognozować, bo już jestem zadowolona - powiedziała Danuta Michalska, która w piątkowe południe wraz z córką odwiedziła w wiosce olimpijskiej Łukasza oraz męża i zarazem trenera syna - Włodzimierza.
W eliminacjach 24-letni Michalski uzyskał 5,60, co dało miejsce w 14-osobowym finale. Z rywalizacji odpadł ubiegłoroczny mistrz świata Paweł Wojciechowski (obaj SL WKS Zawisza Bydgoszcz), który trzykrotnie strącił poprzeczkę na 5,35 i nie został sklasyfikowany. Najlepszy wynik - 5,65 - osiągnęli Niemiec Raphael Holzdeppe oraz Francuz Renaud Lavillenie.
- Po raz pierwszy jestem na igrzyskach, być może ostatni, ale jedno słowo przychodzi mi na myśl: zachwyt. Warto było tutaj przyjechać, aby zobaczyć tę ogromną liczbę ludzi, wszystkie kolory skóry i koszulek. To istna wieża Babel. Zupełnie nie tak wyobrażałam sobie wioskę. Myślałam, że jest mniejsza, bloki mieszkalne niższe. Wygląda pięknie i widać ogrom wielkiej imprezy sportowej - dodała matka tyczkarza. Skok o tyczce uprawiała też córka państwa Michalskich - Joanna. Najpierw grała w siatkówkę, a potem zajęła się tyczką i doszła do poziomu czterech metrów. W ubiegłym roku podjęła decyzję o rozstaniu ze sportem i zaczęła studia na drugim kierunku, tym razem AWF w Warszawie. Wcześniej skończyła ratownictwo medyczne w rodzinnej Bydgoszczy.
- Łukasz z kolei jest na piątym roku medycyny, po szóstym będzie wybierał specjalizację. Ma różne pomysły, ale jeszcze nie zdecydował. U nas w rodzinie, z obu stron, są tradycje, jeśli chodzi o służbę zdrowia, ja całe życie przepracowałam w rehabilitacji - powiedziała mama tyczkarza.
Początek olimpijskiego konkursu tyczkarzy o godz. 20.00.
jl, PAP