Dwa medale i... wiele dziewiątych miejsc - polscy lekkoatleci w Londynie

Dwa medale i... wiele dziewiątych miejsc - polscy lekkoatleci w Londynie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Do czołowej ósemki nie awansowała m.in. żeńska sztafeta 4x400 metrów (fot. PAP/Adam Ciereszko)
- Po ubiegłorocznych mistrzostwach świata narzekałem na zbyt dużo czwartych miejsc. W igrzyskach za wiele było dziewiątych, co bardzo boli - przyznał prezes PZLA Jerzy Skucha. Spośród polskich lekkoatletów w Londynie złoto zdobył Tomasz Majewski a srebro - Anita Włodarczyk.
- Do tej pory nie mówiłem o miejscach punktowanych, a czas poruszyć tę kwestię. Jak dobrze policzyłem, zazwyczaj w imprezach najwyższej rangi mieliśmy ich od 10 do 14. W Londynie się zawiodłem. O ile po zeszłorocznych mistrzostwach świata w południowokoreańskim Daegu narzekałem na zbyt dużo, bo aż pięć miejsc czwartych, o tyle na olimpiadzie za wiele było dziewiątych, co bardzo boli. Taka lokata to żadna lokata, nie daje szansy na stypendium, na specjalne szkolenie - podkreślał Skucha.

Gwiazdami lekkoatletycznej reprezentacji byli Majewski - po raz drugi z rzędu triumfował w olimpijskim konkursie pchnięcia kulą, oraz Włodarczyk - wicemistrzyni w rzucie młotem. Tymczasem polska ekipa w Londynie liczyła 60 lekkoatletów. - Nie wymagam od nich bicia rekordów życiowych, bo oboje trzeba rozliczać inaczej, ale jak spisali się inni? Tylko męska sztafeta 4x100 metrów pobiła rekord Polski. Pozostali w większości nie poprawiali nawet własnych osiągnięć. Spodziewałem się dużo większej liczby "życiówek", zwłaszcza, że warunki pogodowe wcale nie były brytyjskie, przeciwnie - były dobre i bardzo dobre, bez deszczu - podkreślił prezes PZLA.

Skucha zwrócił uwagę na konieczność weryfikacji minimów uzyskiwanych przez zawodników przed najważniejszymi imprezami. - To pomysł na gorąco, ale warty rozważenia. Przed igrzyskami mieliśmy mało czasu, dlatego zdecydowaliśmy, że lekkoatleci nie muszą powtarzać wyników na poziomie kwalifikacji światowej federacji "A". Myślę, że warto spróbować w ten sposób - sportowcy uznani, którzy sprawdzają się w wielkich zawodach, musieliby ten rezultat osiągnąć raz i mogliby zająć się przygotowaniami. Ale tacy dopiero wchodzący do reprezentacji, marzący o sukcesach, powinni na dwa-trzy tygodnie przed startem osiągnąć lub zbliżyć się do tego wskaźnika - tłumaczył prezes.

PAP, arb