Nowicka: chcieli mnie odwołać od dawna

Nowicka: chcieli mnie odwołać od dawna

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wanda Nowicka (fot. TOMASZ RYTYCH / NEWSPIX.PL) Źródło: Newspix.pl
- Wybrałam wariant trudniejszy - chyba nikt takiego wariantu nigdy nie wybrał. Wszyscy panowie, o ile wiem, którzy znajdowali się kiedykolwiek w takiej sytuacji, rezygnowali. Ja postanowiłam nie zrezygnować. Zrobiłam to dla pewnej zasady: zasady obrony swojego dobrego imienia - mówi w rozmowie z Amelią Panuszko i Piotrem Śmiłowiczem Wanda Nowicka, wicemarszałek Sejmu.
Piotr Śmiłowicz, Amelia Panuszko: Klub Ruchu Palikota jednomyślnie panią wykluczył. Jak pani się z tym czuje?

Wanda Nowicka: Spodziewałam się tej decyzji. Przyjęłam ją bez większych emocji. Moja przynależność do klubu Ruchu Palikota była już właściwie przeszłością. Dziś się dokonało to już w sposób formalny.

Przed głosowaniem deklarowała pani, że w klubie chce zostać.

Nie, to było zmanipulowane. Mówiłam, że jestem otwarta na współpracę. Nikogo o nic nie prosiłam. Podejmując decyzję o nie rezygnowaniu z funkcji wicemarszałka przy wycofaniu rekomendacji liczyłam się z tym, że klub mnie wykluczy. Nie było to dla mnie żadnym zaskoczeniem. Była to oczywista konsekwencja decyzji, którą podjęłam – trudnej decyzji.

Nie żałuje pani tej decyzji?

Nie żałuję, ale nie będę twierdziła, że była to decyzja łatwa.

Palikot powiedział, że została pani zmanipulowana przez Ewę Kopacz, Donalda Tuska i Leszka Millera i że było to "kurestwo polityczne".

Nie mogę już tego słuchać, to jest przerażające.

Tak szczerze: dlaczego pani nie zrezygnowała?

Tak szczerze nie zrezygnowałam dlatego, że byłoby to przyznanie się do winy w sprawie premii, do której się nie poczuwałam. Rezygnacja byłaby potwierdzeniem zarzutów, które koledzy mi stawiali. Byłoby to również przejawem akceptacji instrumentalnego potraktowania mnie jako działaczki na rzecz kobiet. Kiedy już zrobiłam swoje, założyłam Ruch Kobiet i zrobiłam wszystko, żeby środowiska kobiece poparły Ruch Palikota.

Nie sądzi pani, że może to być odebrane jako trzymanie się tego stanowiska za wszelką cenę? Jest taka zasada w parlamencie, że jeżeli klub wycofuje rekomendację dla kogoś, to jest oczywiste, że ta osoba rezygnuje.

Jest parę zasad w Sejmie, które złamał Ruch Palikota. Pierwszą taką zasadą, którą klub złamał wobec mnie jest to, że broni się własnych ludzi, a nie wystawia na odstrzał i poświęca w imię nie wiadomo jakich celów. Po drugie, jeśli chodzi o te nieszczęsne nagrody to obowiązywały one od kilkudziesięciu lat w Sejmie i jakoś klub Ruchu Palikota nie próbował tego zmienić. Gdyby rzeczywiście chodziło o te nagrody, klub już dawno powinien był złożyć wniosek o systemową zmianę funduszu nagród. A tu nie chodzi o to, żeby to rozwiązać w sposób systemowy, tylko po to, żeby mieć cały czas ten cep, którym się macha na prawo i lewo. Podejrzewam, że za rok zostanie urządzony taki sam spektakl. Jeżeli więc mówimy o zasadach to zasady podlegają zmianom. A poza tym są precedensy…

Na posiedzeniu klubu zadeklarowała pani podobno, że zrezygnuje, nawet jeśli Sejm pani nie odwoła. Złamała pani tę obietnicę, a w polityce pamięta się o tych, którzy łamią dane słowo.

Nic takiego na posiedzeniu klubu nie deklarowałam. Na spotkaniu prezydium - pod wielką presją ze strony kolegów, którzy usiłowali zmusić mnie do rezygnacji zanim dojdzie do głosowania – powiedziałam, że absolutnie się nie zgadzam i musi się odbyć głosowanie. A co będzie jak cię nie odwołają? – zapytali. Wtedy zrezygnuję, odpowiedziałam. Ale podkreślam, że było to pod wielką presją i w sytuacji kiedy ja nie znałam jeszcze możliwości – nie wyobrażałam sobie, że jest możliwość funkcjonowania w sposób niekonwencjonalny. Powiedziałam to w emocjach i bez pełnej wiedzy. A kiedy przyszła refleksja, kiedy zaczęłam analizować tę sytuację z różnych punktów widzenia – doszłam do wniosku, że jest inna możliwość. Trudniejsza, bardzo kontrowersyjna.

Sama pani doszła do takiego wniosku czy ktoś to pani podpowiedział?

Naciski na mnie, żebym podjęła taką czy inną decyzję były ze wszystkich stron. Nie jest tak, że tylko jedna strona mnie naciskała – wszystkie mnie naciskały. Po wysłuchaniu tych wszystkich nacisków podjęłam autonomiczną decyzję i to była moja decyzja. Ponoszę za nią pełną odpowiedzialność i liczę się z wszelkimi konsekwencjami. Wybrałam wariant trudniejszy – chyba nikt takiego wariantu nigdy nie wybrał. Wszyscy panowie, o ile wiem, którzy znajdowali się kiedykolwiek w takiej sytuacji, rezygnowali. Ja postanowiłam nie zrezygnować mimo, że przylepia mi się tę łatkę, że trzymam się kurczowo stołka. Zaprzeczam temu. Z pełną świadomością, że będzie się to za mną ciągnęło. Zrobiłam to dla pewnej zasady: zasady obrony swojego dobrego imienia.

Jak dalej wyobraża sobie pani przyszłość? Czy wicemarszałek który nie ma żadnej rekomendacji klubowej, jest w stanie utrzymać się na stanowisku? Są przecież kluby, które nie mają swojego wicemarszałka, a chcą go mieć. W Sejmie może być silna presja, żeby jednak panią usunąć i wtedy nikt nie będzie pani bronił. No chyba, że dostała pani jakąś ofertę czy zapewnienie, że taka obrona będzie?

Liczę się z wszelkimi konsekwencjami politycznymi. Nie wiem jaka będzie przyszłość i jak to się będzie dalej rozwijało. Tak naprawdę nikt tego nie wie. Natomiast moje funkcjonowanie w Sejmie czy w ogóle w polityce postrzegam optymistycznie. Nie widzę żadnego powodu do niepokoju. Bo po co ja jestem w polityce? Czy po to, żeby trzymać się kurczowo jakiejś partii czy po to, żeby realizować jakieś cele polityczne? Dla mnie najważniejsza jest realizacja celów.

Ale w pojedynkę nie da się tego robić.

Partia jest tylko instrumentem do realizacji celów. Dla projektów, które będę podejmowała, będę szukała sojuszników, także w Ruchu Palikota. Nie ma tak naprawdę zasadniczej różnicy między zasiadaniem w klubie opozycyjnym, a pracą niezależnej posłanki. Skuteczność, jeśli chodzi o przyjmowanie ustaw, jest zbliżona. To znaczy jej brak.

Może zatem trzeba przejść do klubu rządzącego?

Gdybym była w Platformie, a potem stała się posłanką niezależną, różnica byłaby dramatyczna. Bo tam bym była skazana na sukces, a potem na porażkę. Rozmawiałam jak to jest być posłanką niezależną z Markiem Balickim, który w ubiegłej kadencji był właśnie takim posłem – niezwykle aktywnym i widocznym. I on uświadomił mi, że można w ten sposób swobodnie funkcjonować.

Dopuszcza pani przejście do Platformy?

Nie dopuszczam myśli, ze mogłabym przystąpić do którejkolwiek z obecnych partii politycznych.

Także do SLD?

Także.

A nie czuję się pani instrumentalnie wykorzystana przez Sejm, który nie dał pani odwołać, by zrobić Palikotowi na złość, ale za chwilę i tak panią odwoła? Przecież nikt nie wierzy, że zostanie pani na stanowisku wicemarszałka, reprezentując tylko samą siebie?

Ciekawa jestem, czy mężczyznę też byście o to zapytali. Jeżeli jakieś ugrupowanie polityczne popełnią błąd – a z punktu widzenia dobra partii to co zrobiła partia wobec mnie było ogromnym błędem i to będzie miało ogromne konsekwencje – to trudno się dziwić, że inne partie chcą ten błąd wykorzystać. To jest abecadło.

O co chodziło Palikotowi? Dlaczego akurat tak to rozegrał?

Nie chcę się zajmować klasycznym partyjniactwem, które jest główną cechą życia politycznego. Nie będę się wdawała w żadne dywagacje, czy był jakiś spisek Schetyny z Palikotem, czy może były jakieś inne tego typu uwarunkowania. Nie mam takiej wiedzy. Jestem przekonana, że decyzja by mnie odwołać zapadła wcześniej i bez względu na to, co bym zrobiła lub czego bym nie zrobiła.

Kiedy dokładnie? Jeszcze przed aferą z premiami?

Ten postępujący rozjazd pomiędzy mną a partią zaczął się od głosowania nad ustawą o podwyższeniu wieku emerytalnego do 67 lat. Teraz sobie przypominam, że prawie na wszystkich klubach, na których dyskutowaliśmy o tym, wracała do mnie pretensja, że wtedy zagłosowałam przeciw, inaczej niż klub. To było odbierane jako coś, co klub podzieliło i co było przejawem nielojalności. Czułam, że te negatywne emocje narastają.

Jak to się stało, że one narastały tylko wobec pani? Wyłamali się jeszcze Anna Grodzka i Robert Biedroń.

Oni nie zajmowali w tym momencie stanowiska wicemarszałka.

Grodzka była kandydatem na pani następczynię.

No była. To jest chyba abecadło polityki – że nie walczy się ze wszystkimi naraz, tylko odstrzeliwuje przeciwników po kolei.

Czyli nie widziała się pani dalej w Ruchu Palikota, niezależnie od rozegrania sprawy premii?

Nie zamierzałam odchodzić z klubu. Nie czułam się winna, nie tylko w sprawie ustawy 67, ale i w sprawie premii. Dlatego liczyłam, że może ktoś pójdzie po rozum do głowy i będą szanse na jakieś porozumienie. Było jednak widać, że agresja słowna wobec mnie w klubie coraz bardziej narastała. Dlatego od pewnego momentu było dla mnie jasne, że nasze drogi się rozejdą

Jak pani w ogóle ocenia sytuację w tym klubie? Od jakiegoś czasu mówi się o walczących ze sobą frakcjach, o zamiarach odejścia niektórych posłów…

Oceniam sytuacje jako poważną. Mam nawet bardziej na myśli partię niż klub. Bo tworząc Ruch Kobiet miałam do czynienia z działaczami w terenie i widziałam ogromna frustrację wielu z nich.

Frustrację z czym związaną?

Związaną z tym, że w partii źle się dzieje. Na przykład przyjeżdżam na spotkanie do Radomiu, a tam lokalni działacze nie wiedzą o moim przyjeździe. Bo lokalny poseł ich o tym nie poinformował. Przychodzą i są zdruzgotani, bo nie mogli nawet żadnych plakatów na mieście rozwiesić. Takie sytuacje, wynikające z rywalizacji posłów z lokalnymi strukturami są częste. Bo moim zdaniem problemem tej partii jest to, że posłowie nie są szefami okręgów. To wywołuje niezdrową rywalizację, która w wielu okręgach toczy się na noże.

Janusz Palikot zawiódł jako lider?

Moim zdaniem taki błąd, jaki on popełnił w polityce trudno wybaczyć. Może to doprowadzić do ruiny tego, na czym nam wszystkim bardzo zależało, czyli budowy nowej lewicy. Wciąż jeszcze mam nadzieję, że to będzie możliwe, bo bardzo mi zależy na realizacji tego celu – na tyle, że stawiam go wyżej niż własne resentymenty czy doświadczenia. Ale w tym momencie wydaje mi się to mało realne.

Projekt wspólnej listy Janusza Palikota z Aleksandrem Kwaśniewskim rozleciał się?

Nie wiem, czy ten projekt zupełnie legł w gruzach, ale myślę, że jest poważnie zagrożony. Jeśli Aleksander Kwaśniewski chce być konsekwentny w promowaniu określonych wartości, powinien się bardzo nad tym wszystkim zastanowić.

Bo Palikot stracił wiarygodność?

Tak, poza tym nie można budować, burząc. Żaden lider nie może niszczyć swoich ludzi dla jakichś własnych, niejasnych celów.

Pytaliśmy panią o plany. Chce pani tworzyć jakiś własny ruch polityczny?

Nie chciałabym się teraz na ten temat wypowiadać. Przyznaję, że coraz więcej zaczynam o tym myśleć, jest wiele osób, które ze mną o tym rozmawiają, nie tylko kobiety. Na razie jednak chcę się skupić na organizacji własnych zadań jako posłanki niezależnej. A nowy projekt polityczny to jest kwestia przyszłości.

Rozmawiała pani o tym z Magdalena Środą? Z Jolantą Kwaśniewską?

Rozmawiałam z wieloma osobami, ale proszę ze mnie nie wyciągać informacji. Kobiety tym się różnią od mężczyzn, że najpierw coś robią, a dopiero potem o tym mówią. Mają większą odpowiedzialność za słowo. Na pewno widać, że po ideowym kryzysie Ruchu Palikota dla wielu środowisk jest potrzebna nowa podobna oferta ideowa.

Widzi się pani w roli lidera tego nowego ruchu?

Nie myślę w kategoriach przywództwa. Dla mnie najważniejsze są cele. Zależy mi na tym, byśmy zaczęli zajmować się sprawami ważnymi dla ludzi, a nie politykierstwem. A także by było więcej kobiet w polityce.

O Wandzie Nowickiej piszemy w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania.

Najnowszy numer "Wprost" jest także dostępny na Facebooku.