Dziki przychodzą do Warszawy... urodzić i wychować młode

Dziki przychodzą do Warszawy... urodzić i wychować młode

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dzik szukający żołędzi (fot.sxc.hu)
Józef Mierzwiński, łowczy Lasów Miejskich Warszawa w wywiadzie dla portalu wyborcza.pl skomentował odwiedziny niewielkiego stada dzików na terenie Stadionu Narodowego. Przestrzegł przed zbliżaniem się i karmieniem jakichkolwiek dzikich zwierząt. - Dzikich zwierząt jest w Warszawie bardzo dużo. Pojawiają się często w zaskakujących miejscach. Kto dokarmia przed blokiem koty, powinien mieć świadomość, że wabi kuny i lisy. Np. przy Krochmalnej lis wprowadził się do domku dla kotów. Niespełna dwa miesiące temu łapałem lisa wygrzewającego się w słońcu na dachu budowanego biurowca firmy Skanska na rogu Wroniej i Chłodnej. Mnie już nic nie zdziwi - powiedział łowczy.
Mierzwiński zaznaczył, że warszawskie dziki żyją w prakorycie Wisły oraz w okolicach Siekierek. Te, które były widziane 9 grudnia pod Narodowym "przyszły na żołędzie". - W tej chwili dziki intensywnie żerują przed zimą, gromadzą zapasy. Ta grupka chciała zdążyć przed innymi. Tropiłem jej zachowania po śladach zostawionych na śniegu. Dziki weszły bramą dla zwiedzających i wyszły pod ogrodzeniem od strony nasypu - wyjaśnił łowczy.

Zdaniem Mierzwińskiego była to grupa urodzonych w tym roku warchlaków, których matka weszła w ruję. - Z reguły w końcu listopada i w grudniu, a więc właśnie teraz, dziki mają huczkę, czyli okres godowy. Zbierają się w większe watahy, nawet po 40 osobników. Główny odyniec wprowadza swój reżim, odpędza warchlaki, walczy o prymat z innymi dorosłymi dzikami. To czas, kiedy te zwierzęta zajęte są sobą, flirtowaniem. Są wtedy ogłupiałe i mniej ostrożne. Matka młodych osobników, o których mówimy, prawdopodobnie weszła właśnie w ruję, a jej warchlaki pozostawione bez opieki szukały smakołyków. Przywabione żołędziami dotarły do Stadionu Narodowego - zaznaczył łowczy.

Pytany skąd biorą się dziki w Warszawie Mierzwiński powiedział, że liczba dzików w mieście jest zmienna. - W mieście nie poluje się na dziki, więc lochy nie są tu przez nikogo niepokojone. Przychodzą do Warszawy, żeby urodzić i wychować prosięta. Potem, kiedy na okolicznych polach dojrzewa zboże i jest co jeść, wyprowadzają się z miasta - podkreślił łowczy.

Wyborcza.pl, ml