"Mucha chce ratować polski sport? Może go zniszczyć"

"Mucha chce ratować polski sport? Może go zniszczyć"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Joanna Mucha (fot. Piotr Charchula / newspix.pl) Źródło: Newspix.pl
- Ministerstwo chce pokazać, że podjęło decyzję, ale tak naprawdę ucieka od tematu. Gdzie pani minister była od listopada? Zajmowała się tylko Euro. Nagle – po klęsce na mistrzostwach Europy – zajęła się igrzyskami. A gdzie była wcześniej? Czy ona kiedykolwiek spotkała się z prezesami związków sportowych i wysłuchała, jakie mamy problemy? A teraz chce się zrobić świętą i przedstawia pomysły na uzdrowienie sportu – krytykuje Joannę Muchę Jacek Bierkowski, prezes Polskiego Związku Szermierczego.
Olimpijska klęska polskich sportowców skłoniła Ministerstwo Sportu i Turystyki do poszukiwania sposobu na uzdrowienie polskiego sportu. Oprócz rozwijania go na najniższym szczeblu – tym powszechnym – minister Mucha proponuje wyłonienie grupy najważniejszych dyscyplin sportowych, nazywanych katalogiem sportów strategicznych, w które inwestowane byłaby większość publicznych  środków. Co na to środowisko sportowe? Jest – delikatnie mówiąc – sceptyczne.

Strategiczna czyli która?

Najwięcej wątpliwości budzi istota strategicznej dyscypliny sportu. - Wszystko zależy od tego, jaką przyjmiemy definicję sportu strategicznego. Mój związek obchodzi w tym roku 90-lecie istnienia. Dotychczas zdobyliśmy 22 medale olimpijskie. Wyjątkowo nie wyszło nam na igrzyskach w Londynie. Gdybyśmy przywieźli z Londynu medal to już byśmy byli strategiczni czy jeszcze nie? Czy polska piłka nożna, która nie może zaistnieć nawet w Europie, jest sportem strategicznym? – pyta prezes Polskiego Związku Szermierczego, Jacek Bierkowski. - To wszystko jest kwestią definicji. Ja bym bardzo bał się dzisiaj tak szufladkować poszczególne dyscypliny. Gdyby nie Sylwia Bogacka, świetna zawodniczka, na pewno nie byłoby dzisiaj w strzelectwie medalu. Czy wobec tego strzelectwo nie miałoby szans na znalezienie się na tej liście? – pyta.

Zamknięta ścieżka kariery

Rozmówcy Wprost.pl zgodnie podkreślają, że stworzenie listy dyscyplin sportowych, które miałyby stać się polską specjalnością doprowadzi do tego, że niektóre konkurencje w Polsce przestaną istnieć. - Jeżeli dzisiaj w klubach szermierki są trenerzy, którzy zarabiają po 500 złotych, a na dodatek ta dyscyplina nie zyska statusu strategicznej, wówczas szermierki nie będzie już uprawiał w ogóle nikt – ostrzega prezes Bierkowski i dodaje: - Polak z pochodzenia, Bartosz Piasecki, zdobył srebrny medal w szpadzie, ale przecież Norwegia w barwach, której Piasecki występuje jest krajem, gdzie nie ma żadnych tradycji szermierczych.

Z kolei Piotr Haczek, dyrektor sportowy Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, przywołuje przykład złotego medalisty z Pekinu w gimnastyce sportowej Leszka Blanika. - Gdyby było tak, że pieniądze szłyby tylko na wybrane dyscypliny, to nie byłoby Blanika – podkreśla. Inwestowanie funduszy w wybranych sportowców wcale nie musi też przynosić efektów. - A jak sukcesów nie będzie to co? Teraz się spodziewaliśmy medali w siatkówce i tenisie ziemnym – zwraca uwagę Wiesława Milewska, dyrektor biura Polskiego Związku Akrobatyki Sportowej. - Często na igrzyska jedzie ktoś, na kogo w ogóle nie stawiamy i odnosi sukces – dodaje.

Według Andrzeja Głaza, sekretarza generalnego Polskiego Związku Zapaśniczego, poszczególne dyscypliny sportowe nigdy nie rozwijają się w sposób jednostajny. Zakręcenie kurka z pieniędzmi może zniszczyć te dyscypliny, które miałyby szansę na rozwój. - Dyscypliny sportowe rozwijają się falowo, mają przebieg sinusoidalny. Nigdy nie jest tak, że jakaś dyscyplina rozwija się ciągle. Nawet jeżeli dana dyscyplina jest na fali, ponieważ są zawodnicy, którzy reprezentują odpowiedni poziom sportowy, później może być dołek. Tak było u nas – przed igrzyskami w Atlancie mieliśmy grupę młodych, wybitnych zawodników, którzy byli dobrze przygotowani do startu. Zdobyliśmy tam pięć medali.

Jest jednak tak, że później taka grupa zdolnych zawodników zostawia po sobie dziurę. Nasi zapaśnicy tak nadawali ton rywalizacji, że przytłaczali wszystkich innych. W nich się inwestowało, bo oni cały czas przywozili medale z mistrzostw Europy, świata, igrzysk. Co mogliśmy – wydusiliśmy z nich. Ale później było już gorzej – tłumaczy Głaza. - Teraz – po wielu latach – polskie zapasy odradzają się. Jednak na mocy decyzji minister Muchy mogłyby zniknąć na zawsze – z braku pieniędzy – dodaje.

Ministerstwo szuka alibi?

Joanna Mucha uzdrawianie polskiego sportu zaczęła od spotkania z dziennikarzami. Sami zainteresowani – członkowie polskich związków sportowych – okazji do rozmowy z minister jeszcze nie mieli. - Ministerstwo chce pokazać, że podjęło decyzję, ale tak naprawdę ucieka od tematu. Gdzie pani minister była od listopada? Zajmowała się tylko Euro. Nagle – po klęsce na mistrzostwach Europy – zajęła się igrzyskami. A gdzie była wcześniej? Czy ona kiedykolwiek spotkała się z prezesami związków sportowych i wysłuchała, jakie mamy problemy? A teraz pani minister chce się zrobić świętą i przedstawia pomysł na uzdrowienie sportu – mówi z goryczą Jacek Bierkowski.

Minister chwali się swoją inicjatywą, ale Piotr Haczek zauważa, że brakuje w niej konkretów. - Nie wiemy jakie kwoty będą przeznaczone na poszczególne działania. Pani minister podpiera się modelem brytyjskim, gdzie są dyscypliny, na które się stawia w większym stopniu. Trzeba jednak sprawdzić czy te dyscypliny mają zapewnione w Polsce to, czego potrzebują – chociażby bazę treningową. Ciężko jest postawić na sport, który nie ma podstaw do rozwoju – podkreśla.