Baranina: tak lubiłem Dębskiego

Baranina: tak lubiłem Dębskiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
W drugim dniu procesu "Baranina" przyjął taktykę zagadywania sędziów. Składa coraz to nowe oświadczenia i mówi o sprawach, nie mających nic wspólnego z procesem.
Konsekwentnie zaprzecza, że miał cokolwiek wspólnego z zabójstwem byłego ministra sportu Jacka Dębskiego.

"Dębski był moją rodziną, szczególnie go lubiłem! Jego śmierć dobiła mnie" - oświadczył. O śmierci Dębskiego dowiedziałem się dopiero następnego dnia: z radia, telewizji bądź od żony - dokładnie już dziś nie pamiętam, mówił.

Według prokuratora, pod koniec marca 2001 roku "Baranina" podjął w dwóch ratach całość pieniędzy, zdeponowanych przez Dębskiego na  austriackim koncie - w przeliczeniu 421,5 tys. euro. By zapobiec odkryciu tego faktu przez Dębskiego, kazał go zastrzelić, co  nastąpiło w nocy z 11 na 12 kwietnia.

Oskarżony gwałtownie zaprzeczył. Według niego, on był właścicielem zdeponowanych pieniędzy, a konto założył na nazwisko Dębskiego jako figuranta, by uniknąć kłopotów z władzami skarbowym. 600 tysięcy dolarów od Dębskiego miało dopiero wpłynąć na konto.

"Baranina" twierdzi również, że dostarczone sądowi niemieckie przekłady rozmów telefonicznych, jakie w noc zabójstwa Dębskiego prowadził z domniemanym zabójcą byłego ministra Tadeuszem M. i  "wystawiającą" ofiarę Haliną G. (pseudonim Inka) są niedokładne. Jego zdaniem, teksty rozmów poskracano, "przez co wszystko nabrało całkiem innego sensu".

Nie zaprzecza, że telefonował do Tadeusza M. (którego nazywa Tadkiem), ale - jak twierdzi - dzwonił wtedy także do innego mężczyzny, a chodziło tam "o coś zupełnie innego". "Baranina" zastrzegł, że nie może wyjawić nazwiska "tego mężczyzny", "gdyż nie chce, by skończył tak, jak Tadek". Ciało powieszonego Tadeusza M. znaleziono latem ubiegłego roku w celi aresztu śledczego w  Warszawie. "Zagadka" tej trzeciej osoby zostanie rozwiązana "w  ciągu procesu" - obiecał "Baranina".

Oskarżony twierdzi, że rankiem po zastrzeleniu Dębskiego Tadeusz M. wcale nie meldował mu o zabójstwie, dzwoniąc z budki telefonicznej w Warszawie. Według "Baraniany", użyte przez M. słowa "Elegancko, co?", nie dotyczyły zabójstwa. "Dowiadywał się o  moje zdrowie".

W kopercie, którą wysłał Tadeuszowi M. nazajutrz po zabójstwie przez kuriera, nie było pieniędzy - mówi. "To były strony z instrukcji remontu samochodu, by mógł on doprowadzić do porządku swego peugeota", w którym były kłopoty z  amortyzatorami. "Baranina" stosuje różne chwyty, by przeciągnąć rozprawę i zbić sędziów z tropu. Składa coraz to nowe dodatkowe oświadczenia i opowiada o różnych sprawach, nie mających nic wspólnego z procesem. Zapoznawał na przykład sąd z historią swej rodziny - wuja Aleksandra, który był kapelmistrzem w Łodzi oraz ciotki, "która była blondynką piękną, jak lalka, prawie, jak Barbie".

em, pap