Gen. Polko o śmierci Musia: jest w tym coś zagadkowego

Gen. Polko o śmierci Musia: jest w tym coś zagadkowego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gen.dyw.dr Roman Polko (fot. roman416/Wikipedia) 
- Choć jestem bardzo sceptyczny wobec wszelkich spiskowych teorii i takich wychodzących poza zakres normalnego myślenia, ale w tej sytuacji, jak w żadnej innej uważam, że trzeba bardzo gruntownie zbadać całą sprawę. Jest coś bardzo zagadkowego w tym, ze ktoś o tak twardym charakterze, jak wojskowy, nagle schodzi do piwnicy i popełnia samobójstwo przez powieszenie - stwierdził w rozmowie z "Faktem" generał Roman Polko odnosząc się do śmierci chorążego Remigiusza Musia, technika pokładowego Jaka-40.
- Dodatkowo, samobójstwo to popełnia człowiek, który wykazał się odwagą, bo mówił na temat katastrofy smoleńskiej inne rzeczy niż te, które dałyby mu święty spokój. Mówił, to, co widział, co słyszał, myślał samodzielnie i nie stosował się do tej ogólnowojskowej zasady - „Nie wychylaj się, to będziesz miał święty spokój” - podkreślił Polko.

Były dowódca GROM stwierdził, że służby wojskowe powinny były chronić chor. Musia. -  Mam nadzieję, że tak było. Służby w takiej sytuacji powinny otaczać go dyskretną ochroną. Myślę, że śledztwo wykaże, że tak było. Oczywiście, nie mówimy o takiej ochronie, że jeździ z nim BOR, ale o dyskretnej ochronie wojskowych służb specjalnych - patrzenia, co się dookoła niego dzieje. Mam nadzieję, że taki nadzór miał zapewniony, bo jeżeli nie, to będę bardzo zaskoczony - powiedział.

Ciało chor. Musia znalazła 27 października jego żona.

10 kwietnia 2010 r. chorąży Remigiusz Muś był technikiem pokładowym, członkiem załogi Jaka-40, którym do Smoleńska lecieli dziennikarze. Maszyna wylądowała na lotnisku w Smoleńsku. Kilkadziesiąt minut później doszło do katastrofy prezydenckiego Tu-154M, na pokładzie którego był m.in. prezydent Lech Kaczyński z małżonką oraz najważniejsi dowódcy Wojska Polskiego, z szefem sztabu generalnego gen. Franciszkiem Gągorem na czele. Chorąży Muś na kilka minut przed katastrofą ostrzegał załogę Tu-154M o pogarszającej się widoczności na Siewiernym.

Załoga Jaka-40 relacjonowała, że z wieży kontrolnej Siewiernego trzy razy padła komenda, zgodnie z którą załogi podchodzących do lądowań maszyn miały zejść do wysokości 50 m i wykonać manewr odchodzenia, jeśli nie uda im się zobaczyć pasa - pisze "ND".

ja, "Fakt", "Nasz Dziennik"