Naciągana popularność Putina

Naciągana popularność Putina

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rosyjski ośrodek badania opinii publicznej ukrył wyniki sondaży, z których wynika że popularność prezydenta Putina wcale nie jest tak wysoka jak podano ostatnio.
Popularność prezydenta Władimira Putina, którego - według sondażu - popiera 83 proc. Rosjan, wcale nie oznacza poparcia dla jego polityki i jest raczej wyrazem "nadziei" - pisze opozycyjny dziennik "Kommiersant".

Gazeta ujawnia szczegóły sondażu Wszechrosyjskiego Centrum Badania Opinii Społecznej (WCIOM), które nie zostały opublikowane na stronie internetowej ośrodka i przemilczane zostały przez rosyjskie media.

Po sondażu na stronie WCIOM pojawiły się w środę bardzo korzystne dla Putina rezultaty - pięciu na sześciu Rosjan jest zadowolonych ze sposobu, w jaki sprawuje on urząd prezydenta, a jedynie 15 proc. jego prezydentura się nie podoba.

"Kommiersant" powołuje się jednak na dostarczone mu przez WCIOM całościowe rezultaty sondażu. Te są o wiele mniej zadowalające dla  gospodarza Kremla.

I tak 49 proc. Rosjan jest niezadowolonych ze sposobu, w jaki Putin "wprowadza w kraju porządek" (47 proc. polityka prezydenta w  sprawach wewnętrznych się podoba), 62 proc. nie przypadła do gustu polityka prezydenta w celu "podwyższenia poziomu gospodarczego (kraju) i dobrobytu obywateli", zaś tylko 33 proc. było odmiennego zdania.

Blisko trzy czwarte Rosjan nie zgadza się z Putinem w kwestii czeczeńskiej - jego wysiłki na rzecz "pokojowego uregulowania" w  republice negatywnie ocenia 74 proc. rodaków, a dokładnie tyle samo uważa za "nieudane" działania w celu "pokonania bojowników czeczeńskich".

Szef WCIOM Jurij Lewada stwierdził w wypowiedzi dla gazety, że  Putin dla Rosjan "nie jest prezydentem sukcesu, tylko prezydentem nadziei", tłumacząc tym samym socjologiczny paradoks, w którym spora część Rosjan ufa człowiekowi, z którym się nie zgadza.

Sześciopunktowy wzrost notowań gospodarza Kremla w porównaniu do  poprzedniego miesiąca rosyjski socjolog interpretuje jako rezultat tragedii na Dubrowce, gdzie czeczeńskie komando przetrzymywało przez 57 godzin ponad 750 zakładników.

"Kommiersant" ilustruje tę wypowiedź danymi, według których na  zamachach "korzystało" już w przeszłości wielu przywódców -  Margaret Thatcher (wzrost o 7 punktów z 41 proc. do 48 po wybuchu bomby w hotelu "Grand" w czasie zjazdu partii konserwatywnej w  1984 roku), Bill Clinton (z 37 do 46 po wybuchu w 1993 roku bomby w Wold Trade Center i z 59 do 70 po zamachu w Oklahoma City) i  wreszcie George W. Bush po zamachach 11 września (wzrost notowań z  56 do 79 proc.).

Lewada zwrócił uwagę, że jednocześnie wzrostowi wiary w Putina towarzyszy niezadowolenie z postawy wielu innych władz -także tych, którym Putin ufa.

Trzy czwarte Rosjan uważa np., że za zamach na Dubrowce powinno zostać ukarane kierownictwo MSW, Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) i inne struktury siłowe. Tymczasem Putin nie  zdecydował się ani na dymisję szefa MSW Borysa Gryzłowa, który na  dodatek stanął w ubiegłym tygodniu na czele prezydenckiej partii Jedna Rosja, ani na ukaranie szefa FSB Nikołaja Patruszewa.

Co na ten temat sądzą Rosjanie? 26 proc., a więc niejeden nominalny zwolennik Putina, zgadza się z tezą, że "milicja i  służby specjalne powiązane są z władzą nićmi korupcji", zaś 19 proc. uważa, że "władza nie decyduje się na uderzenie przeciwko strukturom siłowym, bo sama jest od nich zależna".

Dziennikarz "Kommiersanta" zadał na koniec Lewadzie pytanie, czy  zwolennicy Putina zdołają utrzymać wysokie notowania prezydenta do  2004 roku, kiedy to będzie się on ubiegał o reelekcję.

"A kto panu powiedział, że przed wyborami nie przygotują dla nas nowych głośnych akcji siłowych?" - usłyszał w odpowiedzi.

sg, pap