Impas w NATO

Dodano:   /  Zmieniono: 
Cały dzień trwały konsultacje sojuszników z NATO w sprawie dodatkowej ochrony Turcji na wypadek wojny w Iraku. Bez rezultatu.
Francja, Niemcy i Belgia nadal blokują decyzję w tej sprawie, gdyż uważają ją za przedwczesną i - jak twierdzą - pozbawiłaby ona wiarygodności wysiłki ONZ, żeby rozbroić Irak bez interwencji wojskowej.

USA, Turcja, Polska i inni sojusznicy ripostują, że  trzy kraje podkopują wiarygodność samego NATO.

Kilkakrotnie przekładane posiedzenie Rady (ambasadorów) NATO doszło w końcu do skutku o godzinie 18.00, ale trwało tylko 20 minut. Następne zapowiedziano na godzinę 9.45 w środę.

Przedstawiciele NATO uważają, że dojdzie do porozumienia. Problemem nie jest czy, lecz kiedy - powtarza sekretarz generalny NATO George Robertson, który bardzo poważnie zaangażował się w poszukiwanie kompromisu.

Dyplomaci NATO pocieszają się, że "żaden z sojuszników nie mówi, że nie ma szans na porozumienie". Ale też trzy kraje, które zawetowały decyzje sojuszu, jak dotąd nie dały wyraźnego sygnału, czy i kiedy zamierzają wyjść naprzeciw większości.

Dlatego pozostała szesnastka nie położyła jeszcze na stole kompromisowej propozycji, jaką byłaby skrócona lista posunięć na  wypadek wojny w Iraku. Kompromis mógłby też polegać na stopniowym wdrażaniu decyzji i opóźnieniu w czasie pewnych jej elementów.

Turcji najbardziej zależy na tym - i ma tu poparcie 15 państw z  USA na czele - żeby rozmieścić na jej terytorium pociski przeciwrakietowe "Patriot", jednostki zwalczające skutki ataków biologicznych, chemicznych czy jądrowych oraz żeby wysłać na  Środkowy Wschód samoloty wczesnego ostrzegania AWACS, które obserwowałyby turecką przestrzeń powietrzną.

Gdyby Francja, Belgia i Niemcy skłaniały się do kompromisu, większość sojuszników byłaby gotowa skreślić z listy zastąpienie ochrony baz amerykańskich w Niemczech i jednostek amerykańskich na  Bałkanach żołnierzami z europejskich państw NATO. Pomysł ten krytykował we wtorkowym wywiadzie dla dziennika "Le Soir" szef belgijskiej dyplomacji Louis Michel.

Ponownie wezwał on także, żeby poczekać z decyzja NATO do piątku, kiedy to nowy raport o postępach swojej misji w Iraku przedstawi Radzie Bezpieczeństwa szef inspektorów rozbrojeniowych ONZ Hans Blix.

Dlatego pojawiły się pomysły, żeby podjąć decyzję "co do zasady", ale poczekać z jej wdrożeniem co najmniej do piątku. Problem polega na tym, że czas nagli, bowiem na właściwe przygotowanie dodatkowej ochrony Turcji potrzeba około miesiąca.

Według NATO-wskich dyplomatów, sojusznicy liczą w tej chwili na  złagodzenie sprzeciwu Niemiec, a następnie Belgii. Gdyby Francja znalazła się w izolacji, w ostateczności decyzje mógłby podjąć Komitet Planowania Obronnego NATO, w którym nie ma przedstawiciela Francji (nie uczestniczy ona w strukturach wojskowych sojuszu).

Dyplomaci trzech krajów przekonują, że ich rządy naprawdę boją się wojny i jej skutków politycznych - wrogości świata arabskiego, wzmożonego terroryzmu i własnej ludności muzułmańskiej - oraz  ekonomicznych - skoku cen ropy naftowej i recesji. Boją się też swojej opinii publicznej, która jest zdecydowanie przeciwna wojnie. A Belgia w dodatku szykuje się właśnie do  majowych wyborów parlamentarnych.

Dyplomaci innych państw ubolewają natomiast nad "kryzysem wiarygodności" NATO, o którym mówił w poniedziałek ambasador USA w  sojuszu Nicholas Burns. Jak ocenił jeden z polskich dyplomatów, "mleko się wylało. To, co się stało, pozostawi blizny. Teraz chodzi o ograniczanie szkód, jakie wywołał ten kryzys solidarności".

Według cytowanych dyplomatów, nikt nie traktuje natomiast zbyt poważnie rzekomo tworzącej się "osi Paryż-Berlin-Moskwa". Na  posiedzeniach NATO w ogóle się o tym nie mówi, a w kuluarach traktuje się to jako zagrywkę propagandową trzech państw.

em, pap