Wójcik: wezwałbym Al-Kaidę, żeby wysadziła PZPN w powietrze

Wójcik: wezwałbym Al-Kaidę, żeby wysadziła PZPN w powietrze

Dodano:   /  Zmieniono: 
Janusz Wójcik, fot. MICHAL STAWOWIAK / NEWSPIX.PLŹródło:Newspix.pl
Są specjaliści - ci którzy obecnie pracują w klubach i na ul. Bitwy Warszawskiej 1920r. (siedziba PZPN – przyp. red), właściwie pseudospecjaliści, którzy jeszcze otworzą kanały i sprowadzą polską piłkę pod powierzchnię ziemi. W tym kierunku to idzie – mówi w obszernej rozmowie z Wprost.pl były poseł i selekcjoner reprezentacji Polski Janusz Wójcik.
Czytaj także pierwszą część obszernej rozmowy z byłym posłem i selekcjonerem reprezentacji Polski Januszem Wójcikiem. W niej m.in. o planie minister Muchy na naprawę polskiego sportu, przygotowaniach polskich zawodników oraz meczu z Estonią.

Marcin Pieńkowski, Wprost.pl: Trenerze, proszę mi wytłumaczyć co jest w tej reprezentacji, że przychodzi mądry człowiek - i nagle ta mądrość znika? Waldemar Fornalik nagle mówi, że nasza grupa w czasie Euro wcale nie była taka słaba.


Janusz Wójcik, były selekcjoner reprezentacji Polski: Może przygotowuje sobie grunt do miękkiego lądowania po eliminacjach do mistrzostw świata. W takiej grupie gdzie jest Anglia, Czarnogóra i Ukraina...

…i Mołdawia.

…jak Polacy będą grali taki mecz jak ostatnio, to i z  Mołdawią będą problemy.

Najpierw gramy z Czarnogórą, później z Mołdawią i Anglią.

Jeśli w tych trzech meczach zdobędziemy jeden punkt, to zawodnicy mogą jechać na drugą część wakacji. Mogą się spakować i lecieć, żeby się odstresować i odblokować psychicznie po nieudanych historiach w reprezentacji. A później wrócić do lig zachodnich, gdzie grają albo siedzą na ławkach.

Może Fornalik mówiąc, że grupa na Euro nie była taka słaba, chce znaleźć język z piłkarzami grającymi w tej reprezentacji. To są zawodnicy, którzy grali na tym turnieju.

Sugeruje pan, że trener prosi, a właściwie błaga: ja nie będę do was miał pretensji. Chcieliście, ale wam nie wyszło?

W meczu z Estonią ani razu nawet nie krzyknął. Stał przy linii i obserwował.

Może zabronili mu krzyczeć ci, którzy z nim pojechali.

A  myśli pan, że jakby krzyknął na któregoś z nich, np. na Roberta Lewandowskiego czy Kubę Błaszczykowskiego, to byłby jakiś efekt?

Jakby na Kubę krzyknął – ciężko powiedzieć jakby Błaszczykowski zareagował.

Może spytałby o kolejne bilety.

Tak, może spytałby: a gdzie bilety dla rodzin? Dla mojej ekipy, która też miała lecieć ze mną na ten mecz? (śmiech). Wygląda to źle. Już przed meczem było widać, że zawodnicy w stosunku do mediów - nie mówię, że mają być wylewni, bo nie zawsze jedni i drudzy są w stosunku do siebie w porządku, ale byli agresywni, opryskliwi. Tak się zachowywali, jakby byli przynajmniej medalistami Euro 2012.

Nie wydaje się panu, że to problem w hierarchii? W reprezentacji nie rządzą ludzie, którzy powinni, nie rządzi trener, który powinien mieć własne słowo i o wszystkim decydować. Lewandowski wychodzi do mediów po meczu z Czechami i mówi, że zawinił Smuda. Że źle ich przygotował, źle dobrał taktykę. Przed meczem z Estonią zapowiadał, że będzie pomagał trenerowi Fornalikowi wejść do reprezentacji, a po meczu znowu skrytykował taktykę.

Ale gdzie wejść przepraszam? Do szatni? A co, trener Fornalik pomylił szatnię z toaletą? To może Lewandowski powinien zostać asystentem!

To chyba sposób na zrzucanie odpowiedzialności z siebie na selekcjonera. To on będzie winny ewentualnej porażki.

Najprościej poszukać tego jednego, który siedzi na ławce i nie kopie tej piłki bardziej czy mniej udolnie. Nie mówiąc już o graniu, bo to jest słowo niezrozumiałe dla naszych niektórych piłkarzy. Ja nie mówię, że tylko piłkarze są słabi. Winni są wszyscy ci, którzy tworzyli tą reprezentację, przygotowywali ją. Ale i sami zawodnicy, którzy się przygotowywali. Przecież oni sami widzą i czują, że nie są wystarczająco przygotowani. To nie są ludzie, którzy mają po szesnaście lat. Sami powinni podejść jeden z drugim do trenera czy asystenta i poprosić: panie trenerze tego i tego jest za mało, powinniśmy trochę ostrej może.

Myśli pan, że któryś z naszych piłkarzy podejdzie i powie, że chce więcej pracować? Ja tego nie widzę.

Ja miałem jeszcze większe gwiazdy w swojej drużynie, nie tylko narodowej…

Może wtedy piłkarze byli inni.

Jednym się chciało, innym się nie chciało. Ja już kiedyś nawet mówiłem o Wojciechu Kowalczyku, że on nawet jak prosto z baru przyjdzie po kilku piwach, to będzie grał lepiej niż inni, którzy opowiadają, że są piłkarzami.  Taka była prawda. Moi zawodnicy wiedzieli co mają robić. Ale oni szli za mną, a ja za nimi w ogień. Był taki mecz, który miałem grać zaraz po mundialu we Francji. Ja się temu sprzeciwiałem, mówiłem: wszyscy są na wakacjach, nikt nie trenuje, jak mamy grać? Tymczasem Ukraińcy, z którymi mieliśmy zagrać, się przygotowywali, bo mieli jakiś turniej. Ściągali najlepszych zawodników - Szewczenkę i innych. Mamy jechać, żeby dostać po łbie? W końcu okazało się, że musieliśmy pojechać. Ściągnąłem zawodników z wakacji, z Malediwów, Dominikany itd. Oni wszyscy pozostawiali żony, narzeczone, kochanki i przyjechali w określonym czasie do Warszawy, chociaż żadna kara im nie groziła. Polecieliśmy na Ukrainę do Kijowa i ograliśmy Ukrainę 2:1.

Jakiś czas temu mieliśmy podobną sytuację, kiedy reprezentacja leciała na niewiele znaczący mecz. Wojciech Szczęsny powiedział wtedy, że może złapie kontuzję na to spotkanie. I złapał.

Może Wojciech Szczęsny, jak mu strzelał ten Estończyk w ostatnim meczu, też powiedział: a chyba mi strzeli. I strzelił. Jeśli ja bym usłyszał taki tekst, a byłbym trenerem reprezentacji, to taki człowiek miałby przerwę jeśli chodzi o występy w kadrze. Powiedziałbym, żeby odpoczął, psychicznie zrównoważył i potem możemy porozmawiać. Tyle. Ale jak się nie reaguje, to potem zdarzają się różne dziwne rzeczy.

My mówimy, że przygotowania są złe, że trener jest słaby. Może problemem jest parasol ochronny nad zawodnikami. Nikt nie mówi, że Robert Lewandowski - wielki zawodnik - w reprezentacji jest tylko cieniem samego siebie. Jakub Błaszczykowski wychodzi po dwóch godzinach po przegranym meczu z Czechami i raptem mówi, że nie ma biletów, za małe były premie startowe. Potem mija miesiąc - i on znowu zostaje kapitanem reprezentacji.

To prawda. Przykładem powinien służyć Andrea Anastasi. On nie zrobił jakiejś wielkiej rewolucji w przygotowaniach czy w szkoleniu, bo było widać na igrzyskach, jak dostaliśmy w d..ę od Bułgarii, potem Australijczycy jeszcze poprawili, a Rosjanie pokazali w którą stronę trzeba uciekać do lasu. Anastasi zrobił rewolucję kadrową. To wystarczyło, żeby drużyna zupełnie inaczej spojrzała, zaczęła inaczej grać. Ale to było za mało na igrzyska, które są na znacznie wyższym poziomie niż Liga Światowa.

Ale wróćmy do piłki, bo nie będziemy przecież rozmawiać o jakichś siatkówkach. Fornalik, jeśli nie będzie miał wsparcia w ludziach, którzy mu pomogą, sam sobie nie poradzi. Powinien mieć pomoc doświadczonych szkoleniowców, którzy coś osiągnęli, coś przeszli w trakcie swojej kariery reprezentacyjnej.

Pojawia się pytanie, kto mógłby się w tej grupie pojawić?

Jest tylu mądrych ludzi… Mądrych i niemądrych.

Ale pan wie, kto siedzi w związku i kto uważa się za najmądrzejszego.

Ten kto się uważa za mądrego, wcale nie musi być mądry. Ci, którzy najczęściej mówią, że są mądrzy, wcale tacy nie są. Wyniki same świadczą o ludziach.

Posadziłby Pan w takim kolegium np. Antoniego Piechniczka?

Nie rozmawiamy w tym momencie, o tym, kogo bym posadził czy wysadził... w powietrze. To nie chodzi o to, żeby ktoś za Fornalika robił robotę. Chodzi o to, żeby on czuł wsparcie innych. Tego brakowało Frankowi Smudzie. On na rok przed Euro wychodził z inicjatywą, żeby taka grupa powstała. Ktoś mógłby mu doradzić, z kimś mógłby się skonsultować.

Ale później trener nie chciał już nikogo słuchać.

Od tego jest związek. To jest reprezentacja narodowa a nie czyjś prywatny folwark. Chyba, że podczas podpisywania kontraktu ktoś powie: panowie ja przegram jeden, drugi, trzeci mecz i podaje się do dymisji. Proszę bardzo. Ale widział pan kogoś, kto by coś takiego podpisał?

Nie, ale pamiętam Zbigniewa Bońka, który rzeczywiście odszedł.

On w jakimś sensie uciekł z reprezentacji.

Tłumaczył się sprawami osobistymi.

To jest Zbyszka Bońka sprawa prywatna. On na pewno wszystko sam dobrze wie i sam sobie to ocenił.

A to nie jest tak, że żeby mieć dobrą pierwszą reprezentację, to najpierw trzeba mieć dobrą ligę?

Jak się nie ma dobrej ligi – a my takiej nie mamy - to trzeba  wyselekcjonować najzdolniejszą grupę młodych ludzi która może jeszcze jest w kraju, a nie ma warunków żeby się przygotować. Trzeba ją stworzyć i prowadzić.

Ale może warto byłoby w jakiś sposób wzmocnić ligę, podnieść jej poziom?

W jaki sposób?

Chociażby zacząć przestrzegać przepisów licencyjnych, które są nagminnie łamane.

Zgadza się. Związek pozwolił na to, żeby zamiast szkolić młodych, utalentowanych chłopaków i pozwolić im się zaprezentować na boiskach, do Polski można było ściągać pseudopiłkarzy z zagranicy, którzy obniżyli poziom. Najlepszym przykładem jest Legia Warszawa. Kto przyszedł tam z ŁKS?

Marek Saganowski

Brawo, A kto strzela dla nich bramki

Saganowski... 

...Brawo...

.... i Danijel Ljuboja.

A, to czasem.

Ostatni dwumecz w pucharach Legia wygrała głównie dzięki niemu.

(śmiech)Z kim oni grali? Z ekspedientami jakimiś, żeby nie obrażać kelnerów, bo nie wiem czy i ludzie z gastronomii by ich nie pogonili. Każdy zawodnik z zagranicy powinien po pierwsze być wzmocnieniem w linii, w której ma grać, a po drugie powinien być wzorem dla młodszych. Związek, który ma taką siłę, władzę, powinien powiedzieć stop, koniec, nie ma transferów. Pieniądze, które wydalibyście na sprowadzenie nowych piłkarzy lokujcie w szkolenie, trenerów i inne rzeczy, które przynoszą efekty.

Obcokrajowców w ogóle nie powinno się sprowadzać?

Pamiętam, jak byłem w Pogoni Szczecin i mieliśmy zgrupowanie w Wiśle. Co chwilę mi kogoś podrzucano. Brałem takich dżentelmenów w góry i mówiłem: pokażcie mi, jak wy biegacie. Nie jak kopiecie piłkę, bo to dopiero na drugi dzień, ale jak wy w ogóle biegacie. Okazywało się, ze już po takiej zabawie biegowej można było powiedzieć: pakuj się kolego, zjedz kolacje, zjedz śniadanie, albo jak chcesz, to już teraz jedź. To była prosta selekcja.

A my mamy w Polsce w ogóle jakąś myśl szkoleniową, dobrych trenerów?

Myślę, że mamy. Z każdego z tych trenerów, którzy jeszcze są, można by wydobyć to, co ma najlepszego. Tylko trzeba jeszcze wiedzieć jak. Jeżeli się tego nie robi i idzie się  drogą eksperymentalną, to jest tak, jakby jakiś wyciągnięty skądś niedźwiadek miał rozbroić bombę. Wiadomo, że wyleciałby w powietrze. Ale jeśli zabiera się do tego specjalista, to robi to błyskawicznie i wszyscy mogą skakać z radości. Niestety tak nie jest i ciągle mamy jakieś wybuchy.

I wtedy zwalnia się trenera.

Nie trzeba go wcale wyrzucać. On sam się wysadza w powietrze. Ale to pseudotrener, bo zawodowiec wie jak to zrobić po prostu.

Jak już jesteśmy przy trenerach, to zastanawia mnie kwestia przygotowań. Tyle się o nich mówi, tyle pieniędzy na nie wydaje, a mieliśmy jakiś czas temu przykład Rafała Grzyba, który nie miał klubu i zimą biegał po parku. Jak – przygarnięty przez Jagiellonię Białystok - zagrał w pierwszym meczu ligowym, to okazało się, że jest przygotowany lepiej niż większość ligowców.

Podał pan akurat przykład piłkarza, który niewiele osiągnął. Ja panu pokażę lepszy - zawodnika, który grał w reprezentacji olimpijskiej, w pierwszej reprezentacji i poza granicami kraju. Mam na myśli Piotrka Świerczewskiego. On też się przygotowywał w swoim okresie sam.  Jak spytano go, jak to robił, to odpowiedział, że chodził na dyskoteki, siłownię i aerobik.  A potem grał i strzelał bramki.

To też ciekawa kwestia. Tyle się teraz mówi o profesjonalizmie, o tym, że piłkarz nie powinien pić, nie powinien palić. Artura Boruca i Michała Żewłakowa wyrzuca się z kadry bo wypili trochę wina, a za pana czasów mówiło się o tym, że zawodnicy w bidonach zamiast wody mają wódkę…

Wódka w bidonie to była dla szkoleniowców i nie sama, ale rozcieńczona delikatnie (śmiech). Wcześniej jeszcze, jak grałem w Gwardii Warszawa, też było inaczej. Pamiętam, jak trener poprosił Rysia Szymczaka, świetnego piłkarza, żeby wyszedł na rozgrzewkę. Rysiu mówi: nie trenerze, chłodno jakoś jest. Ale Rysiu, to rozgrzewka przecież – przekonywał trener. Nie trenerze, ja tu mam kaloryfer ciepły, to się ogrzeję – upierał się Szymczak. Pobiegał tylko po korytarzu, wyszedł na boisko, strzelił dwie bramki i wygraliśmy.  Ale tylko wybitni piłkarze mogli sobie na to pozwolić. A niech mi pan pokaże teraz takiego jednego wybitnego. 

To jaki pan widzi sposób na poprawę kondycji polskiej piłki?

Myślę, że trzeba jakoś trząchać tymi panami z PZPN-u i wskazywać, że źle się dzieje. Jak oni udają, że jest dobrze, to doprowadzą do tego, że ludzie przestaną przychodzić na stadiony. Ekstraklasa stoczyła się do maksymalnie niskiego poziomu.

Myśli pan, że gorzej już być nie może?

Pewnie może. Są specjaliści - ci którzy obecnie pracują w klubach i na ul. Bitwy Warszawskiej 1920r.  (siedziba PZPN – przyp. red), właściwie pseudospecjaliści, którzy jeszcze otworzą kanały i sprowadzą polską piłkę pod powierzchnię ziemi. W tym kierunku to idzie.

A dlaczego pan nie dostał licencji trenerskiej?

Myślą teraz, zastanawiają się. Jak nie dadzą, to będzie wojna i to na całego. Obawiam się, że może dojść do sytuacji, gdy będziemy walczyć przed Trybunałem Konstytucyjnym.

Niech pan powie szczerze: kupował pan mecze, czy nie?

Za co? Pan myśli, że ja mam kopalnię złota, że mogłem kupić co chciałem? Jakbym miał pieniądze, to bym wezwał chłopców z Al-Kaidy żeby wysadzili tych idiotów ze związku.

Zarzuty pan jednak usłyszał.

Usłyszałem i co? Chce pan mieć zarzuty, to zaraz się ktoś znajdzie i panu przypiszą. Lekko w cieniu, to każdy z obywateli ma.