Pan od hazardu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jacek Kapica (fot.Jerzy Stalega/newspix.pl) Źródło: Newspix.pl
Szef Służby Celnej Jacek Kapica przyznaje, że certyfikaty automatów do gier były fałszowane. Sam nie poczuwa się jednak do winy.
10 stycznia 2013 roku. W gmachu Ministerstwa Finansów pojawiają się funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego. Odwiedzają gabinet wiceministra i szefa Służby Celnej Jacka Kapicy. Proszą go o dokumenty dotyczące gier hazardowych. Kilka dni później w dwóch mediach pojawiają się informacje o "przeszukaniu” w gmachu resortu finansów i o możliwości postawienia zarzutów samemu Kapicy. Zanim jego służby wydadzą komunikat zaprzeczający tym dwóm ostatnim informacjom, świat polityczny i świat hazardu elektryzuje niesamowite przypuszczenie. Czyżby ten najbardziej sprawiedliwy okazał się tym winnym?

- Przyszedł prokurator z policjantami, którzy sporządzali protokół. Poprosili o wydanie dokumentów od 2003 roku dotyczących wszystkich kolejnych ministrów. Ja udostępniłem nawet notatki osobiste i kalendarze spotkań. Nie była to pierwsza wizyta policji i prokuratury w resorcie. Podobne zdarzenie miało miejsce w 2010 roku – zabezpieczono nawet twardy dysk z mojego komputera – wyjaśnia w rozmowie z "Wprost” rzeczywisty przebieg wydarzeń sam Jacek Kapica.

Jego nazwisko stało się głośne jesienią 2009 roku, po wybuchu afery hazardowej. To o nim była mowa w nagranych przez CBA rozmowach rekinów hazardu Ryszarda Sobiesiaka i Jana Koska, jako o tym, kto im "rozp...” korzystną ustawę. To również Kapica informował Donalda Tuska, że Zbigniew Chlebowski, szef Klubu Parlamentarnego PO, i wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld chcieli wykreślenia z ustawy o grach losowych zapisu wprowadzającego dopłaty do automatów. Czyli zapisu, który najbardziej denerwował właścicieli "jednorękich bandytów”.

To on również stał się patronem nowej, bardzo restrykcyjnej ustawy hazardowej, którą premier Tusk przeforsował błyskawicznie w listopadzie 2009 roku, na fali afery. Politycy PO mówili wtedy, że Jacek Kapica będzie twarzą wojny z hazardem, bo jako jedyny członek rządu wyszedł podczas afery hazardowej na bohatera.

Kapica został szefem Służby celnej w 2008 roku. Wtedy Polskę sparaliżował strajk celników. Na granicach tworzyły się gigantyczne korki. W Szczecinie, gdzie Izbą Celną rządzi Kapica strajk trwa…jeden dzień. Następnego celnicy przychodzą do roboty, a dyrektor jedzie do Warszawy. - W MSWiA zebrało się kilka osób. Był premier Tusk, był wicepremier Schetyna i parę innych osób zaangażowanych w bezpieczeństwo państwa. Mnie zaprosił Sławomir Nowak, którego znałem jako jednego z nielicznych we władzach PO. Dyskutowaliśmy jak  opanować sytuację w Służbie Celnej. Spośród kilku osób ze Służby Celnej ostatecznie wybrano mnie na szefa – opowiada Kapica.

Nasi rozmówcy z PO przekonują, że o jego nominacji zadecydowała rekomendacja Nowaka, wtedy szefa gabinetu politycznego premiera Tuska, i  twarda postawa Kapicy w stosunku do szczecińskich celników. Wiadomo było, ze się nie ugnie pod strajkowym szantażem celników. Ani pod żadnym innym szantażem.

- Rozmawiałem z nim kilka razy. Nie mam o nim dobrej opinii. Wypłynął na strajku celników, stanął po stronie rządu i w ten sposób został wiceministrem. Właściwie go nie znam. To jest taki gość, który udaje Najświętszą Panienkę, jak dla mnie jest w tym zbyt gorliwy i mało prawdziwy – mówi polityk PO.

Renata Zaremba, szczecińska posłanka PO kojarzyła Kapicę wyłącznie z posiedzeń Komisji Finansów Publicznych. – zawsze przygotowany, bardzo merytoryczny, wie o czym mówi, nie pływa – wymienia. O spotkanie z nim zawalczyła dopiero gdy padał szczeciński Polmos. Zorganizowała spotkanie w Ministerstwie Skarbu. Potem drugie, trzecie, Potem były spotkania w banku i Zaremba myślała, ze fabryka będzie uratowana. Jednak MF w postaci Kapicy nagle odeszło od stołu. W maju 2010 roku Polmos padł. – Nie było żadnych wyjaśnień. Od tego czasu z nim nie rozmawiałam – przyznaje.

Jesienią 2011 roku Kapica zostaje generałem Służby Celnej. Krótko po tym głośny list pisze do niego Zbigniew Boniek: "Napisaliście ustawę o bukmacherce, która okazała się kompletnym fiaskiem. Lody nadal kręcą wszyscy, a pan nie ma w ręku nawet wafelka” - zwraca się do Kapicy. I dodaje: "Wiemy o co chodzi - dowiedziałem się, że nie mogę sobie u siebie w domu pograć w pokera, a to dlaczego? Niedługo będę musiał się spowiadać z tego co jem, jak jem i czy śpię z żoną”. Kpi też, że chciałby zaprosić Kapicę do domu na pokera, ale boi się interwencji jego służb.

Kapica jest jednak nieprzejednany: - Rozwiązania w sprawie hazardu nie mogą mieć na pierwszym planie kwestii finansowych. Na pierwszym miejscu muszą być ludzie, których należy chronić przed uzależniającymi grami. Jeśli państwo ma walczyć z uzależnieniami, leczyć uzależnienia, to powinno im tez zapobiegać.

Dodaje, że nie dotyczy to gier w domu, bo tam obowiązuje "mir domowy”.

Trudno się więc dziwić, że człowieka z takimi poglądami mało kto lubi. Na pewno nienawidzi go przemysł hazardowy. Nie znoszą go producenci papierosów i alkoholu, oraz sprzedawcy paliw. To potężne lobby, które z pewnością chce się go pozbyć. I to jest powód, dla którego Donald Tusk nie bierze pod uwagę jego odsunięcia. Wierzy Kapicy i każdy donos a niego traktuje jako akcję lobbingową.

Czy nie jest to powodem także jego ostatnich kłopotów? - W branży hazardowej są gigantyczne pieniądze. Może być, ze komuś z tej branży zależy na paraliżu pracy Ministerstwa, a zwłaszcza ministra Kapicy. On nie jest ulubieńcem tych ludzi. Bardzo twardo bronił swoich rozwiązań. W ustawie hazardowej ustąpił tylko raz, tylko na rzecz małych loterii szkolnych i parafialnych – przyznaje Sławomir Siwy, szef związku zawodowego Celnicy.pl.

O co zatem chodzi w śledztwie, które było przyczyną wizyty CBŚ w resorcie finansów? Prowadzone przez Prokuraturę Apelacyjną w Białymstoku śledztwo dotyczy organizowania gier na automatach - wbrew przepisom i bez stosownych zezwoleń - ale także ukrywania dochodów z tej działalności oraz ich legalizacji, czyli prania brudnych pieniędzy. Cały proceder opierał się na tym, że automaty rejestrowane jako maszyny dające niskie wygrane można było nielegalnie przeprogramować, by dawały także wyższe wygrane. Śledztwo trwa czwarty rok. Wśród podejrzanych jest m.in. kilkunastu biegłych rzeczoznawców. Według prokuratury, mieli oni niezgodnie z prawdą poświadczać, że automatów do gier losowych nie można przeprogramować, by dawały wysokie wygrane (powyżej 15 euro).

Sam Kapica przyznaje, że problem, którym zajmują się CBŚ i prokuratura jest nabrzmiały: - Ten kłopot z rejestracją automatów nie był sygnalizowany. Prokurator prowadził śledztwo i też nie informował. Ustawa z 2002 roku nie dawała narzędzi, by weryfikować działania rzeczoznawców. Tymczasem osoby z jednostek badających, które były częścią szkół wyższych poświadczały zgodność automatów z prawem bez badania tego automatu. Dziś wiemy, ze niektórych z tych "badanych” automatów w ogóle nie było w Polsce. W latach 2008-2009 większość automatów była na tej podstawie rejestrowana. Nie powiem, ze 100 proc, bo może bym skrzywdził kogoś uczciwego. Mam nadzieję, ze ich wszystkich pozamykają.  

I dodaje: - Naruszyłem status quo zaczynając w 2008 roku proces zmiany ustawy o grach i rozporządzenia o rejestracji automatów. Poruszyłem ten ich grajdołek, w którym zbijali kokosy. Oczywiście, że informacje o rzekomym przeszukaniu w MF i rzekomych zarzutach do mojej osoby pochodzą od tych, którzy są objęci postępowaniem. Nie wiem, kto to zgłosił mediom, ale wiem, że to było jedno źródło, którego dziennikarze nie zweryfikowali.

Czy jednak Kapica jest całkowicie bez winy? Mówi Sławomir Siwy: - Kapica od lat jest w Służbie Celnej. Zna problemy, wie gdzie system nie działa. Od lat miał tez wpływ na to jaki jest ten system. Dziwi mnie, że reaguje tak późno. Związki zawodowe i sami funkcjonariusze zgłaszali najpierw, ze automaty na niskie wygrane, pozwalają wygrywać duże sumy. Resort nie reagował.

Więcej o Jacku Kapicy w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który  jest już dostępny w formie e-wydania.

Najnowszy numer "Wprost" jest także dostępny na Facebooku.