Mąż ofiary Smoleńska o artykule "Rzeczpospolitej": kompromitacja

Mąż ofiary Smoleńska o artykule "Rzeczpospolitej": kompromitacja

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tu-154 rozbił się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku (fot. Wprost) Źródło: Wprost
- To wielka kompromitacja tej gazety, wielka kompromitacja polskiego dziennikarstwa. Ten przykład będzie przez długie lata podawany dziennikarzom na studiach jako coś, co nie powinno mieć miejsca. Natomiast cieszę się, że redaktor naczelny przeprosił za tę karygodną pomyłkę - w ten sposób Paweł Deresz, mąż Jolanty Szymanek-Deresz, która zginęła w Smoleńsku skomentował artykuł "Rzeczpospolitej", w którym można było przeczytać, że na wraku Tu-154M w Smoleńsku polscy biegli znaleźli ślady trotylu i nitrogliceryny.
- Od początku lansuję tezę, żeby się śpieszyć powoli, co nie oznacza, że brakuje mi informacji, zarówno o działaniu polskiej i rosyjskiej prokuratury oraz o działaniach naszego rządu. Myślę, że rzecznik rządu powinien być bardziej aktywny w przekazywaniu nam informacji dotyczących tego, co rząd robi w kwestii smoleńskiej. Dotyczy, to także polskiej prokuratury - przekonywał Deresz.

Czy, zdaniem męża Jolanty Szymanek-Deresz, należy powołać międzynarodową komisję śledczą, która zajęłaby się wyjaśnieniem przyczyn katastrofy smoleńskiej? - Każda działalność zmierzająca do wyjaśnienia tej tragedii będzie dobra - odparł Deresz.

"Materiały wybuchowe we wraku"

30 października "Rzeczpospolita" napisała, że polscy prokuratorzy i biegli badający wrak Tu-154M w Rosji odkryli na nim ślady trotylu i nitrogliceryny. Wyniki ich ekspertyz od kilkunastu dni ma znać prokurator generalny Andrzej Seremet. Polscy biegli pojechali do Rosji ponieważ ich zastrzeżenia wzbudziła rosyjska ekspertyza pirotechniczna, której nie chcieli podpisać bez ponownego przebadania wraku. Prokuratorzy tłumaczyli, że eksperci z Polski mieli wcześniej do dyspozycji zbyt małą liczbę próbek, by wykluczyć obecność materiałów wybuchowych.

Pierwsze badanie na obecność materiałów wybuchowych dało wynik pozytywny - na 30 fotelach lotniczych znajdują się ślady trotylu oraz nitrogliceryny. Substancje te znaleziono również na śródpłaciu samolotu, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem. Ich ilość była bardzo duża. Ślady obecności materiałów wybuchowych nosiły również nowo znalezione elementy samolotu - pisała "Rz".

Prokuratura wojskowa zaprzecza

Płk Ireneusz Szeląg z Naczelnej Prokuratury Wojskowej zaprzeczył doniesieniom "Rzeczpospolitej" jakoby biegli i prokuratorzy stwierdzili obecność trotylu i nitrogliceryny na wraku Tu-154M. - Nie jest prawdą, że na elementach Tupolewa znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny - podkreślił płk Szeląg. Prokurator zaznaczył, że wnioski z działań śledczych w Smoleńsku, jakie przedstawił autor artykułu w "Rzeczpospolitej", może "sformułować jedynie laik".

Szeląg dodał też, iż nie mówił, że na miejscu nie było trotylu lecz tylko że nie stwierdzono jego obecności.

Oświadczenie "Rzeczpospolitej"

"Pomyliliśmy się pisząc dziś  o trotylu i nitroglicerynie. To mogły być te składniki, ale nie musiały. Aby ostatecznie przekonać się, czy to materiały wybuchowe, okazuje się, że potrzeba aż pół roku badań laboratoryjnych. Dopiero wtedy, czyli ponad trzy lata po katastrofie, mamy dowiedzieć się, czy doszło do eksplozji, czy nie" - napisano w oświadczeniu "Rzeczpospolitej".

Redakcja dziennika pyta, dlaczego - jeśli chodzi tylko o cząstki zjonizowane - prokuratura i rząd nie powiadomili opinii publicznej? "Co w tej informacji było tak tajemniczego?" - pyta "Rz". Gazeta chce też wiedzieć, dlaczego prokuratura nie dodała, że z Moskwy przywieziono jedynie odczyty a nie próbki materiałów. Czy teraz - pyta "Rz" - badania będą polegały na sprawdzaniu odczytów, czy znowu na czekaniu na wyniki badań prowadzących w Moskwie?

"Dlaczego wreszcie  prokuratura czekała z podaniem tych informacji do 13.30, w pocie czoła wypracowując staranie swoje stanowisko. Dlaczego dopiero teraz zbadano samolot nowoczesnym sprzętem pirotechnicznym, Rosjanie nie pozwalali, nie było ku temu woli politycznej? Dlaczego wcześniejsze  badania ekspertów uznano za nie wystarczające?" - pyta "Rzeczpospolita" dodając, że na to pytanie prokurator również nie miał jednoznacznej odpowiedzi.

"Teorie o wybuchu na pokładzie bezzasadne"

"Wiemy natomiast, że na wraku odkryto coś, co może być śladem materiałów wybuchowych. To jest pewne" - napisała redakcja "Rz". Jak dodała, nie dowiemy się szybko, czy tak było. Redakcja "Rz" dodała, iż jej zdaniem, sprawdzenie tej informacji powinno być teraz priorytetem komisji, prokuratury i rządu.

"Pisząc to jeszcze raz podkreślamy,  że bezzasadne pozostają teorie o prawdopodobnym wybuchu na pokładzie, ale też w kontekście mnożących się teorii spiskowych, niezrozumiała jest zwłoka i chomikowanie tak ważnych informacji. Które bez naszej publikacji pewnie przez wiele jeszcze miesięcy nie zostałyby ujawnione" - kończy swoje oświadczenie redakcja "Rzeczpospolitej".

Zmiana oświadczenia

Kilka godzin później z oświadczenia redakcji "Rzeczpospolitej" zniknęły słowa o pomyłce. Na stronie dziennika pojawiło się za to wideo, na którym redaktor naczelny gazety Tomasz Wróblewski stwierdził, że "to co było przesłaniem naszej publikacji - że śledztwo się ciągnie i że tak ciężko przychodzi wyeliminowanie tezy o zamachu - pozostaje problemem".

Polskie Radio, arb, "Rzeczpospolita"
Ankieta: Czy wierzysz, że w Smoleńsku mogło dojść do zamachu na Tu-154M?