Migalski zrobił konkurs. Za nagrodę zapłaci Parlament Europejski

Migalski zrobił konkurs. Za nagrodę zapłaci Parlament Europejski

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. wprost 
Marek Migalski, eurodeputowany PJN, przy okazji podsumowania swojej działalności krajowej ogłosił konkurs na wskazanie aktywniejszego posła niż on sam. Dziesięć pierwszych osób miało wygrać trzy dniowy pobyt w Brukseli. Wycieczka bynajmniej nie obciąży portfela deputowanego, a Parlament Europejski. – Jest to nieeleganckie. Takich rzeczy się nie robi – ocenia w rozmowie z Wprost.pl dr Wojciech Jabłoński, specjalista od marketingu z UW.
"Propozycje, wraz z uzasadnieniem, proszę przesyłać na adres mailowy mojego biura poselskiego w Katowicach. Choć, muszę przyznać, wątpię, by któryś z moich kolegów pracujących w PE był ode mnie bardziej aktywny i kreatywny w tym, co robi w kraju przy pomocy swoich asystentów. Ale może się mylę – zachęcam więc do udziału w konkursie” – napisał europoseł na swojej stronie internetowej. Konkurs oficjalnie zakończył się 7 stycznia.  

„Wszyscy wybrali Pawła Kowala” 

Pomimo starań Migalskiego by wyborcy „przyjrzeli się bardziej pracy swoich posłów” konkurs nie cieszył się dużym zainteresowaniem. Przysłane odpowiedzi nie zadowoliły z kolei samego organizatora. – Jestem średnio zadowolony, bo oczekiwałem bardziej dogłębnej analizy a dostałem odpowiedzi w stylu: „Danuta Hübner” albo „Czy jest to może Paweł Kowal” – stwierdza w rozmowie z Wprost.pl Migalski. – Z kilkunastu przysłanych odpowiedzi wybraliśmy cztery osoby, które najlepiej uargumentowały swój wybór. Wszystkie jako bardziej aktywnego ode mnie wskazały właśnie Pawła Kowala. Jako, że to mój szef, to nie wypadało mi tego nie uznać – komentuje wyniki konkursu europoseł.  

Ale ci co myślą, że Migalski za trzydniowe zwiedzanie brukselskich zabytków zapłaci z własnej kieszeni są w błędzie. Koszty wycieczki poniesie Parlament Europejski, bo każdy z 754 posłów na koszt Brukseli może rocznie zaprosić od 100 do 110 osób.  

– Dlaczego nie pokusił się pan o zorganizowanie takich wycieczek z własnej kieszeni? – pytam europosła. – A dlaczego miałbym? Nie widzę sensu by z własnych pieniędzy zapraszać stu gości rocznie – odpowiada Migalski.

 Przypomnijmy, że europoseł zarabia miesięcznie 7,7 tys. euro. Do tego dochodzi jeszcze 4,5 tys. diet i 20 tys. euro na prowadzenie biura. 

„To kampania wyborcza za pieniądze PE” 

Pomysł finansowania wygranej z nie swoich pieniędzy źle ocenia dr Wojciech Jabłoński, politolog i specjalista od marketingu politycznego na UW. – Migalski robi sobie de facto kampanię do parlamentu europejskiego za pieniądze Parlamentu Europejskiego. Wykorzystując oczywiście to, co PE zapewnia w standardzie – ocenia taką formułę konkursu Jabłoński. – Przez co świadomie bądź nieświadomie dołącza tę „nagrodę” do głośnej niedawno sprawy 304 euro – argumentuje politolog.  

Przypomnijmy sprawa 304 euro dotyczyła tego, że PE płacił europosłom 304 euro za udział w posiedzeniach sejmowych komisji ds. Unii Europejskiej. Kamery TVN 24 zarejestrowały wtedy jak Migalski podpisuje listę obecności, ale na samej komisji już się nie pojawia.   – Jest to nieeleganckie. Takich rzeczy się nie robi. Migalski powinien skorzystać z jakiegoś doradcy, i to nawet już nie wizerunkowego, ale finansowego. Wygląda na to, że w miarę funkcjonowania w PE europarlamentarzyści myślą i często pokazują też czynem, że pewne rzeczy im się po prostu należą – kończy Jabłoński.  

Głosy z rankingów europoselskich  

Jak więc Marek Migalski wypada na tle innych eurodeputowanych? W rankingu przygotowanym dla „Rzeczpospolitej” przez brukselskich korespondentów z 2010 r. Marek Migalski znalazł się dopiero na 28. miejscu. Pierwsze trzy miejsca zajęli kolejno: Jacek Saryusz-Wolski, Danuta Huebner i Paweł Kowal. Z kolei Instytut Spraw Publicznych, który opublikował ranking podsumowujący pierwszą połową VII kadencji PE przyznał Migalskiemu pierwsze miejsce w klasyfikacji złożonych interpelacji i dziewiątą pozycję na liście aktywnych posłów w internecie.