Samobójczy strach Zachodu

Samobójczy strach Zachodu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Oriana Fallaci dla "Wprost": Dlaczego jestem w Ameryce? Od 11 września prowadzimy wojnę. Linia frontu nie przebiega w Europie, ale właśnie tutaj.
Dlaczego jestem w Ameryce? Dlaczego robię coś, czego nigdy wcześniej nie robiłam w Europie? To proste - od 11 września prowadzimy wojnę. Linia frontu nie przebiega w Europie, ale właśnie tutaj. Europa nadal znajduje się na tyłach. Jako korespondent wojenny - a byłam nim kiedyś - wolałam być na pierwszej linii niż na tyłach. Podczas tej wojny nie czuję się korespondentem, lecz żołnierzem. A żołnierz ma obowiązek walczyć. W tej wojnie wykorzystałam szczególną broń osobistą. Nie jest to broń palna, lecz książka. Niewielka, bo liczy zaledwie 187 stron. Zatytułowałam ją "Wściekłość i duma". Jest owocem wiedzy płynącej z doświadczenia - ośmielę się nawet powiedzieć, że mądrości. A jednak przypomina krzyk dziecka z baśni Andersena, które woła, że król jest nagi. Król jest nagi, a moją bronią jest prawda.

Od Afganistanu po Sudan, od Palestyny po Pakistan, od Malezji po Iran, od Egiptu po Irak, od Algierii po Senegal, od Syrii po Kenię, od Libii po Czad, od Libanu po Maroko, od Indonezji po Jemen, od Arabii Saudyjskiej po Somalię - nienawiść do Zachodu rozprzestrzenia się jak pożoga roznoszona przez wiatr. Wyznawców islamskiego fundamentalizmu przybywa w postępie geometrycznym, podobnie jak nowych komórek. Najpierw komórka dzieli się na pół, za chwilę są cztery, później szesnaście, trzydzieści dwie i tak w nieskończoność. Ugrupowania ekstremistyczne, fanatyczne mniejszości - ekstremistów są miliony. Niezależnie od tego, czy jeszcze żyje, dla wielu Osama bin Laden jest postacią legendarną, podobnie jak Chomeini. Po śmierci Chomeiniego rzesze uznały za swego przywódcę bin Ladena, nowego bohatera. Oglądałam jego wielbicieli z Nairobi. Na placu zatłoczonym bardziej niż w Gazie, Islamabadzie czy Dżakarcie reporter telewizyjny rozmawiał z jakimś starcem. Pytał, kim dla niego jest bin Laden. "Bohaterem, naszym bohaterem" - entuzjastycznie odparł starzec. "A co będzie, jeśli on umrze?" - dociekał dziennikarz. "Znajdziemy kolejnego" - nie mniej entuzjastycznie stwierdził pytany.

Można więc powiedzieć, że duchowy przywódca tych ludzi jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Tą jej częścią, która wyłania się z otchłani. W tej wojnie rzeczywistym protagonistą nie jest bin Laden. Jeszcze w mniejszej mierze jest nim kraj, który udzielił mu schronienia czy jego kraj ojczysty, czyli Arabia Saudyjska i jej stronnicy - Iran, Irak, Syria i Palestyna. Ta góra lodowa nie zmieniła się od 1400 lat. Nadal tkwi w otchłani ślepoty. Nie otworzyła drzwi przed postępującą cywilizacją. Nigdy nie chciała znać wolności, demokracji ani postępu. Krótko mówiąc, nie zmieniła się wcale. Ta góra, pomimo hańbiącego bogactwa rządzących, zapatrzonych w przeszłość władców - królów, książąt, szejków i bankierów - nadal żyje w oburzającej nędzy. Utrzymuje się przy życiu w potwornej ciemności, w przerażającym mroku religii. Ta góra tonie w analfabetyzmie. Nie wolno zapominać, że niemal w każdym muzułmańskim kraju liczba analfabetów przekracza 60 proc.

Ta góra skrycie nam zazdrości naszego życia, chociaż nigdy tego nie przyzna. Albo zazdrości nam nieświadomie, obarczając nas odpowiedzialnością za swoją nędzę materialną i duchową. Mylą się ci, którzy są przekonani, że święta wojna zakończyła się w 2001 r., kiedy obalono reżim talibów w Afganistanie. Mylą się ci, których radością napawa widok kabulskich kobiet bez burek idących wreszcie do szkoły, lekarza lub fryzjera. Mylą się także ci, którzy czują, że zemsta się dokonała, kiedy widzą, jak kabulscy mężczyźni golą brody.

Mężczyźni znów mogą zapuścić brody, a kobiety ponownie mogą być zmuszone do noszenia burek. Spójrzcie na mapę - na południe od Afganistanu rozciąga się Pakistan, a na północy muzułmańska Czeczenia, Uzbekistan i Kazachstan. Na zachód od Afganistanu leży Iran, sąsiadujący z Irakiem. Irak z kolei graniczy z Syrią, a ta z Libanem, niemal w całości muzułmańskim. Na południe od Libanu leży muzułmańska Jordania, a zaraz za nią ultramuzułmańska Arabia Saudyjska. Po drugiej stronie Morza Czerwonego rozciąga się Afryka, która od dawna jest opanowana przez islam - Libia, Somalia, Nigeria, Senegal, Mauretania, Czad. Mieszkańcy tych krajów popierają świętą wojnę islamu.

Konflikt między światem Zachodu a islamem nie jest starciem zbrojnym - to konflikt kultur, konflikt religijny. Nasze militarne sukcesy nie rozwiążą problemu ekspansji islamskiego terroryzmu. Przeciwnie, zachęcą do aktów terroru, podsycą nienawiść i sprawią, że terrorystów nieustannie będzie przybywać. Najgorsze dopiero przed nami. To smutna prawda. To prawda, o której wielu nie chce słyszeć, nie chce jej znać, nie chce jej uznać. Oczywiście, niemal wszyscy ochoczo przyznają, że Osama bin Laden nie jest grzecznym chłopcem i raczej nie zasługuje na Pokojową Nagrodę Nobla. Nawet na tę, którą Szwecja przyznała Arafatowi. Ale nikt otwarcie nie przyzna, że bin Laden to tylko wierzchołek góry lodowej. Ci, którzy są tego świadomi, szepcą: "Dziękujemy ci Oriano, że mówisz to, co myślimy, ale nie mów więcej".

Wypowiadają te zdania szeptem, bo się boją. Zachodem zawładnął strach. Wszyscy są przerażeni. Boją się wystąpić przeciw górze, boją się skrytykować świat muzułmański. Obawiają się, że zostaną potępieni za wstecznictwo. Przeraża ich, że będą nazwani rasistami. To nieuczciwe określenie pozwala nieuczciwym wyznawcom politycznej poprawności szantażować tych, którzy nie wiedzą, co zawsze oznaczało słowo "rasizm". Krótko mówiąc, boją się obrazić synów Allaha. Obawiają się, że ci mogliby ich za to ukarać. Synowie Allaha stali się nowymi nietykalnymi!

Na miłość boską, można dziś mówić, co się chce i krytykować każdego. Można obrażać chrześcijan, buddystów, hinduistów i żydów. Można spotwarzać katolików. Można oskarżać księży o gwałty i pedofilię. Można pluć na Matkę Boską i Chrystusa. Można żądać usunięcia krzyży ze szkół i szpitali. Jakiś czas temu pewien muzułmanin, który czekał na poród swojej żony we włoskim szpitalu, miał czelność zażądać, by usunięto krzyż z sali porodowej. A samozwańczy przewodniczący Włoskiej Partii Islamskiej stwierdził, że krucyfiks to mała, naga postać, która budzi przerażenie w muzułmańskich dzieciach!

Nie znam bin Ladena, nigdy się z nim nie spotkałam, ale przyjrzałam się dobrze jego oczom i uważnie słuchałam jego głosu. To też jest człowiek wielkiej pasji. Myśmy tę żarliwość utracili. No cóż, ja nie. We mnie aż kipi. Jestem także gotowa umrzeć dla pasji. Ale wokół siebie takiej żarliwości nie dostrzegam. Nawet ci, którzy mnie nienawidzą, atakują i obrażają, robią to beznamiętnie. To nie kobiety i mężczyźni, lecz mięczaki. A cywilizacja i kultura nie przetrwają, jeśli nie ma w nich żaru. Jeżeli Zachód nie obudzi się, jeśli nie odnajdziemy w sobie ponownie żarliwości, będziemy zgubieni i przegramy.

Oriana Fallaci

Specjalnie dla "Wprost"! Wypowiedź Oriany Fallaci z dyskusji nad "Wściekłością i dumą" w Nowej Inicjatywie Atlantyckiej w Waszyngtonie. Pełny tekst w najnowszym, 1047 numerze tygodnika "Wprost" w sprzedaży od poniedziałku 16 grudnia.

W numerze także: Nasz nowy świat (25 najbogatszych emigrantów z Polski: 1. Barbara Piasecka-Johnson; 2. Andrew J. "Flip" Filipowski; 3. Henryk de Kwiatkowski....)

Wybieramy Symbol III RP (kto, a może co jest symbolem III RP: Lecha Wałęsa? Internet? Hipermarket?...)