Bohaterowie są zmęczeni

Bohaterowie są zmęczeni

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Warsaw '44" - tak brzmi tytuł komediowego serialu, którego produkcję rozpoczęła jedna z sieci telewizji kablowych w Stanach Zjednoczonych
Akcja toczy się w okupowanej Warszawie w barze prowadzonym przez właściciela nazwiskiem Polaczek. Tutaj spotykają się polscy konspiratorzy, niemieccy żołnierze i zakonspirowany radziecki generał. W ten sposób ma powstać oparty na rodzimych realiach odpowiednik popularnego w Polsce serialu "Allo, Allo". W połowie marca do kin wejdzie film "Życie jest piękne" Roberto Benigniego, relacjonujący epizod z okresu Holocaustu w konwencji komediowej. Szykuje się kolejna polska dyskusja na temat narodowych tabu, szyderstwa i obrony wartości.

Przed nami kolejny fragment wiekowego sporu, który ostatnią kulminację odnotował w latach 60. Otwierała go wówczas burza prasowa po premierze "Kanału" Andrzeja Wajdy w kwietniu 1957 r., a zamykała dyskusja wokół "Rzeczy listopadowej" Ernesta Brylla w listopadzie roku 1968. Później temat kilkakrotnie powracał rykoszetem w latach 70.: a to przy okazji występów teatrzyku "eref" Ryszarda Filipskiego, a to po premierze filmu "Hubal" Bohdana Poręby. W następnym dziesięcioleciu tę samą strunę trącali publicyści tygodnika "Rzeczywistość". A dziesięć lat później temat powrócił po projekcji filmów "Psy" Władysława Pasikowskiego, "Rozmowy kontrolowane" Sylwestra Chęcińskiego czy "Człowiek z..." Konrada Szołajskiego. Pytania powtarzały się. Czy polski czyn zbrojny może podlegać ocenie krytycznej i szyderczej? Czy kpina z naszej bohaterszczyzny nie jest próbą demontażu polskiej historii? Czy nasz charakter narodowy jest zagrożony roztopieniem się w kosmopolitycznym tyglu europejskim? I wreszcie: jaką pedagogikę zastosować wobec młodzieży, której imponuje stan konta bankowego rodziców, a nie ich czyn zbrojny?
Stan przeczulenia społecznego na punkcie wartości kombatanckich i narodowych dał o sobie znać już krótko po odwilży 1956 r. Najpierw zaatakowali młodzi. W maju 1956 r. na łamach "Po prostu" rozgorzała dyskusja na temat nowego bohatera literackiego, jakiego upublicznił Marek Hłasko, wydając opowiadanie "Pierwszy krok w chmurach". Zarówno para zakochanych przeżywających pierwsze miłosne wtajemniczenie w działkowej altanie, jak i podpatrujący ich malarz pokojowy byli zainteresowani - każdy na swój sposób - tylko tym, co rozgrywa się w ich najbliższym otoczeniu, przy całkowitej obojętności na przykład dla problemów gospodarczych kraju. Rok później przez prasę przetoczyła się polemika o dwuznacznej legendzie AK, którą swoimi "Kolumbami" przypomniał Roman Bratny. Kiedy z końcem 1958 r. Stanisław Grochowiak w artykule "Karabela zostanie na strychu" na łamach "Współczesności" zaapelował, aby wyciszyć w kulturze polskiej tony kombatanckie, dyskusja redakcyjna była tak zażarta, że zakończyła się rozłamem w zespole pisma. Burzę ściągnął na swoją głowę Krzysztof Teodor Teoplitz, który na łamach "Przeglądu Kulturalnego" opublikował cykl artykułów "Polak ťmodel 62Ť". Udowadniał w nich, że społeczeństwo jest znużone i znudzone nieustannym przetrawianiem kombatanckiej przeszłości i coraz chętniej angażuje się w powiększanie własnego stanu posiadania.
Młodej prasie i literaturze sekundowało kino. Po serii filmów obracających się wokół problemu przodownictwa pracy ("Dwie brygady" Eugeniusza Cętalskiego) czy knowań obcej agentury ("Niedaleko Warszawy" według scenariusza Adama Ważyka) niebezpieczny okazał się nawet tak niewinny obraz jak "Człowiek na torze" Jerzego Kawalerowicza, który przed premierą w 1957 r. cały rok leżakował na półkach. W tym samym roku na ekrany kin wszedł "Kanał" Wajdy. Rozczarowanie kombatantów było ogromne. Pierwszy po wojnie film poświęcony powstaniu nie rozgrywał się na barykadach stolicy, lecz w kanałach, a powstańcy nie ginęli, rzucając się z butelką na czołgi, ale pogrążając się w szaleństwo, tonęli w brei odchodów wielkiego miasta. Z początkiem 1958 r. na ekranach pojawiła się "Eroica" Andrzeja Munka. Bohater sekwencji powstańczej, drobny kombinator i pijaczek, pęta się wśród ruin warszawskich mało zainteresowany walką zbrojną, ale za to silnie wciągnięty w drobne kombinacje handlowe. Jeszcze dwa lata i można było zobaczyć "Zezowate szczęście" Andrzeja Munka. Kampania wrześniowa została tu pokazana skrótowo w scenie ucieczki wrześniowego żołnierza przez pole kapusty, nad którym pikuje niemiecki samolot. Ekranowy wizerunek Bogumiła Kobieli wyjątkowo nie konweniował z wyobrażeniem żołnierzy września o sobie samych. Największą, choć dziś już zapomnianą, dyskusję w dziejach rodzimej kinematografii rozpętały jednak "Popioły" Andrzeja Wajdy. Wypowiadali się wszyscy - od Krzysztofa Teodora Teoplitza po Tadeusza Kotarbińskiego. "Popioły" były tematem pretekstowym: chodziło o odpowiedź na pytanie, jaką metodą społeczeństwo powinno się przeciwstawiać narzuconej władzy - drogą buntu czy pracy w typie pozytywistycznym. Dla jednych polemistów Somosierra była nierozważnym upustem cennej polskiej krwi, dla innych - dowodem żywotności ducha narodu. A tymczasem kina przy ogromnej frekwencji wyświetlały "Krzyżaków" Aleksandra Forda, plakatową pochwałę polskiego czynu zbrojnego, doglądaną na etapie produkcji osobiście przez Władysława Gomułkę. Pierwszemu sekretarzowi nie podobały się bowiem miazmaty bezideowości, rozsiewane przez twórców młodszego pokolenia. Już w 1959 r. Gomułka na III zjeździe partii grzmiał o bezideowości pisarzy. Pryncypialny atak przypuścił na XIII plenum w 1963 r. zwłaszcza na tzw. czarną literaturę i filmy szkoły polskiej. Rok później "literaturę wymierzoną w socjalizm" potępił z trybuny V zjazdu PZPR. Potem w Lublinie na zjeździe ZLP w przemówieniu inauguracyjnym powtórzył te same zastrzeżenia wobec literatów. W 1967 r. na VII plenum analogiczne zarzuty postawił prasie i literaturze Stefan Olszowski. Pomarcowe wystąpienie Gomułki jest znane aż nazbyt dokładnie.


Bohaterstwo i bohaterszczyzna ciągle pozostają żywym tematem kultury polskiej

Z roku na rok Gomułka, "kościany dziadek" polskiego socjalizmu, coraz słabiej zdawał sobie sprawę z tego, że wyrasta zupełnie nowe pokolenie, dla którego doświadczenie wojenne rodziców nie ma już większego znaczenia. Stąd wściekłość I sekretarza, gdy w 1962 r. obejrzał "Nóż w wodzie" Romana Polańskiego. Dwóch karierowiczów ze średniego i młodszego pokolenia koncentruje się tam na zdobyciu luksusowego jachtu, samochodu i kobiety. Żadnej ideologii - poza rozpanoszonym konsumpcjonizmem. Nic więc dziwnego, że rozwścieczony Gomułka rzucił popielniczką w ekran telewizora marki Belweder.
Atmosferę "rewizjonizmu" od 1956 r. podsycał również kabaret. Pochodząca z tego roku premiera programu "Radość poważna" gdańskiego Bim-Bomu, autorstwa Zbigniewa Cybulskiego i Bogusława Kobieli, zawierała kpinki z rodzimej kawalerii w trakcie jej wrześniowej interwencji zbrojnej. We wrześniu zaczęła działać Piwnica pod Baranami. Jej pierwszy program - "Polska stajnia narodowa" - zawierał wykonywane w formie piosenki lub melodeklamacji teksty Marksa, pojawiające się na przemian z rozkładem jazdy, wierszami Tuwima i hasłami z encyklopedii. Jerzy Afanasjew, prezentując program swego rodzinnego "Cyrku", odgrywał na estradzie ułana, przypinając sobie ostrogi do bosych stóp i imitował szarżę, ujeżdżając beczkę prochu.


Dla jednych Somosierra była nierozważnym upustem polskiej krwi, dla innych - dowodem żywotności ducha narodu

Rozsierdzeni kombatanci przystąpili do kontrofensywy. W filmie kształtowanie wzorca patriotycznego oddano Jerzemu Passendorferowi. To on w "Barwach walki" wykreował krzepkiego bohatera ludowego o szczerej, szerokiej fizjonomii Wojciecha Siemiona. Ów prosty a oddany władzy ludowej kapral Naróg w kolejnej wojennej agitce pt. "Kierunek Berlin" musztruje fircykowatego powstańca warszawskiego, obiecując, że dopiero służba w Ludowym Wojsku Polskim nauczy tego inteligenckiego gogusia prawdziwego życia. Poważnej interwencji publicystycznej w tej sytuacji podjął się pułkownik Zbigniew Załuski, autor "Siedmiu polskich grzechów głównych" (1962 r.). "Chwalcy narodowej jatki, pełni najlepszej woli, ale naiwni szkodnicy, dają się użyć poważniejszym manipulatorom w rodzaju Melchiora Wańkowicza oraz nieświadomej rzeczy młodzieży" - ostrzegał pułkownik, po czym obszernie demaskował knowania szyderców. "W ten sposób otrzymujemy cały komplet kluczowych wydarzeń w naszej historii potraktowanej jako przedmiot drwin. Komplet reprezentatywnych wydarzeń naszej historii - według osobliwego wykładu. Komplet bezmyślnych, idiotycznych błazeństw, zakończonych zwykle mniejszą czy większą ilością trupów. Cmentarz polski". Młodsi dają się wziąć na lep płaskiego konsumeryzmu. Więcej nawet - poniekąd wyprzedają ojczyznę za namiastki zachodniego dobrobytu. Załuski relacjonuje: "Niemały tłumek wystaje zawsze przed wystawami komisów, przed byle żyletką czy ożywiającą but pastą ťKiwiŤ, a przed każdym nowym samochodem koło Bristolu czy Grand Hotelu odbywają się całe misteria, uroczyste msze neofitów nowej religii - ťanacjonalizmu konsumpcyjnegoŤ". Załuski diagnozuje: "Są to w gruncie rzeczy bardzo nieszczęśliwi młodzi ludzie, których nauczono wstydzić się własnej ojczyzny, pogardzać własnym narodem, którym zaszczepiono wstręt do samego siebie".
Grono stronników Załuskiego sprokurowało także zbiorowy portret formacji szyderców. Okazywał się jednocześnie wyrazem fobii antyinteligenckich. Problem bohaterszczyzny Bohdan Drozdowski nazwał ("Życie Literackie") wymysłem "garstki oderwanych bawidamków i oczajduszów, którzy właśnie najusilniej topią w naszej przeszłości swoje sobowtóry albo je tworzą, nie znajdując oryginalnych". Jan Dobraczyński ("Kierunki") w zaangażowaniu oponentów Załuskiego widzi spisek nierozważnej młodzieży i pisarzy starszych, ze znacznie już obciążoną hipoteką. "Maczali w tej zabawie ręce już bardzo dojrzali ťmłodzieńcyŤ - pisze Dobraczyński - nieraz łaskawie pozwalający na trawestowanie w sposób cyniczny swych własnych utworów, napisanych w momentach acynicznego katzenjameru". Zwolennicy postawy ideowej, za jaką optował Załuski, domagali się wyraźnego wdrożenia w praktykę ideologiczną jego historycznych i pedagogicznych wniosków. Celowały w tym zwłaszcza pisma Stowarzyszenia Pax, które porozumienie marksistów z katolikami proponowały budować na bazie "minimum moralnego". Wojciech Janicki pisał w "Kierunkach": "Szkoda, że Załuski nie umie dostrzec, oczywistych dla wszystkich ludzi dobrej woli, społecznych wartości światopoglądu chrześcijańskiego i jego roli w walce przeciw zobojętnieniu moralnemu. Szkoda, że w tym samym czasie, kiedy wybitny filozof marksistowski, prof. Schaff, pisze o wspólnocie humanizmów i płaszczyźnie ich spotkania w zwalczaniu antyhumanizmu, ťktórego tak wiele w świecie współczesnymŤ, marksistowski publicysta miary Załuskiego generalnie odsuwa katolików poza obóz postępu i prowadzi linie podziału w myśl kryteriów światopoglądowych". O ocalenie zagrożonej postawy "moralno-politycznej" narodu apelowała też "Trybuna Ludu", wskazując w artykule pióra Ludwika Krasuckiego, że "książka Załuskiego skierowana jest przeciwko inercji etycznej i pustce moralnej, przeciwko obrazoburstwu, które wyszydza nie tylko śmieszność i paradoksy, lecz także ideały, bez których zdrowe społeczeństwo obyć się nie może".
Historia tym sporom dopisała znaczącą puentę. Mieczysław Moczar wdał się w dyskusję o bohaterszczyźnie i bohaterstwie jeszcze w dobie przełomu popaździernikowego. Na łamach "Po prostu" w 1957 r. podjął próbę rehabilitacji Brygady Świętokrzyskiej NSZ. Wyraźnie oddzielał wówczas manipulację dowództwa zaprzedanego Londynowi od czynu żołnierskiego, który nie podlegał dewaluacji. Kult heroicznej przeszłości pozostał niekwestionowany. W 1968 r. generał Moczar mówił w wywiadzie: "Nieprzypadkowo tych, którzy operowali pogardliwym określeniem ťbohaterszczyznaŤ, spotykamy wśród inspiratorów i organizatorów zajść marcowych".
Więcej możesz przeczytać w 11/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.